*9*

1K 52 1
                                    

Czy poczułam się spokojniejsza? Bezpieczniejsza? Może minimalnie tak. Znajomości Mel sięgały od hakerów po najzwyklejszych dilerów, których można było spotkać w mieście na środku ulicy. Mówiąc szczerze razem z Joshem zajmowali się szczegółowo takimi sprawami.
Haracze, przemyt i dilerka była dla nich niczym w porównaniu do tego, co robił później Josh przed śmiercią.
Podejrzenia padły na kilku bliskich znajomych oraz na tych, którzy mieli zatargi z Matt'em. Szczerze mówiąc wolałabym nie brnąć w to dalej, ale Mel dzięki pomocy kilku swoich "znajomych"  dalej ciągnęła ten temat. Codziennie więc dowiadywałam się nowych faktów z życia naszego wroga.
Młody, bogaty diler posiadający gang któremu strasznie zależało by na śmierci Matta.
W tym wszystkim coś mi tu nie pasowało. Od prawie roku nie angażowaliśmy się w typowe życie ulicy i czarny półświatek.

- Mel. To nie może być ten facet. Nie mamy żadnej pewności.

- Bynajmniej wszystko na to wskazuje. - Zaczęła.

- Myśl jak chcesz. Ja się w to na razie nie angażuje...

- Ale gdybym mogła pomóc...

- Tak, wiem. Masz dużo znajomych.

- Ty też masz, ale morderców. - Zaśmiała się.

- Oj skończ już...

Nie chciałam wracać do przeszłości. Czego chciałam? Normalnego życia i przede wszystkim spokoju. Mieliśmy teraz synka, któremu trzeba było dać dobry przykład. Tym razem to już nie była zabawa, ani rodzaj rozrywki. Nie mogłam ryzykować, ani narażać go na niebezpieczeństwo. Tu chodziło o coś więcej...

Minęły dwa tygodnie. Długie dwa tygodnie, które płynęły w żółwim tempie. Mieszkając u Mel wcale nie czułam się najlepiej. Bez Matta to już nie było to samo. Najwyraźniej irytowała mnie samotność i bezczynne siedzenie, w końcu nie mogłam nic zrobić. Jedynym pocieszeniem było to, że w szpitalu byli policjanci. Nie musiałam martwić się, ani bać o niego. Lada moment stamtąd wyjdzie i trzeba będzie pogodzić się z rzeczywistością oraz zmierzyć z demonami przeszłości, które niespodziewanie wtargnęły w nasze życie.

- Kelly jedziesz do szpitala? - Zapytał Nathan.

- W sumie miałam zamiar zabrać Małego. Matt chciał go zobaczyć.

- Może to nie jest najlepszy pomysł?

- Ale czemu?

- Pojadę z tobą, Mel sobie poradzi. - Powiedział.

- Nathan nie chce się narzucać.

- Przynajmniej będę miał pewność, że jesteś bezpieczna. Nie chcę żeby Matt mnie zabił, gdyby coś Ci się stało. - Usmiechnął się.

- No może i masz rację. Za pół godziny będziemy gotowi.

W drodze do szpitala rozmawialiśmy. Nie obyło się oczywiście bez pytań.

- Kelly, czy Matt on już rzucił to wszystko?

- Tak. Nie mam pojęcia kto go chce zabić. Bynajmniej on sam się zorientował.

- Jesteś pewna, że cię nie okłamuje?

- Jestem. Po śmierci Josha... On przechodził to bardzo ciężko.

- A właściwie skąd się wzięła broń u nas w domu? - Spytał nagle, patrząc w moje oczy.

- To broń Mel.

- Co?!

- Ej no spokojnie. Kiedy już chłopacy weszli w ten cały gang my nie chcialyśmy być gorsze... Wiesz, zaczęłyśmy od samoobrony, a potem... - Zaczęłam.

- Nie wierzę. - Zaśmiał się.

- Później była strzelnica i tak dalej. Musiałam umieć się bronić.

- Nie kłamiesz?

- Nie.

- No ładnie. Teraz przynajmniej jestem bezpieczny w domu. - Zwyczajnie się usmiechnął.

Faith, Hope & Love - II. He Is All I needOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz