Walka [OP]

145 6 1
                                    

Tytuł: Walka

Fandom: One Piece

Paring: Zoro x Sanji

Ostrzeżenia: yaoi, wspomniane znęcanie się nad dzieckiem (nic poza kanonem)... Krótkie.

Opis: Sanji nieco zbyt dobrze pamięta swoje dzieciństwo. Może dlatego sam pomysł, że Zoro miałby walczyć - nawet dla zabawy - z ich córką, wydaje mu się tak... niewłaściwy.

W tym shocie Zoro i Sanji mają córkę. Wytłumaczcie to sobie, jak macie ochotę. Jak dla mnie adoptowali jakąś (pewnie Toko), ale jak wolicie jakąś inną alternatywę (mpreg, magiczna fasolka, bardzo odważny bocian...), to droga wolna.

~~~~

  Sanji był pewien, że jeśli kiedykolwiek będzie miał dziecko, nigdy nie pozwoli, by musiało ono walczyć ani z nim ani z jego drugą połówką. Nawet, gdyby miał w tym celu sprzeciwić się kobiecie.

Nie miało znaczenia, ile razy widzieli podczas swoich wypraw dzieci, którzy udawane walki ze swoimi rodzicami traktowali jako świetną rozrywkę. Nie miało znaczenia, ile razy słyszał, że pomagało to młodym w późniejszym życiu, szczególnie na Grand Line. I w końcu, nie miało znaczenia, że w pewnym okresie swojego życia nawet zaczął doceniać wszystkie walki, które odbył z Zeffem, jeszcze na Baratie. Nie zmieniał zdania.

Był pewien, że w życiu by na to nie pozwolił. Jego własne dzieciństwo zbyt mocno odbiło się na jego psychice. Kiedy każda walka z braćmi kończyła się złamanymi kośćmi, a z ojcem – złamanym sercem. Nie mógłby patrzeć, jak coś takiego dzieje się jego własnemu potomkowi. Nie miało znaczenia, że nikomu nie działaby się krzywda, że przecież on był inny. Po prostu walka – jakakolwiek – z własnym dzieckiem nie wchodziła w grę. Bez względu na to, z kim miałby się związać.

To było więc swojego rodzaju szokiem, kiedy odkrył, że uwielbiał patrzeć, jak Zoro udawał, że bił się z ich córką. Kochał ten dumny uśmiech na jej twarzyczce, kiedy mężczyzna pozwalał jej wygrać. Czuł, jak wypełnia go ciepło, na dźwięk jej śmiechu, kiedy Roronoa wydawał mało wiarygodne okrzyki bólu, gdy ta pacnęła go w rękę czy w brzuch. Rozczulał się w tych sytuacjach, w których Zoro próbował nauczyć ją, że nie zawsze można wygrywać i delikatnie dawał do zrozumienia, że tym razem to on był górą, zawsze kilkukrotnie upewniając się, że małej nie stała się najmniejsza krzywda, podczas upadku na trawę czy po wpadnięciu do wody. I uśmiechał się, kiwając do siebie głową, kiedy szermierz zapewniał ją, że idzie jej świetnie, jest wspaniała i obydwoje ją kochają.

W każdej z tych sytuacji nie mógł się powstrzymać przed przypomnieniem sobie własnego dzieciństwa. Porównywał te sytuacje i rozumiał, że mógł nie mieć racji. Bo gdyby jego walki wyglądały w ten sposób, pewnie pokochałby to. Może nawet potrafiłby wysilić się na tyle, żeby faktycznie zadowolić ojca... Może...

To jednak nie miało najmniejszego znaczenia. Bo za każdym razem, obserwując interakcje Zoro z ich córką, rozumiał, że nie chodziło o to, w jaki sposób umiejętność była uczona. Ani czy była.

- Dzisiaj była trochę wolniejsza, nie sądzisz? - zapytał pewnego dnia, kiedy mała spała już w swoim pokoju.

- Tak myślisz? - Zoro zerknął na niego, nie ruszając głowy ze swojego miejsca na ramieniu kucharza. - Może Luffy ją wcześniej zmęczył. - Wzruszył leniwie ramieniem. - Najważniejsze, że bawiła się dobrze. Nawet zaczęła udawać, że przyzwała swojego przyjaciela, dinozaura. Pewnie spędziła za dużo czasu z Usoppem...

Dla Zoro nie miało znaczenia to, jak silna była ich córka. Nie próbował zrobić z niej wojowniczki, jeżeli sama by tego nie chciała. Nigdy mu nawet przez myśl nie przeszło, by próbować porównywać jej siłę z kimkolwiek innym – chociaż, oczywiście, wciąż miał ten dumny wzrok, kiedy pokonywała jakiegoś innego dzieciaka, z którym się bawiła, i obiecywał, że przekona Sanjiego, by ten zrobił jej coś słodkiego, kiedy to ona przegrywała.

Dla Zoro, najważniejsza była ich córka, a walka z nią była kolejną okazją, by jej to okazać. Coś, co Sanjiemu zajęło zdecydowanie zbyt dużo czasu, żeby zrozumieć. To nie był jego ojciec, na którego miłość trzeba było zasłużyć.

Sanji kochał, kiedy jego dziecko walczyło ze swoim rodzicem. I wiedział, że ona też to uwielbiała.

~~~~

W sumie nawet nie jestem pewna, co chciałam tym czymś zrobić. Gdzieś w mojej głowie pojawiła się wizja takiej miniaturki, w której to Sanji porównuje swoje walki z ojcem (ugh, biedna kaczuszka...) i "walki". Zoro z ich córką. Chyba chciałam po prostu napisać Zoro, który jest strasznie słodki w stosunku do dzieci. Tak się czasami zdarza...

Nie pamiętam tak naprwadę, co było powodem tej wizji, ale jestem prawie pewna, że miało to wyglądać inaczej. No cóż, trudno.

Miałam wrzucić w tamtym tygodniu, ale z jakiegoś powodu byłam przekonana, że zdążę napisać coś innego (co mi zajmie pewnie co najmniej kolejne 2 tygodnie) i za późno się zorientowałam, że jednak nie uda mi się tego skończyć, a nie mam nic w zapasie. Cóż, jeśli to kogoś pocieszy, to kolejne 2 shoty są krótkie i pewnie nie zajmą mi zbyt dużo czasu, więc kolejne dziwne rzeczy powinny się pojawić zgodnie z planem. Prawie na pewno.

A potem może skończę to trochę dłuższe coś...

Huh, dajcie znać, co myślicie i miłego!

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz