Alternatywa [OP]

218 12 3
                                    


 Tytuł: Alternatywa

Gatunek: angst

Ostrzeżenia: brutalne opisy, spoilery (do okolic wyspy ryboludzi), angst

Znajomość fandomu potrzebna do zrozumienia treści.

Opis: Atak Akainu wydawał się być dokładnie taki, jak ten sobie to zaplanował. Bo przecież niemożliwe, żeby ktoś był w stanie przeżyć coś takiego... Prawda?

Dedykowane dla: synne (nie mam pojęcia, czy ma tutaj konto...)

~~~~

 Luffy znieruchomiał, widząc, jak pięść admirała zmierza w jego kierunku. Powinien zrobić unik, zablokować cios, cokolwiek. Jednak wyczerpany i zszokowany organizm nie chciał współpracować. Dlatego tylko stał, wpatrując się w lawę zastępującą skórę Akainu.

Usłyszał, że ktoś krzyknął jego imię. Drgnął nieznacznie, ale nie zdołał się otrząsnąć. Nawet, gdyby to zrobił, to było już za późno, żeby uciekać.

Właśnie w momencie, w którym pogodził się z faktem, że to już koniec, poczuł mocne uderzenie w ramię. Poleciał daleko w bok, zdając sobie sprawę z tego, że ktoś musiał go popchnąć z dużą siłą. A do głowy przychodziła mu tylko jedna osoba, która mogłaby to zrobić.

- Ace! - krzyknął, podrywając się do góry i obracając się.

W miejscu, w którym stał jeszcze chwilę wcześniej, teraz ziała ogromna dziura w grubej warstwie lodu, wypełniona wrzącą wodą. Rozejrzał się i zobaczył na krawędzi krateru czerwoną plamę. Bez namysłu ruszył w tamtą stronę, nie zwracając uwagi na drżące nogi.

Krwi było dużo. Zdawałoby się, że stanowczo za dużo, jak na jedną osobę. Jednak ani na lodzie, ani w wodzie nie zdołał dostrzec rannego brata. Ani nawet jego martwego ciała. Ręka. Tylko tyle znalazł. Kończyna urwana była mniej więcej na wysokości połowy ramienia. Mimo dużej ilości krwi i rozległych połaci zwęglonej skóry, wciąż można było rozpoznać fragmenty jego charakterystycznego tatuażu. Tylko to sprawiło, że Luffy uwierzył w prawdziwość tego pełnego grozy obrazu. Jego wzrok oderwał się od urwanej ręki tylko na chwilę, kiedy tuż obok przetoczyło się kilka krwistoczerwonych koralików, pochodzących z tak dobrze znanego mu naszyjnika.

Zaczął rozglądać się z jeszcze większą desperacją niż kiedykolwiek wcześniej. Nie chciał dopuścić do siebie jedynej, narzucającej się w tej chwili myśli... Przecież Ace musiał gdzieś tu być! Bez ręki, ciężko ranny, ale gotowy, by w każdej chwili uśmiechnąć się szeroko i zarzucić swojemu braciszkowi, że znowu musi się nim opiekować. Zawsze tak było! Przecież obiecał, że nie umrze! Nie mógł stracić jeszcze jego...

Jakiś ruch zwrócił jego uwagę. Po drugiej stronie krateru stał Akainu, ściskając w jednej ręce charakterystyczny kapelusz i spoglądając z wyższością na przerażonego pirata. Monkey zdał sobie sprawę, że admirał musiał dojść do tych samych wniosków, które ten tak uparcie odrzucał. Ponownie przeczesał wzrokiem teren, ale coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że to nie ma sensu. Poza niemożliwie wielką plamą krwi i urwaną kończyną, dookoła nie widział jakichkolwiek śladów obecności brata. Ogromna dziura pośrodku też nie dawała żadnych nadziei. Ace był użytkownikiem, nie potrafił pływać. A nawet jeśli by umiał, żaden człowiek nie byłby w stanie wytrzymać tyle czasu pod wodą, bez dostępu do tlenu, a tym bardziej we wrzącej wodzie. Nie po utracie takiej ilości krwi.

- Nie – szepnął, opadając na kolana. - Nie! - Powtórzył, tym razem krzykiem.

Z jego ciemnych oczu zaczęły płynąć łzy. Świat dookoła przestał się dla niego liczyć z chwilą, kiedy prawda dopadła go z całą swoją brutalną siłą. Wycieńczone ciało i pogrążony w rozpaczy umysł w końcu zdołały zrobić swoje. Luffy wydał z siebie jeszcze jeden, niemal zwierzęcy okrzyk, pełen cierpienia i żalu, po czym stracił świadomość.

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz