Na skraju [Drrr]

142 7 9
                                    

Ukatomi proszę bardzo. Siódemeczka z Shizayą, raz! :3

Tytuł: Na skraju

Fandom: Durarara!

Ostrzeżenia: przekleństwa (dwuznaczne...), yaoi.

Znajomość fandomu raczej potrzebna do zrozumienia treści.

Opis: Skraj dachu z jednej strony, grupa prawie-zombie po drugiej, a pomiędzy dwójka arcywrogów. Sytuacja, zdawałoby się, beznadziejna... Chociaż...

~~~~

 Żaden z nich nie wiedział, jak doszło do tej sytuacji, ale stali właśnie ramię w ramię na skraju budynku, otoczeni przez bandę zakażonych, żądnych krwi ludzi, których nie mogli dotknąć.

Zaczęło się względnie niewinnie. Ot, kilka osób złapało jakąś dziwną bakterię. Wkrótce później jednak te kilka osób zaczęło wpadać w ataki furii i atakować przypadkowe osoby, a kolejne ofiary zostawały zarażane. Shinra jako jeden z pierwszych dostał możliwość zbadania drobnoustroju - do czego wcale nie przyczynił się Izaya - w związku z czym, również i do swoich wniosków doszedł najszybciej i, dzięki Celty, zdołał informacje te przekazać do kilku osób. A wieści wcale nie były wesołe. Okazało się bowiem, że choroba mogła przenosić się przez skórę, przez co dotykanie, jakiekolwiek, zakażonych, było niedopuszczalne.

Oczywiście, bakteria rozprzestrzeniająca się w ten sposób, dodając do tego jeszcze poziom agresji u chorych, musiała spowodować, że ilość zarażonych zwiększała się w zastraszającym tempie. I, jakimś chorym zrządzeniem losu, skończyło się na tym, że Shizuo razem z Izayą zmuszeni zostali do zaprzestania walki między sobą i wspólnego wycofania się. Prawdziwy problem pojawił się jednak w momencie, w którym nie mieli już gdzie się wycofać. Ponad trzydzieści pięter w dół za plecami i ogromny tłum chorych, gotowych do ataku przy najmniejszym możliwym ruchu, przed nimi. Dodatkowo, świetnie wiedzieli, że jeżeli to oni zostaną zarażeni, tak naprawdę szanse na jakikolwiek ratunek zostaną zniszczone, bo z ich siłą, spokojnie mogliby przebić się do kryjówki Shinry, który wciąż pracował nad jakimś lekiem.

Izaya obejrzał się, zerkając za krawędź budynku. I w tej sytuacji nawet on poczuł lekkie zawroty głowy, na widok odległości dzielącej go od ziemi. Shizuo z kolei mierzył tłumek przed nimi, oceniając, przy którym uderzeniu jego skórzane rękawiczki zostaną podarte. Albo, jak bardzo powinien ograniczać siłę swoich ciosów, aby krew nie prysnęła na żadną odsłoniętą część ciała. Rachunki nie zapowiadały się zbyt pomyślnie, biorąc pod uwagę, że nigdy nie był zbyt dobry w kontrolowaniu własnej siły. Do tej pory tego nie potrzebował.

- Cholera, dlaczego nie mogę ich po prostu skopać? - warknął Heiwajima, obnażając zęby. Prawdopodobnie jedynie przez pogłoski krążące na jego temat, jeszcze nie zostali zaatakowani. Ale tak naprawdę żaden z nich nie wiedział, ile czasu instynkt samozachowawczy tych ludzi będzie w stanie utrzymać skutki choroby na wodzy.

Orihara odwrócił się w jego stronę, unosząc kąciki ust w swoim zwyczajowym uśmiechu, chociaż w jego oczach pojawił się delikatny, niemalże niewidoczny, cień niepokoju.

- Shizu-chan, ufasz mi? - zapytał radosnym głosem.

Blondyn zmierzył go morderczym spojrzeniem. W każdych innych okolicznościach z całą pewnością próbowałby go zepchnąć z tego dachu, jednak teraz chyba nie był to najlepszy pomysł. Chociaż, jeżeli faktycznie mieli zginąć, to chciałby mieć przynajmniej satysfakcję z zamordowania go własnymi rękoma.

- Zwariowałeś? Oczywiście, że ci nie ufam! Już szybciej zaufam tym zombie przed nami niż tobie! - warknął, wskazując na tłumek przed nimi.

One ShootyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz