5. "Uważaj na język, wieśniaro"

4.6K 168 35
                                    

To muszę przyznać. Nauczyciele uczą fajnie i potrafią ciekawie przedstawić temat. Trochę gorzej wyglądają uczniowie. Jak widać miastowe dziewczyny nie są zbyt mile widziane. Już może nie chodzi o samo bycie miastowym, ale jak widać nie spodobało im się to, że w Venturze jestem w „elicie". W czymś czego oni tutaj nie mają. Raczej nie zachwycił ich też styl z jakim się odnoszę. Cóż, muszą się dostosować do norm miasta. Ich sprawa.

Szłam właśnie na kolejną lekcję. Drugą w tym dniu, którą mam z Travisem. Pierwsza była chemia. Potem sama musiałam przetrwać na angielskim i matmie. Tym razem zmierzę się z historią.

Szukałam na planie sali 98, kiedy niechcący na coś lub raczej na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę akurat w chwili, kiedy podręczniki wyleciały z rąk potrąconej przeze mnie dziewczynie. Trzy książki upadły na podłogę otwierając się na przypadkowych stronach.

- Prze... - urwała widząc, że to ja przed nią stoję. Automatycznie się otrząsnęła i przybrała obronną minę. – Zadowolona jesteś?

Kucnęła i szybkim ruchem zebrała swoje rzeczy. Patrzyłam na nią spod uniesionej brwi.

- Musisz się chyba nauczyć chodzić. Tutaj nie idziesz kręcąc dupą i myśląc, że wszyscy ci ustąpią – spojrzała na mnie wrogo.

- No tak – przybrałam udawaną skruchę. – Tutaj muszę przecież chodzić jakbym spadła z konia. Może mnie nauczysz? Ty radzisz sobie z tym świetnie.

Widziałam jak jej twarz zaczyna czerwienieć ze złości. Fuknęła oburzona i objęła swoje książki.

- Radzę ci uważać, paniusiu. Tutaj taka blondyna z miasta długo nie pożyje. Więc przyjmij sobie moją radę do serca, landryno. Odłóż markowe ciuchy i pogódź się, że zostałaś teraz jedną z nas. I jeśli nie chcesz wyjść na jeszcze większą ofermę, przyzwyczajaj się do wsi, l a n d r y n o – wysyczała ostanie słowo i pochyliła się złowrogo. Wyglądała jakby miała rzucić się na mnie z pazurami w obronie „stada".

- Uważaj na język, wieśniaro – zburzyłam się. Żadna wiejska dziewczyna nie będzie mnie nazywać paniusią czy landryną. – Jeszcze raz nazwiesz mnie...

- O! Carmen widzę, że zawierasz nowe znajomości – drobna blondyneczka wleciała między mnie, a szatynkę. Poznawałam ją z autobusu, kiedy przybijała sobie piątkę z Travisem. Ciemne włosy mojej „znajomej" zafalowały, kiedy odsunęła się mierząc dziewczynę zaskoczonym wzrokiem. Brązowe oczy przypominające migdały latały ode mnie do blondynki.

- Honey to nie jest dobry czas...

- Do kłótni – przerwała jej blondyna. Wredota, czyli Carmen, uśmiechnęła się do niej, a mi posłała złowieszcze spojrzenie i odmaszerowała. Zerknęłam na mojego obrońcę i ruszyłam pod salę.

- Nie ma sprawy. Nie musisz dziękować. Naprawdę. Uwielbiam godzić skłócone koleżanki – jej słodki i dający wrażenie nieśmiałego głos ociekał sarkazmem. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam w nieziemski błękit jej oczu, którego nie da się opisać słowami.

- Nie prosiłam o pomoc. Poradziłabym sobie – warknęłam i poszłam w swoim kierunku. Dziewczyna dogoniła mnie i przez chwilę mierzyła wzrokiem.

- Carmen może i nie jest miastową suką, ale nie da pomiatać sobą i swoją szkołą osobom jak ty – powiedziała w końcu, ciągle patrząc na moją twarz.

- Osoby jak ja? – syknęłam stając i gromiąc ją spojrzeniem. Ona jednak wyglądała jakby świetnie się bawiła. Wszystko wskazywało na to jak bardzo jest rozbawiona.

Naucz mnie żyć✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz