Rak...

14 2 0
                                    

Następnego dnia wstałam wcześnie. Niż zwykle. Rodzice napisali do mnie wieczorem że są już w drodze. Poszłam do sklepiku szpitalnego i kupiłam kawę. Nie czułam się najlepiej i raczej nie powinnam tak wcześnie wstawać. Gdy wracałam do pokoju przez korytarz w, którym stało lub siedziało wiele chorych. Zaczęły się zawroty głowy. Jedyne co pamiętam to tylko trzask szklanego pojemnika od kawy. Potem nie czułam już nic. Gdy wstałam lerzałam w całkiem innym skrzydle szpitalnym. Nie wiedziałam czemu tam się znalazłam. Spoglądnełam na zegarek który wisiał nad dżwiami. Kurde. Leżę tu już od 10 godzin. A moi rodzice napewno się martwią. Pewnie nawet nie wiedzą gdzie jestem... Jednak moje podejżenia były mylne. Rodzice biegli korytarzem za salą w której leżałam. Widziałam ich w oknie. Po chwili rozmyślania zrobiło mi się nie dobrze i zaczęłam kaszleć. Kaszlenie nie ustępowało i co raz bardziej się nasilało. Po kilku minutach zaczęłam się dusić. Nacisnełam szybko guzik awaryjny który był przy każdym łóżku. Szybko przyszłe dwie pielęgniarki i lekarz. Jedna chwyciła mnie za tył i delikatnie ucisneła moje płuca, a druga uspokojała mnie i pokazywała jak mam oddychać przez nos. Powietrze było bardzo ostre, ale szybko udało mi się uspokoić i złapać rytm oddychania nosem. Gdy przestałam kaszleć lekarz podał mi lekarstwa. Jednak kiedy chciałam je popić zaczęłam wymiotować.  Na początku normalnie lekarz podał mi miskę jednak po chwili to już nie było normalne gdyż zaczęłam wymiotować krwią. Jedna z pielęgniarek jeszcze raz nacisneła czerwony guzik. Nie mogłam oddychać a krew była wszędzie...

Nie My ChorzyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz