11. Co za frajer!

5.6K 278 83
                                    

Rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Natalcia2062 która mi truła, truła i truła żebym go wreszcie skończyła i wstawiła. Możecie jej podziękować. To mój osobisty motywator. Zawsze mnie wspiera choć czasami mam ochotę ją udusić. ❤❤

✴✴✴✴✴✴✴✴

Ten tydzień choroby minął dość powolnie. Od czasu incydentu w pokoju nie wiedziałam się z Calumem.
Może i lepiej, bo co niby miałam mu powiedzieć.

- O hej Calum, pamiętasz jak byłeś pijany w trzy dupy i powiedziałeś do mnie kochanie. Przecież to jest normalne, że opiekun do podopiecznej mówi kochanie i całuje ją w policzek na dobranoc prawda?? - szłam szlakiem i mówiłam do siebie.

- Przepraszam cię za to... - usłyszałam za sobą głos Caluma. Odwróciłam się zażenowana i spojrzałam na bruneta.

- Za co?

- Twój monolog i sytuacja w moim pokoju. Ja byłem trochę pijany.

- Trochę???

- Ok. Byłem zachlany w trzy dupy.

- Nie masz, za co mnie przepraszać. Ciekawi mnie tylko dlaczego powiedziałeś do mnie kochanie?

- To rozmowa na dłuższą chwilę.

- Ok. Jeśli nie chcesz nie mów. Widzimy się dzisiaj wieczorem? - spytałam.

- Tak o osiemnastej, jeśli ci pasuję.

- Dobrze. Osiemnasta może być. Dzisiaj jestem jeszcze zwolniona z zajęć więc jest ok.

- Przez tą chorobą mi się rozleniwisz. - powiedział z uśmiechem ukazując przy tym te swoje bielutkie ząbki.

- Chciałbyś prawda. Mam świetną formę nawet po tygodniowym wypoczynku.

- Zobaczymy dzisiaj wieczorem i pamiętaj ubierz się dzisiaj w coś obcisłego. Będziemy przerabiali różne pozycję. - powiedział.

- Ok? - powiedziałam zasłaniając rumieńce spowodowane tym, że odebrałam tą wypowiedź w inny sposób niż powinnam. Calum jakby rozumiejąc moje zawstydzenie, zmieszał się i szybko dodał.

- Walki.... Pozycję walki.

- Oczywiście, przecież co innego. - powiedziałam i oboje wybuchliśmy śmiechem dla rozluźnienia atmosfery.

- Jeszcze mógłbym cię czegoś nauczyć.

- Nie dziękuję.

- Ja ci wcale nic nie proponowałem.

- Wiem. Idę pobiegać muszę się trochę rozruszać przed wieczorem.

- Ok. Tylko uważaj. - powiedział i odszedł w swoją stronę.

Było już grubo po siedemnastej, a ja zbiegałam z górki, kiedy usłyszałam, że coś porusza się za mną. Odwróciłam się, ale dźwięk dochodził z pobliskich krzaków. Powoli podeszłam do krzaczka, ale nie wyczułam niczego, czego powinnam się bać. Schyliłam się i uklękłam przed rośliną, aż coś wychyliło swoje małe ciałko. To pachniało jak.... Zając.

Włożyłam ręce w krzaki i odgarnęłam je na boki. Moim oczom ukazał się słodziutki, szary, puszysty zajączek. Złapał się w sidła i jego nóżka utknęła w pętli z drutu. Dlaczego ludzie są tacy okrutni? Nie umieją docenić piękna otaczającej ich w około przyrody.

- Chodź tutaj malutki. Zaraz cię uwolnię. - mówiłam do zająca spokojnym głosem, ale on cały czas się szarpał i próbował uwolnić zaklinowaną nóżkę. - Przestań się wiercić, bo zostaniesz tutaj na zawsze, a wtedy ktoś zrobi z ciebie gulasz. - Wrzasnęłam, a zwierzątko skuliło się i uspokoiło. - No tak już lepiej. - złapałam go za szarą skórę na karku i uwolniłam jego małą nóżkę z wnyki. Położyłam go na ziemi i pogłaskałam po karku. - Pamiętaj, żeby więcej nie pakować się w takie kłopoty. - powiedziałam do zwierzątka i puściłam je, żeby uciekło w las.

Mój wilczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz