Obudziłam się bardzo wcześnie. Przez okno przenikały pierwsze nieśmiałe promyki słońca. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał piątą dwadzieścia. Wstałam z łóżka i założyłam swój strój do biegania. To, że dzisiaj jestem umówiona ze starszyzną nie oznacza, że mogę zrezygnować z treningu. Nie ma takiej opcji. Zbyt ciężko pracowałam przez ostatnie cztery miesiące, żeby teraz sobie odpuścić, jeśli nie pobór wiosenny to jesienny, a jeśli nie ten to za rok spróbuję. Wzięłam jeszcze jabłko i wybiegłam z domu.Biegałam przez las, po górkach, gdzie tylko popadnie. Kiedy przebiegała obok domu Marcusa zauważyłam, że siedzi on na patio i wyparuje się w las. Kiedy mnie zobaczył, zrobił zdziwioną minę. Uśmiechnęłam się do niego i skinęłam głową na znak szacunku. Odwzajemnił mój gest, co mnie trochę zdziwiło. Starszyzna nigdy się nie kłania. Nikomu, a już w szczególności nie becie. Pobiegłam dalej. Z zaciekawieniem myślałam, co Marcus robił tak wcześnie na nogach. Spojrzałam na zegarek i mnie zamurowało. Ósma czterdzieści trzy. Nie zdążę. Akkarin mnie zabije. Ja się zabiję. Pobiegłam jak najszybciej do domu i przebrałam się w jeansy i czarną koszulkę w wielkim, złotym napisem Wolf. Wybiegając z domu próbowałam ułożyć jakoś włosy. Jeśli się spóźnię, pomyślą, że ich lekceważę i na sto procent odmówią. Kiedy dobiegłam pod budynek była ósma pięćdziesiąt siedem. Zdążyłam! — Wykrzyczałam w duchu i jak najszybciej weszłam do sali obrad. Marcus na mój widok uśmiechnął się nieznacznie. Ten dzień jest jeszcze dziwniejszy niż był piętnaście minut temu.
— Usiądź Brithany. Zostałaś tutaj wezwana, aby poznać wolę starszyzny w sprawie twojej prośby. Zgadza się? — zapytał Harry.
— Tak jest.
— Czy to prawda, że od czterech miesięcy ciężko trenujesz i wyrabiasz program przygotowujący do szkolenia? — zapytał tym razem Albus.
— Nie.
— Wytłumacz. — polecił Marcus.
— Od ponad czterech miesięcy trenuję. Dwa tygodnie temu skończyłam programprzygotowujący do szkolenia. W czasie tych miesięcy brałam również dodatkowe pięć godzin sztuk walki z Tonim Johnsonem.
— Czy to prawda Tony?
— Najprawdziwsza alfo. — opowiedział Tony, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z jego obecności.
— Powiedziałaś, że dwa tygodnie temu skończyłaś podstawowe przeszkolenie. Jak udało jej się skończyć szkolenie przeznaczone na osiem miesięcy w cztery? — Akkarin skierował to pytanie do Tony'ego.
— Brithany wykazywała się wyjątkową zdolnością przyswajania nowych wiadomości. Szybko wykorzystywała je w praktyce. Jej zaciętość w wykonywaniu ćwiczeń i pomysłowość pozwoliły jej nie raz przewyższać swoich starszych kolegów o wiele punktów w technice walki. Jest ona wspaniałym wojownikiem godnym mojego szacunku. Jeszcze nigdy nie spotkałem tak młodej dziewczyny, która przeszłaby przeszkolenie bez najmniejszego narzekania, a co ważniejsze zawsze z uśmiechem na ustach. — powiedział Tony i skłonił się przede mną.
— Dziękujemy ci Tony. Mamy jeszcze jedno pytanie. Czy uważasz, że Brithany Kayla Williams jest gotowa, aby zacząć szkolenie o dwa lata wcześniej?
— Jak najbardziej. Jest przygotowana lepiej niż większość mojej grupy. A tak jak wspomniałeś alfo, są oni od niej o dwa lata starsi.
— Dziękujemy. Możesz usiąść. Brithany decyzja zostanie wydana po piętnasto minutowej naradzie. Na razie możesz usiąść. — powiedział Akkarin i razem z pozostałą trójką wyszedł z sali.
To piętnaście minut dłużyło się niemiłosiernie. Siedziałam jak na szpilkach. Każdy stukot, każdy łaskot powodował, że siedziałam na siedzeniu jak skamieniała. Wreszcie po upływie czasu drzwi do sali się otworzyły, a starszyzna zajęła swoje miejsca. Wstał Marcus i powiedział.
— Brithany Kaylo Williams. Po długiej dyskusji prowadzonej pomiędzy moimi rówieśnikami postanowiliśmy, że — tu przerwał. — nie jesteś jeszcze gotowa na to szkolenie. Dziękujemy. Zamykamy posiedzenie. — powiedział i razem z resztą starszyzny ponownie opuścił salę.
*W mediach reakcja Brithany*
Stałam tam i wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze kilka sekund temu stał Mistrz Marcus. Nie czułam złości ani żalu. Na początku czułam się tak, jak by ktoś wymierzył mi siarczystego policzka. Teraz nie czułam nic. Wyszłam z sali obrad i skierowałam się w stronę domu. Weszłam do salonu i zauważyłam tam Soneę i o mój Boże. To niemożliwe. On naprawdę tutaj jest!
— Derek!
— Witaj siostrzyczko. Słyszałem o ich decyzji. Jak się czujesz?
— Szczerze? Nie czuję złości czy żalu. Jedyne co czuję to zawód, ale to nic spróbuję za rok. — powiedziałam i wywołałam na twarzy sztuczny uśmiech. — Lepiej opowiadaj co ty tutaj robisz?
— Przyjechałem na tydzień na przepustkę. Nasz trener zachorował więc mamy wolne.
— To wspaniale. Będziesz spał ze mną?
— Jeśli tylko Luna się zgodzi...
— Ależ oczywiście. Jesteście przecież rodzeństwem. — rzekła Sonea
Leżałam na łóżku i czekałam na Dereka, który był w gabinecie Akkarina. Kiedy przyszedł usiadł na łóżku z zamyśloną miną.
— Co się stało braciszku?
— Co? Nie nic... Jestem bardzo zmęczony. Ty pewnie też. Dobranoc. — powiedział, pocałowała mnie w czoło i przytulił do moich placów. Kilka sekund później zasnął. Leżałam tak jeszcze z piętnaście minut, po czym ja również odpłynęłam do krainy Morfeusza. Dni mijały. Od czasu odmowy minęły już trzy dni. W piątek obudziłam się o piątej. Wstałam i zaczęłam szykować strój do biegania. Czas zacząć nowy dzień.
🔽🔽🔽🔽🔽🔽🔽🔽
Hej.
I mamy następny.
Dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlania.
Jesteście wielcy.
Następny już wkrótce.
❤❤❤
Planuję na święta mały bonusik
❤❤❤Buźka :3
Wiki ;3Korekta tekstu: Pigulakkk
CZYTASZ
Mój wilczek
WerewolfBrithany to zwykła czternastoletnia dziewczyna... No dobra może nie taka zwykła. Jest Wilkołakiem. Mieszka w Wilczym Szańcu razem z bratem i rodzicami. Pewnego dnia w jej życiu dochodzi do tragedii po której dziewczyna wyjeżdża. Czy Brithany pod...