- Cześć ździro... - Powiedziałam głosem przesiąkniętym jadem. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę ze zdziwioną miną. No jeśli myślała, że wszyscy ją polubili to się grubo myliła.
- Kim ty jesteś, żeby się tak do mnie odzywać? - Spytała tym swoim irytującym głosem. Spojrzałam na Daniela, ale on nie zareagował. Poczułam się urażona. Nawet nie spojrzał w moją stronę.
- Odechciało mi się jeść. - Rzuciłam do Akkarina i Sonei. Wstałam od stołu i już chciałam odchodzić, kiedy usłyszałam jej głos.
- To odpowiesz mi kim jesteś? - Spytała Olivia, a ja odwróciłam się w jej stronę i ostatni raz posłałam Danielowi spojrzenie. Kiedy zobaczyłam, że nie reaguje, odpowiedziałam jej.
- Ja już jestem nikim ważnym. W sumie chyba nigdy nie byłam kimś ważnym. Szczęścia życzę w związku. - Powiedziałam i wskazałam na Daniela i ją.
- Dzięki. - Warknęła i zajęła moje miejsce obok Daniela.
Nie odwracając się już wyszłam z domu głównego i pobiegłam do pokoju. Wpadłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Położyłam się na plecach i wpatrywałam w sufit. Nie płakałam. Ale to bolało. Bolało jak cholera. Kilka minut temu był taki czuły i delikatny, a teraz nie okazywał mi żadnych uczuć. Nie wiem czemu, ale w pewnym momencie poczułam się tak jak wtedy, kiedy straciłam rodziców. Poczułam się jakby straciła połowę siebie. Jakby ktoś wyszarpał ze mnie wszystko, co wzbudzało radość i zastąpił to smutkiem i bólem. Przejechałam ręką po twarzy i szyi, a moja ręka natrafiła na łańcuszek. Zdjęłam do i odłożyłam na biurko. Położyłam się z powrotem i zakryłam twarz dłońmi. Wdech... Wydech... Wdech... Wydech...
- Ok. Nie będę rozpaczała z powodu tego co się stało. Czas wziąć się za siebie. - Powiedziałam sobie i wstałam z łóżka.
Złapałam za ręcznik i sportowe ciuchy. Poszłam szybko do łazienki przebrać się w ubrania i ruszyłam na siłownie. Nasze "Miasto" było wbrew pozorom i zwyczajom całkiem nowoczesne. Mieliśmy dobrze zaopatrzone centrum komputerowe i świetnie wyposażoną siłownię. Najlepsze co w niej było to dziewięciostanowiskowa wieża MAXI MP-T003 - Marbo Sport. Pamiętam też, że zawsze ojciec z bratem tam chodzili i nie chcieli mnie zabierać ze sobą. Wtedy żałowałam, że nie jestem chłopakiem i nie mogę ćwiczyć tak jak inni. Teraz kiedy przeszłam już całe szkolenie mogłam legalnie korzystać z siłowni.
Weszłam do siłowni, która obecnie znajdowała się pod ziemią. Było to najlepsze miejsce, ponieważ było tam chłodno. Pierwsze co zrobiłam to poszłam do pokoju trenera. Stanęłam w drzwiach i obserwowałam jak ciemno skóry mężczyzna przekłada jakieś papierki na blacie.
- Wejdziesz Brithany czy będziesz tak stała i się gapiła? - Powiedział nawet nie unosząc głowy.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? -Spytałam i weszłam do pomieszczenia. Stanęłam przed biurkiem. Mężczyzna podniósł na mnie wzrok i się uśmiechnął. Wstał z fotela i podszedł do mnie.
- Brithany ależ ty wyrosłaś. - Powiedział zamykając mnie w uścisku.
- Też się cieszę, że cię widzę Morganie Freeman. - Powiedziałam i odwzajemniłam uścisk. Usiedliśmy na kanapie, a ja podniosłam rękę z której cały czas sączyła się krew.
- O boże co ci się stało? - Spytał i poderwał się z miejsca.
- To nic. Roztrzaskałam dwie szklanki. Mógłbyś mi to opatrzyć? - Powiedziałam spokojnie.
- Oczywiście. Poczekaj chwilę. - Powiedział i zniknął za drzwiami. Wrócił z dużą czerwoną skrzyneczką, co jak się domyślam było apteczką. Usiadł na przeciwko mnie. - Hood przynieś mi szczypce i pęsetę!! - Krzyknął w stronę drzwi. Kilka sekund później do biura przyszedł tak dobrze mi znany chłopak. Kiedy podniósł wzrok trzymane rzeczy w jego ręce upadł, a sam wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem. - To jest...
CZYTASZ
Mój wilczek
WerewolfBrithany to zwykła czternastoletnia dziewczyna... No dobra może nie taka zwykła. Jest Wilkołakiem. Mieszka w Wilczym Szańcu razem z bratem i rodzicami. Pewnego dnia w jej życiu dochodzi do tragedii po której dziewczyna wyjeżdża. Czy Brithany pod...