Epilog.

272 41 19
                                    

W końcu wyszłam ze szpitala. Dowiedziałam się, że byłam w śpiączce przez cały rok. Miałam duży uraz głowy, ale wszystko na szczęście wróciło do normy. Moja rodzina pochowała Nialla, kiedy leżałam w szpitalu. Z opowiadań syna wiem, że zrobili wszystko tak, jakby tego chciał mój mąż.
Więc w końcu wróciłam do domu. Pustego domu. Weszłam do sypialni tylko po to, żeby przebrać się w coś ciepłego. Padło na niebieski sweter. Zeszłam po schodach i podeszłam do Jamesa.

- Gotowa? - zapytał.

- Tak. - posłałam mu lekki uśmiech.

Opuściliśmy dom i wsiedliśmy do samochodu. Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pas, a po chwili włączyliśmy się do ruchu drogowego. Przez cały czas wyglądałam przez okno, jakby doszukując się jakiejś zmiany. Nic nie wyglądało jak zawsze. Może mój światopogląd się zmienił? Chyba po prostu bez Nialla nic nie jest takie jak przedtem. Nawet nasz dom. Pościel nie pachnie tak samo. Kawa nie smakuje tak samo. Nawet ja nie wyglądam tak samo.
Brakuje mi go, ale wiem, że Niall nie chciałby, żebym była smutna. Pamiętam, jak grał mi piosenki na swojej gitarze. Był wtedy taki szczęśliwy. Po prostu szarpał za struny i oddawał mi swoje serce z każdym wypowiedzianym słowem. Niall był najcudowniejszym człowiekiem na Ziemi, a bez niego to już nie jest Ziemia. To po prostu zwyczajna planeta. Ludzie z całego świata wstawiali do internetu filmiki dla niego, kiedy usłyszeli o śmierci. Niektórzy się samookaleczali, a inni popełniali samobójstwo, ale na to nie mieliśmy wpływu. On nie odszedł z wyboru. Po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Och... Zapomniałam. Mężczyzna, który zaatakował mojego męża wylądował jedynie w szpitalu psychiatrycznym, bo jak stwierdzili lekarze - miał zaburzenia psychiczne i nie zrobił nic specjalnie. Gówno prawda. Nadal walczymy z prawnikami, by trafił do więzienia za to, co zrobił.
W końcu zajechaliśmy na miejsce. Odpięłam pas i wysiadłam z pojazdu.

- Poradzisz sobie sama? - zapytał James.

- Tak. - odparłam - Powinnam być tutaj sama...

- Rozumiem. - posłał mi smutny uśmiech - Zaczekam tutaj.

Przytaknęłam i zamknęłam drzwi. Podeszłam do jednego stoiska i kupiłam kilka roślin. Ruszyłam wzdłuż kamiennego chodnika. Pogoda mi nie przeszkadzała, było dosyć ciepło, ale nie za bardzo. Tak w sam raz. Skręciłam w lewo i weszłam w odpowiednią alejkę. Po chwili usiadłam na ławce. Wpatrywałam się w kamienną pokrywę, jakby doszukując się czegoś szczególnego. Widziałam kilka odpalonych zniczy i zwiędłych kwiatów w wazonie. W końcu zerknęłam na wygrawerowany napis, na którym widniało moje nazwisko.
Dlaczego ludzie zawsze zapisują datę urodzin i śmierci? Ludzie przechodzący obok zwracają uwagę na liczby. Ktoś umarł w wieku dwudziestu lat? Szkoda go, miał całe życie przed sobą. Ktoś opuścił ten świat w wieku dziewięćdziesięciu lat? Każdy ma swój koniec. Nie patrzą na to kim byłeś i co zrobiłeś. Patrzą na liczby.
Westchnęłam pod nosem i spojrzałam na zdjęcie męża widniejące na nagrobku. Miał wtedy taki cudowny, szeroki uśmiech.
Wciąż mam w głowie jego śmiech, który od razu wywoływał mój. Brakuje mi jego delikatnych dłoni, którymi wywoływał moją gęsiąskórkę
Jego błękitnych oczu, które nawet w najgorszy dzień potrafiły poprawić mi humor. Dotknęłam kamienia opuszkami palców, jakby mając nadzieję, że poczuję jego skórę.
Usłyszałam głos męża w mojej wyobraźni.

Będę czekał. Nawet jakby to miało trwać całe życie. Albo i dłużej.

Uśmiechnęłam się ze łzami w oczach.

- Już nie musisz czekać, kochanie.

Takie zakończenie planowałam od początku, więc proszę, nie piszcie, że zrobiłam coś źle, bo było to zgodne z planem 😎
Zostawcie swoją opinię w komentarzu, jestem ciekawa waszego zdania ;)
Rozdział dedykuję black_heart9009 i My_Boy_Niall ❤💋
Kaateupp.

Friend is secret. ||Niall HoranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz