Wspólne śniadanie [OP]

172 13 1
                                    

Tytuł: Wspólne śniadanie

Fandom: One Piece

Paring: Zoro x Sanji

Opis: Zoro nie był jakoś szczególnie zdziwiony faktem, że na śniadaniu był tylko z Sanjim. Często się zdarzało, że załoga zostawała na noc na lądzie, jeżeli akurat dobijali do nowej wyspy. Nawet duża ilość dań czy bardziej eleganckie ubranie kucharza nie zdołały go zaskoczyć. Święto to święto, całkiem logiczne wytłumaczenie. Jednak powietrze przesycone zapachem aksamitek było nieco dezorientujące...

Bo wymiana nie wyszła, więc dlaczego nie zrobić jej miniaturowej wersji... Wesołych Świąt, bogatej weny, dużo czasu wolnego, smacznego jedzenia i Zoro-choinki... Albo takiego zwykłego, pod zwykłą choinką. Nie umiem życzeń, więc na tym poprzestanę, zanim się pogrążę jeszcze bardziej. Cas_Mastero, mam wrażenie, że nie o to chodziło, ale przy odrobinie szczęścia może ujdzie...?

~~~~

 Światło z lampy oświetlało bogato zastawiony stół, pełen różnego rodzaju jedzenia i picia. Usta Zoro rozciągnęły się w leniwym uśmiechu, kiedy zobaczył swoje ulubione potrawy rozłożone na eleganckich półmiskach, butelkę sake stojącą tuż obok dwóch kubków oraz tylko dwóch zestawów talerzy i sztućców. Więc tym razem to naprawdę byli tylko oni.

- Co to za okazja, kuku? - zapytał, podnosząc wzrok na Sanjiego.

Ten przez chwilę zdawał się całkowicie zapomnieć o świecie. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w szermierza, jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu. Usta miał delikatnie rozchylone, prawdopodobnie w szoku.

Roronoa spojrzał na siebie uważnie. No dobra, może jego kimono faktycznie było w nieco lepszym stanie niż zazwyczaj. Względnie nowe, więc jeszcze go nie przetarł w żadnym miejscu. Było wyprane, dlatego zamiast potu, czuć było jedynie delikatnie kwiatowy zapach, mieszający się z typową dla niego wonią sake i stali. Może nawet postarał się, żeby leżało względnie prosto, chociaż wciąż ukazując umięśnioną klatkę piersiową... Ale to nie było tak, że tylko on zrobił coś z własnym wyglądem.

Zamiast swojego zwykłego czarnego garnituru, Sanji założył ciemno-niebieski, który dobrze komponował się z żółtą koszulą pod spodem i... czy to był kwiatek? Przynajmniej tak wyglądała pomarańczowa roślinka stercząca z części gdzieś w okolicy klapy marynarki. Zoro był pewien, że część podtrzymująca zielsko jakoś się nazywała i chyba nawet blondyn usiłował go kiedyś nauczyć tego słowa...

Jednak zanim Zoro zdołał sięgnąć odpowiednio głęboko do swojej pamięci, kucharz doszedł do siebie.

- Dzisiaj święto, marimo, powinieneś o tym wiedzieć – powiedział chłodnym tonem, przywołując na twarz swój typowy, nieco zirytowany wyraz.

Szermierz wzruszył ramionami.

- Może być święto, jak długo masz sake – uznał łaskawie, chociaż wzrokiem już zaczął pożerać smakowicie wyglądające onigiri na jednym z większych talerzy.

- Dlaczego właściwie się wysilam? Ty wciąż pozostajesz tym samym jaskiniowcem... - Sanji pokręcił głową z rezygnacją.

- Masz jakiś problem, brewko? - Roronoa spojrzał na drugiego mężczyznę krzywo, chociaż bez oznak gotowości do walki. Nie tym razem.

- Jeden, stojący tuż przede mną. - Blondyn westchnął. - W porządku, jedzmy, bo zaraz wystygnie!

Wyjątkowo zgodnie obydwoje usiedli przy stole. Dopiero wtedy Zoro zmarszczył brwi, rozglądając się. Jasne, brak załogi zauważył wcześniej. I chociaż zazwyczaj śniadanie było posiłkiem, na którym byli wszyscy, to przecież często jedli osobno po dotarciu na kolejną wyspę. Dlatego szermierz postanowił ten fakt zignorować, a zamiast tego cieszyć się, że to on miał okazję spędzić wspaniały poranek z Sanjim. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy mógłby wyciągnąć z tego spotkania nieco więcej niż tylko jedzenie...

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz