*2*

1.3K 64 0
                                    

Kiedy Matt wrócił do domu czekał już na niego szybki obiad, który zdążyłam zrobić.

- Kobieto w końcu jakiś obiad. - Zaśmiał się.

- Już nie przesadzaj, Ashton i tak nie dawał mi spokoju.

- Moja krew.

- Oby nie. - Pokazałam mu język.

- Ślicznotko ten język możesz użyć do czego innego. - Spojrzał na mnie.

- Nie przy dziecku, Kochanie. - Zaśmiałam się.

Po krótkiej rozmowie włożyłam naczynia do zmywarki i usiadłam na kanapie biorąc Asha na ręce.

- Kotku, muszę dziś pojechać do Mel.

- Znowu? - Spytał przeciągając się.

- No niby nie miałam takiego zamiaru, ale zadzwonił Nathan. Twierdzi, że coś z nią jest nie tak i dziwnie się zachowuje podobno.

- I masz być negocjatorem bo się pokłócili?

- Nie Matt. Wcale się nie pokłócili. - Uśmiechnęłam się.

- No to dobrze. Daj mi Małego. Stęskniłem się za nim. - Wziął na ręce Ashton'a i zaczął go bujać i dawać mu całusy, na co on się śmiał.

- Ładnie razem wyglądacie.

- Wiem. - Prychnął.

- To ja lecę się przebrać i jadę.

- Jasne. Jedź. - Odpowiedział i wstał, kładąc Asha na kocyku. Ten nie patrząc na nic szybko złapał się za jego spodnie próbując wstać.

- Ej, ej... Spokojnie Mały. - Zaśmiał się.

- Ta - ta. - Nagle usłyszeliśmy głos Ashton'a, który stał, trzymając się spodni Matta.

- O Cholera! - Krzyknęłam siadając na podłodze. - Ty mówisz bąblu.

- Słyszałaś to? Tata. Powiedział ta - ta! - Zaśmiał się Matt.

Szybko złapałam Asha w ręce i go mocno przytuliłam. Tak naprawdę to miałam łzy w oczach.

- Na - na. - Zaśmiał się Maluch.

- To jakiś żart. - Powiedział Matt, pochylając się i biorąc nas w ramiona.

- Ta - ti.

- Brawo. Jestem twoim tatą Ash. - Usmiechnął się Matt.

- Ale jesteś dumny. - Parsknęłam śmiechem.

- No, a miałbym nie być? Mam syna, który właśnie powiedział pierwsze słowo. Tata... - Matt uniósł głowę do góry.

- Ma - mi. - Ashton zrobił kilka kroków do przodu trzymając mnie za ręce.

- Mój Ty szkrabie. Nawet nie wiesz jak ta mama cię kocha. - Uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka, na co się tylko zaśmiał - Dobra chłopaki, mamusia leci do ciotki.

- Miałaś się przebrać Skarbie.

- A no tak. To ja zmykam. - Powiedziałam i weszłam do łazienki.

Po pół godzinie byłam już w samochodzie. Do mieszkania naszych przyjaciół miałam jakieś pół godziny jazdy licząc korki, ponieważ była godzina szczytu.
Kiedy już zaparkowałam chwyciłam torbę, którą założyłam na ramię i udałam się w stronę drzwi.
Dochodząc do celu usłyszałam płacz Pheobe. Zdziwiłam się, gdyż Mel była osobą, która rzadko kiedy zaniedbywała dziecko zwłaszcza, że Pheobe była jej oczkiem w głowie.
Szybko zadzwoniłam do drzwi, ale kiedy przez moment nikt nie otwierał złapałam za klamkę i je zwyczajnie otworzyłam.

To, co zobaczyłam dosłownie mnie przerażało.
Pheobe głośno płakała w łóżeczku, a na podłodze leżała nieprzytomna Mel.

- Co tu się stało? Nie płacz skarbie... - Szybko rzuciłam torbę na podłogę i wzięłam dziewczynkę na ręce. Powoli zaczynała się uspokajać - Ciii Pheobe... Już jest ciocia...

Zaczęłam szukać telefonu i zadzwoniłam po pogotowie, które przyjechało w przeciągu kilkunastu minut. Okazało się, że to nagła utrata przytomności, ale lekarz stwierdził, iż trzeba zrobić szereg potrzebnych badań, aby wykluczyć wszystkie inne podejrzenia.

Kiedy już zabrano Melanie do szpitala na spokojnie przebrałam Pheobe, zadzwoniłam do Nathana oraz Matta.
Byłam w szoku.
Siedziałam na kanapie karmiąc Małą.
Nath już od jakiegoś czasu był w szpitalu. Co prawda niepokoił mnie fakt, iż się nie odzywał i nie dawał mi żadnej odpowiedzi.
Melanie była moją przyjaciółką i bardzo się o nią martwiłam.
Kiedy skończyłam karmić Pheobe spakowałam jej rzeczy i ruszyłam z nią razem w stronę domu.

Na miejscu czekał na mnie Matt.

- Kochanie, w końcu. Co się stało? Nathan nie odbiera.

- Za chwilę, położę tylko Pheobe. - Odpowiedziałam.

Nagle usłyszałam jak dzwoni telefon.

- Nathan?! - Krzyknęłam.

- Mel... Ona...

Faith, Hope & Love - II. He Is All I needOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz