Kolor oczu [OP]

176 9 2
                                    

Tytuł: Kolor oczu

Fandom: One Piece

Paring: ZoroxSanji

Ostrzeżenia: yaoi/shounen-ai, spoilery do Baratie (jeżeli ktoś to czyta, a jakimś cudem jeszcze tam nie doszedł...), typowa dla kanonu przemoc

Opis: Sanji wiedział, że był zepsuty. Nie brakowało mu żadnego koloru, przez całe życie rozróżniał wszystkie barwy. Oznaczać to mogło jedynie tyle, że nie miał żadnej bratniej duszy...

Soulmates AU (AU z bratnimi duszami), gdzie człowiek nie jest w stanie zobaczyć koloru oczu swojej bratniej duszy, dopóki nie spojrzy jej w oczy. Wcześniej zamiast tej barwy dostrzega szary, a kiedy po raz pierwszy w życiu widzi nowy kolor, ten wydaję się mu najpiękniejszym kolorem na świecie.

Takie krótkie, bo dawno nic nie pisałam, a musiałam się jakoś rozgrzać... Chociaż wciąż brakuję mi Wena/czasu/chęci na pisanie...

~~~~

 Sanji od dziecka wiedział, że był zepsuty. Że nic dobrego nie czekało na niego w przyszłości. Że do końca życia miał pozostać sam.

Na początku nie zdawał sobie z tego sprawy. Był jak każdy dzieciak, szczęśliwie biegający i oglądający świat. Każdy miał kolor, którego nie widział, jednak nikt się tym nie przejmował. Przecież, skoro jakiegoś koloru nigdy nie widziałeś, nie mogło ci go brakować, prawda? Dlatego nikt nie zwracał jakiejś szczególnej uwagi na to, którego koloru mu brakowało. Jednak nie było tajemnicy, że każdego kiedyś zaczynało to interesować.

Sanjiego też. Dlatego zaczął pytać i porównywać. Jednak szybko odkrył, że to nie miało większego sensu. Potrafił odróżnić każdy kolor od szarego. Nie miał problemów z rozróżnieniem brązowego, niebieskiego, zielonego... Niektórym brakowało czarnego, jednak i ta barwa była w zasięgu blondyna. Później uznał, że może jego druga połówka może mieć jakiś niecodzienny kolor oczu. Dlatego szukał innych barw, których mu brakowało. Czerwony, żółty, pomarańczowy, różowy, fioletowy, biały... Wszystkie były w jego zasięgu. Wszystkie mógł zobaczyć. Coraz częściej przyłapywał się na tym, że wskazywał na losowe szare obiekty i pytał o ich kolor. Wszystkie okazywały się faktycznie być szare. Tak, jakby żaden kolor w jego sposobie widzenia nie zamienił się na szary. Jakby nie było koloru, którego mu brakowało. Jakby nie istniały oczy, których powinien wypatrywać.

Długo z tym walczył. Bo to przecież nie było możliwe, żeby nie mieć swojej bratniej duszy? Żeby nie mieć osoby, która była dla niego stworzona? Jednak w końcu zrozumiał, że tak wyglądała rzeczywistość. Że może faktycznie nikt na niego nie czekał, nikt go nie szukał, a na końcu swojej drogi nie znajdzie „happy endu". Że umrze w samotności, tak samo, jak minęło mu całe życie.

Potrafił ukrywać swoje emocje. Nie ukazywał, jak bardzo był rozczarowany światem, jak bolał go fakt, że był skazany na samotność. Nikt nie był w stanie dostrzec bólu w jego oczach, kiedy widział, jak w Baratie spotykały się kolejne pary, jedynie wpatrując się sobie w oczy, jakby nie dostrzegając świata poza nimi. Kiedy słyszał kolejną osobę, nagle wykrzykującą nazwę koloru, jaki zobaczyła po raz pierwszy w życiu.

Jedyną osobą, która zdawała się dostrzegać jego cierpienie, był Zeff, jednak stary kucharz znał swojego przybranego syna aż zbyt dobrze i nigdy nie rozmawiał o tym. Zamiast tego, okazywał swoje wsparcie w swój własny, często agresywny sposób. Sanji był mu wdzięczny, oczywiście. Jednak nawet to nie potrafiło całkowicie przegnać samotności, jaka go dręczyła przez większość czasu.

Kiedy zidiociały chłopak ze zdecydowanie zbyt dużymi pokładami energii i definitywnie zbyt optymistycznym podejściem do życia, wpadł im na statek, niewiele to zmieniło. Wciąż był sam, wciąż był wściekły, wciąż miał zdecydowanie za dużo na głowie, by przyjąć ofertę dołączenia do pirackiej załogi. Zamiast tego, wyszedł, aby serwować posiłki, jak to zazwyczaj robił. Załoga Luffy'ego, bo tak się chłopak nazywał, postanowiła żywić się w restauracji, dopóki kapitan nie zostanie puszczony wolno. Sanji jak zwykle tańczył nad piękną, rudowłosą kobietą i całkowicie zignorował męską część towarzystwa. I tak nie miał na co zwracać uwagi. Czarnowłosy chłopak z dziwnie długim nosem narzekał coś na temat złego traktowania, a zielonowłosy koleś rozparł się wygodnie na krześle, z przymkniętymi oczami wyglądając, jakby spał. Dziewczyna natomiast spojrzała mu w oczy, jej piękne brązowe tęczówki nie zmieniły jego sposobu postrzegania. Nie żeby spodziewał się czegoś innego.

Dopiero w dniu, kiedy przybył Don Krieg, a później Mihawk, coś się zmieniło.

Luffy poszedł walczyć i wygrał. Dzięki niemu Sanji zrozumiał, że może spędzenie reszty życia na Baratie wcale nie było najlepszym pomysłem, chociaż wciąż nie rozumiał, po co miałby wypłynąć w morze. Wciąż jego przeznaczeniem była samotność, czy miało to jakiekolwiek znaczenie, gdzie nikogo nie spotka?

Gdy zielonowłosy szermierz walczył z Mihawkiem, Sanji tego nie rozumiał. Tej pewności i uporu, nawet w obliczu śmierci. I kiedy Zoro schował jedyną ocalałą katanę, obrócił się i rozłożył szeroko ręce, przygotowując się na cios, który miał pozbawić go życia, blondyn po raz pierwszy zobaczył jego oczy. Tylko przez moment, kiedy to wzrok mężczyzny prześlizgnął się po tłumie, zapewne szukając swojego kapitana. Ale do niego nie dotarł. Ułamki sekund nim ogromny miecz rozciął jego klatkę piersiową, spojrzenia szermierza i kucharza spotkały się. Usta Roronoy utworzyły tylko jedno słowo, zanim z jego gardła wydobył się ryk bólu.

„Niebieski".

Dokładnie w tym samym momencie, Sanji zrozumiał, że jedynym kolorem, którego nigdy tak naprawdę nie widział... Był szary. To, co widział... Nawet nie potrafił tego określić, jakby coś, co i tak nie było do końca kolorem, przez całe jego życie nie miało barwy, a nagle Sanji był w stanie dostrzec każdy odcień, każdy możliwy wariant tego jednego koloru... Wszystkie zaklęte w tych pięknych tęczówkach, wypełnionych bólem i nagłym zwątpieniem. Jakby Zoro nie chciał umierać teraz, kiedy odnalazł...

Swoją bratnią duszę.

- Dołączę do nich – powiedział cicho Sanji, mając świadomość, że Zeff go usłyszy.

~~~~

Bo zobaczyłam gdzieś prompta na to AU i moją pierwszą myślą było: a co, jeżeli Zoro ma szare oczy? Ta, wiem. Jestem porypana. Dobrze mi z tym, dziękuję.

To ten... Ja spadam. Dajcie znać, czy się spodobało i miłego dnia! :)

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz