Tryumf Berserka [OP]

227 10 2
                                    

Tytuł: Tryumf Berserka

Fandom: One Piece

Ostrzeżenia: przemoc (dość graficzna, z krwią i tymi sprawami), śmierci, wewnętrzne demony...

Paring: Zoro x Sanji

Opis: jeśli demony zamilkły, wcale nie oznacza to, że zniknęły. Mogą tylko czekać, wypatrywać okazji by ponownie przejąć kontrolę. A skoro człowiek zapomniał już,  jak z nimi walczyć, w jaki sposób ma się im oprzeć?

Można traktować jako kontynuację "Berserka". Wiem, że na to czekaliście...

~~~~

- Sanji, to się znowu stało! Zoro... On...

Oddech Sanjiego był urywany, kiedy gnał ile sił w nogach przez gęsty las, ignorując gałęzie i ciernie, raniące go w twarz, ramiona, stopy. Nie miał czasu ubrać butów. Nie miał czasu założyć na siebie niczego, poza tym, w czym wyskoczył z łazienki.

Część załogi wyszła na wyspę, a on, Brook i Robin zostali na pokładzie. Kucharz potrzebował się odświeżyć, po całej nocy spędzonej w kuchni. Powinien przygotować wystawną ucztę. Minęły już dwa lata, to miała być rocznica. Była to główna rzecz, na jakiej się koncentrował. Dopóki przerażony Usopp nie wpadł do męskiej sypialni, w panice zapominając, jak formułować słowa. Nie musiał, Sanji wiedział. Po spojrzeniu strzelca, po łzach w jego oczach, po rwanym oddechu i ledwo wstrzymywanych spazmach płaczu. To stało się znowu. Kiedy byli pewni, że ten etap mieli już za sobą.

- Znajdźcie Luffy'ego i nie zbliżajcie się! - Zdążył powiedzieć tylko tyle, zanim zeskoczył na plażę i biegiem ruszył w kierunku, w którym szermierz powinien się znajdować.

Palący ból w mięśniach nóg i płucach podpowiadał mu, że powinien zwolnić. Zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że poczuł na opuszkach krew, zmusił się do przyśpieszenia. Razem z Zoro i Usoppem, byli jeszcze Chopper i Nami. Skoro wrócił tylko strzelec...

Nagły ucisk w klatce piersiowej nie miał nic wspólnego z wysiłkiem. Sanji z trudem zwalczył łzy, cisnące mu się do oczu i usiłujące zniekształcić obraz. „Proszę, niech nie będzie za późno" błagał w myślach, bo nie odważył się powiedzieć tego na głos. Musiał oszczędzać oddech. Musiał tam dotrzeć jak najszybciej. Tylko on mógł coś na to poradzić.

Tysiące myśli tłukło mu się po głowie, gdy zbliżał się do linii drzew. Dźwięk w jego czaszce bardziej przypominał ogłuszający ryk potężnego wodospadu niż faktyczne słowa. Nie był w stanie się skupić, mógł tylko myśleć o jednej rzeczy. „Niech będą cali."

Nie był w stanie rozpoznać pierwszych trupów, które zauważył od razu po wejściu do miasta. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to przez wilgotne oczy. Nerwowym ruchem je przetarł i, nie przerywając biegu, rozejrzał się. Marynarka. Czemu ci idioci musieli zaatakować akurat jego?

Dopiero, kiedy dotarł do skrzyżowania, przystanął na moment, by zdecydować, w którą stronę powinien pójść. Zacisnął zęby, zdając sobie sprawę, że tylko marnował cenne sekundy. Odgłosy walki dotarły do niego gdzieś z prawej strony, więc tam też się skierował. Po kilku metrach zauważył na dachach Choppera w swoim Jump Poincie, który niósł Nami. Ulga trwała tylko chwilę. Oni byli bezpieczni, jednak wciąż pozostawał Zoro. Tylko Sanji mógł mu pomóc.

Po wyjściu na plac, kucharz zauważył go natychmiast. Muskularna sylwetka, okryta jedynie parą czarnych spodni, niemal cała skąpana we krwi. Trzy katany cięły powietrze i ciała, rysując w powietrzu finezyjne okręgi. Zielone kosmyki falowały przy każdym podmuchu wiatru czy gwałtowniejszym ruchu. Mięśnie napinały się pod skórą, poruszając nim niemal jak ciałem tancerza; pełnym gracji, pewności ruchów, wręcz hipnotycznie. A jednak były to ruchy wyszkolonego wojownika, drapieżnika polującego na ofiarę, żądnej krwi bestii.

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz