#33

621 49 1
                                    

Obudziłam się wisząc. Jeszcze trochę i ręce wylecą mi ze stawów. Hana mnie wkopała w coś czego sama chciała, a ja jestem niewinna. Uważałam ją za przyjaciółkę, ale okazała się być podłą suką.

-Czy ty umiesz chronić swoje myśli?-zapytał brunet wchodząc do pomieszczenia.

-Umiem. Mam je zablokowane dla takich pojebów jak ty, ale widać, że umiesz ominąć zabezpieczenia, aby posłuchać sobie moich myśli.

-Ale one są bardzo ciekawe.

-Wal się.

-Nadal sukowata. Jakim cudem ty nadal jesteś w pełni sił? Jesteś tu już trzeci dzień i nic ci nie jest.

-Mówiłam, że się zdziwisz co do mojej osoby.

-Ale żeby aż tak?

-No patrz.

-Ciekaw jestem jak dziś sobie poradzisz.

-Myślę, że tak samo dobrze jak wczoraj a może nawet lepiej.

-Zobaczymy.

-Zanim zaczniesz. Mógłbyś mi powiedzieć jak masz na imię?

-Sharpen.

-Strugaczka? Serio?

-Coś ci nie pasuje w moim imieniu?

-Skądże. Pasuje idealnie do ciebie.

-Czemu?

-Bo tniesz ludzi.

-Hahaha. Bardzo, kurwa, śmieszne. Możemy już zacząć naszą zabawę.

Podszedł do stołu z różnymi biczami, nożami, pasami i resztą dziwnych rzeczy. Wziął do ręki skórzany bicz, który na końcu miał przymocowany mały sztylet. No to może być ciekawe.

Pierwsze uderzenie. Nic nie poczułam. Kompletnie nic. Coś za mało się stara.

Kolejne uderzenie. Poczułam lekkie pieczenie skóry i nic więcej. Nadal się nie stara. Nawet mi skóry nie przeciął jeszcze.

Po kilku kolejnych uderzeniach czułam lekki ból i jak krew powoli wypływa z kilku ran. Wczoraj postarał się bardziej. To mają być tortury? No błagam was! Wczoraj było gorzej a dziś mnie oszczędza? Jest cholernie śmieszny.

Sharpen pociął jeszcze trochę moją skórę i uderzył kilka razy pięściami w brzuch.

-Już się zmęczyłeś?-zapytałam.

-Trochę. A ty dziś nawet nie zareagowałaś na to co ci zrobiłem. Dziś byłaś twarda, nie to co wczoraj.

-No patrz. Jednak cię zaskoczyłam.

-Tego nie da się ukryć.

-Sharpen długo będę tak wisieć? Ramiona mi wylecą.

-Hahahahaha. Może cię posadzimy. Zobaczymy. Tylko ramiona cię bolą?

-Tak-szeroko się do niego uśmiechnęłam.

-Zadziwiające. Jak ty to robisz?

-Ale co?

-Tak wytrzymujesz?

-A nie wiem. Może to iż jestem wampirem mi pomaga.

-Już nie jednego wampira w ten sposób zabiłem. Byli słabi. Nie to co ty.

-To nie wiem. Możesz mnie odwiązać?

-Nie spieprzysz?

-Nie.

Sharpen podszedł do mnie i odwiązał mi najpierw prawy a potem lewy nadgarstek. Spadłam na podłogę. Potarłam swoje nadgarstki.

Brunet patrzył cały czas na mnie. Zebrałam siłę w sobie. Dużo siły. Podeszłam do niego i sprzedałam mu prawego sierpowego. Upadł na podłogę. Serio taki słabeusz? To będzie prostsze niż myślałam.

Usiadłam na nim okrakiem i dostawał kolejne ciosy w twarz, klatkę piersiową i brzuch. W pewnym momencie usłyszałam trzask kości a z jego nosa trysnęła krew.

-Kurwa mać! Złamałaś mi nos.

-No i? Odwdzięczam się pięknym za nadobre. A ty się nawet nie bronisz. Co z ciebie za facet?

Uderzyłam chyba ciut za mocno bo nagle stracił przytomność. Dla mnie super.

Podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wyjrzałam. Nikogo nie ma. Wyszłam zamykając za sobą drzwi. Wędrując korytarzami dotarłam do wyjścia z budynku. Coś łatwo poszło. Za łatwo bym powiedziała. Ale skoro jest okazja to żal nie skorzystać. Wyszłam na dwór.

Piękne, nocne niebo usiane gwiazdami. I to zajebiste powietrze. Tego mi było trzeba.

Zaczęłam biec. Rozpoznałam miejsce gdzie się znalazłam. Do domu spacerkiem mam godzinę drogi. Jak pobiegnę będę szybciej. Mały ruch dobrze mi zrobi. Chuj, że mam bluzkę rozciętą i widać mi cycki.

Teraz tylko dotrzeć do domu.

👽👽👽
Tymi komentarzami pod poprzednim rozdziałem zmotywowaliście. Następny myślę, że dodam szybciej.

WampirzycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz