Słoneczniki [OP]

151 12 1
                                    


Tytuł: Słoneczniki

Fandom: One Piece

Opis: Robin zauważa wiele rzeczy, których nikt inny nie potrafi dostrzec. Pewnymi obserwacjami postanawia podzielić się z Sanjim... W pewnym sensie, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby po prostu mu to powiedziała, prawda?

Czyli głupi humor i żart, zawierający zarówno Zoro jak i roślinki... Co może pójść nie tak...?

Ostrzeżenia: chyba nawet brak. Wyjątkowo nawet jestem prawie pewna, że nie było tam żadnych przekleństw. Starzeję się...

~~~~

  Po umyciu wszystkich naczyń, Sanji opuścił kuchnię, by udać się na zasłużoną przerwę na papierosa. przed rozpoczęciem przygotowań do obiadu. Jak zwykle było dużo do zrobienia. Mimo, że ich załoga nie należała do licznych, dzięki Luffy'emu każdy posiłek zdecydowanie nie był przygotowany na te dziewięć osób. Czasami miał wrażenie, że gotuje dla trzydziestu. Uroki pływania z gumowym człowiekiem.

Nie narzekał, oczywiście. Uwielbiał gotować i nie miał zamiaru porzucać tego zajęcia. Po prostu musiał poświęcić więcej czasu na niektóre przygotowania. Co i tak nie zajmowało mu pewnie aż tak dużo czasu, jak innym mogłoby.

Po wyjściu rozejrzał się po pokładzie, aby zlokalizować pozostałych. W pierwszej chwili jego wzrok padł na Robin, która stała tuż przy barierce i z rozbawieniem spoglądała na dolny pokład. Wzrok kucharza powędrował w to samo miejsce, jednak nie zauważył nic, co mogłoby rozbawić kobietę. Trójka największych dzieci w załodze nie znajdowała się w polu widzenia, co oznaczać musiało, że byli gdzieś pod pokładem. Franky również nie był widoczny, po charakterystycznych dźwiękach dochodzących gdzieś z dołu łatwo było się domyślić, że przebywał w swoim warsztacie. Brook stał na dziobie i grał spokojną melodię na swoich skrzypcach. Zazwyczaj to któreś z nich było powodem tego charakterystycznego uśmiechu na twarzy archeolog. Nawet Nami – która nigdy nie robiła nic, z czego można było się śmiać, była przecież idealna – siedziała na swoim leżaku i czytała poranną gazetę, ciesząc się słońcem. Jedyną osobą, która znajdowała się w potencjalnym polu widzenia Robin, był Zoro, który rozłożył się na środku pokładu i uciął sobie drzemkę – jak zwykle.

– Robin-chan – zagaił Sanji, decydując się podejść do kobiety. I tak miał zrobić sobie przerwę, mógł równie dobrze rozpocząć rozmowę z jedną z ciekawszych członków załogi. – Co cię tak bawi?

Czarnowłosa odwróciła się do niego i posłała mu jeden z jej tajemniczych uśmiechów.

– Zwróciłeś uwagę na to, gdzie śpi pan szermierz? – zapytała, ponownie zerkając na rozwalonego na pokładzie mężczyznę.

– Na samym środku, gdzie wszystkim przeszkadza, jak zawsze w przypadku tego glona. Dlaczego tak cię to interesuje, Robin-chan?

Kobieta pokręciła głową, wciąż uśmiechając się w ten swój sposób.

– Poobserwuj go trochę, może zrozumiesz – poinformowała, po czym odwróciła się i odeszła w swoją stronę.

Sanji z zaciekawieniem spojrzał na Zoro i przyglądał mu się, póki nie wypalił swojego papierosa do końca. Poza faktem, że ten przetoczył się z pleców na bok, niewiele się zmieniło. W końcu jednak blondyn wyrzucił niedopałek za burtę i pokręcił głową.

– Mam ciekawsze rzeczy do robienia niż oglądanie tego marimo. Co Robin-chan widzi w nim takiego ciekawego? – mruknął do siebie i wrócił do kuchni. Musiał przyprawić rybę i pokroić warzywa...

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz