Who tells your story [W]

94 1 2
                                    

Tytuł: Who tells your story

Fandom: Wiedźmin (książka/gra/serial, wyjątkowo bez różnicy)

Opis: Jaskier pojawia się w niewielkiej wiosce, podobno z nową opowieścią. Mieszkańcy zbierają się, by posłuchać sławnego trubadura. Jednak ta konkretna pieśń jest... Inna.

Ostrzeżenia: Uhm, śmierć postaci (wspomniana), angielski (fragment piosenki, przetłumaczę!)... Może niekoniecznie wszystko zgodne z kanonem.


~~~~

  W tawernie było ciszej niż można by było przypuszczać. Szczególnie, biorąc pod uwagę, że w środku był większy ruch niż zazwyczaj. Jednak nikt nie wrzeszczał, nie słychać było pijańskich śpiewów czy wybuchów śmiechu. Jedynie postukiwanie szklanych naczyń i ciche szmery, kiedy wszyscy wpatrywali się w pojedynczą postać, ostrożnie strojącą swoją lutnię.

Wieść szybko się rozniosła, że oto do ich nic nie znaczącej wioski przybył mistrz Jaskier. Jeden z najlepszych trubadurów na świecie, jeżeli nie najlepszy. Chyba nie było osoby, która nie słyszałaby jego wspaniałych utworów opiewających przygody Białego Wilka, czarnowłosej czarodziejki czy kilku innych, rzadziej pojawiających się postaci. A teraz podobno miał nową historię. Pieśń, której jeszcze nigdy nie śpiewał. Nową przygodę do opowiedzenia? Kolejną cisnącą łzy do oczu historię miłosną? Jeszcze jedną melodię, mającą na celu zmotywować ludzi do boju?

Coś jednak w poecie wydawało się nie tak. Podobno przybył do wioski cały zakurzony, a część jego ubrań była zniszczona i zabłocona. Nawet teraz – czysty i najedzony – wydawał się dziwnie cichy, jakby zamyślony. Chociaż, może to faktycznie było zwyczajowe zachowanie barda, przecież opowieści nie zawsze całkowicie pokrywały się z prawdą.

W końcu Jaskier najwyraźniej skończył, bo potoczył wzrokiem po zebranych osobach, posłał niewielkie uśmiechy co urodziwszym pannom, po czym zaczął piękną, podniosłą melodię.

Plotki o pięknie śpiewu trubadura nie miały porównania z rzeczywistością. Było to coś, co trzeba było usłyszeć, żeby zrozumieć. Nawet ci, którzy faktycznie znali jego pieśni i roznosili je po okolicznych osadach, nie potrafili w pełni oddać ich piękna. Mieszkańcy siedzieli zasłuchani w niesamowitą historię.

Z zachwytem słuchali o dziwnej kreaturze, z którą w bój poszedł sławetny wiedźmin. Z niedowierzaniem wyobrażali sobie wygląd szkarady, która sprawiła problem samemu Geraltowi z Rivii, wspieranego przez równie potężną Yennefer z Vengenbergu. Wstrzymywali oddech, kiedy bestia zraniła czarodziejkę i z łzami w oczach przysłuchiwali się, jak w końcu Biały Wilk zdołał powalić bestię.

Spodziewali się, że w tym miejscu pieśń się zakończy. Że może Jaskier postanowi rozwiać nieco tajemnicę i w końcu nada potworowi jakąś nazwę – to zawsze sprawiało, że nieznane wcześniej strachy wydawały się mniej przerażające. Jednak tak się nie stało. Pieśń tylko zmieniła nieco ton, zamiast przybierając żywszy, sugerujący zabawne zakończenie, czy podniosły, zwiastujący pouczający morał, ten zmienił się na wolniejszy, poważniejszy... Nieco wręcz melancholijny. I wciąż trwała.

Więc słuchali. Słuchali, jak po drodze szpony monstra okazały się trujące. Jak czarodziejka straciła siły. O mrożącym krew w żyłach wyścigu z czasem, kiedy wiedźmin niósł bezwładne ciało, próbując odszukać najbliższego uzdrowiciela. O samotnym pogrzebie, gdzieś pośród grzbietów górskich i wysokich drzew.

Jednak i to nie był koniec. Pieśń opisywała jeszcze powrót po zapłatę. Gniew Białego Wilka i obojętność jego klientów. I tę ranę na ciele wiedźmina, o której on sam zapomniał, bo przecież była tak niewielka w porównaniu do ran jego towarzyszki. Aż w końcu, klęskę samego Geralta, osłabionego trucizną i pokonanego przez potwory, w ludzkich skórach.

- Let me tell you what I wish I'd known when I was young and dreamed of glory – zaśpiewał na końcu Jaskier, tonem dając znać, że tym razem faktycznie zbliżali się do końca pieśni. Że nie było niespodziewanego szczęśliwego zakończenia. Nie tym razem.

Ci, którzy byli wystarczająco blisko trubadura, a ich oczy nie były na tyle załzawione, aby całkowicie zamazać obraz, mogli dostrzec, że tym razem bard poruszył nie tylko publiczność, bo z jego oczu również ciekły strumienie łez. Jednak jego głos pozostawał mocny. Nie załamywał się... Aż do ostatnich czterech wyrazów.

- You have no control; who lives, who dies, who tells your story.

~~~~

"Let me tell you..." - Pozwól, że powiem ci, co chciałbym wiedzieć, kiedy byłem młody i marzyłem o sławie. Nie masz kontroli; kto żyje, kto umiera, kto opowiada twoją historię. (Mniej więcej. I po angielsku się ładnie rymuje. Ja tak nie potrafię, dlatego zostawiłam oryginał ;) )

Generalnie, zobaczyłam gdzieś fragment tej piosenki z Hamiltona (who lives, who dies, who tells your story) i jakoś tak wyszło... Nie, nie widziałam musicalu, a i samej piosenki za bardzo nie znam, więc może z polecaniem się wstrzymam, ale słowa inspirujące.

Osobiście tutaj wyobrażam sobie serialowego Jaskra, tylko kilka(naście? dziesiąt?) lat później, kiedy jest znanym i cenionym "Mistrzem Jaskrem", a nie "tym dzieciakiem, co próbował poprawić PR Geralta"... Bo Jaskier był w tym serialu jedną z niewielu rzeczy, które przyjęłam bez najmniejszego "ale", nawet pomimo tego, że tak bardzo różnił się od wersji książkowej/growej. To zupełnie inna postać, co nie znaczy, że gorsza. No bo jak mam nie uwielbiać relacji Shrek-Osioł, kiedy Shrek była jedną z moich ulubionych bajek? (Dalej jest)

Uhm... Zabiłam Geralta, zabiłam Yen, zniszczyłam psychicznie Jaskra... No, moja robota wykonana :3

A tak ogólnie, to w sumie nie jestem pewna, z czym walczyli. Jakiś potwór zmutowany genetycznie i wzmocniony magicznie przez ludzi, którzy chcieli pozbyć się Geralta, bo... Bo ten i tak miał sporo wrogów, a ludzie to z reguł uprzedzone istoty, które chcą zabić wszystko, czego nie rozumieją, nic nowego. A z tą raną wieśka to chodziło o to, że też został otruty, tylko słabo i z tymi swoimi zdolnościami by się uleczył... W końcu. Ale był na tyle osłabiony, że jak go zaatakowali, to nie zdołał się obronić. I w sumie tyle. Jaskier przy tym był, ale go puścili... Albo zdołał uciec.

Chyba nie powinnam tego tłumaczyć... Jeśli ktoś potrzebuje tłumaczenia, to prawdopodobnie znaczy, że źle to napisałam... Huh, trudno. Może to wcale nie było potrzebne...

No nic, dajcie znać, co myślicie i miłego!

(W przyszłym tygodniu znowu ZoSanowa miniaturka, ale na kolejny może uda mi się skończyć coś dłuższego... Zobaczymy.)

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz