Zamknęłam drzwi, gdyż Nathan przed chwilą zdążył wyjść.
Stałam nieruchomo przez kilka sekund, aż w końcu chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Matta.
Byłam trochę zaskoczona jego nagłym wyjściem.- Kelly, zaraz wracam. - Usłyszałam.
Rozłączyłam się bez słowa. W mojej głowie krążyło tysiące myśli o tym co powiedział mi Nathan, siadając na kanapie jeszcze raz zastanawiałam się dlaczego Mel ukrywała przed nim tak istotny fakt.
A może wcale nie opowiedziała mu całej prawdy? Co jeśli wszyscy go właśnie oszukujmy? On na to nie zasługuje...- Jestem. - W drzwiach zobaczyłam Matta.
- Bałam się, że możesz zrobić coś głupiego. - Powiedziałam.
- Byłem... - Zaczął, ale nie musiał mi więcej tłumaczyć. Po raz kolejny był na cmentarzu. Do dzisiaj ciężko było mu nawet wypowiedzieć te słowa. Tak bardzo ciężko było mu się pogodzić z rzeczywistością, na którą niestety nie mieliśmy wpływu.
- Kochanie już dobrze. - Podeszłam i wspinając się na palcach próbowałam go przytulić.
- Nie będzie już dobrze. Nigdy. - Powiedział i odszedł ode mnie w stronę barku, z którego wyciągnął whisky.
- Matt, alkohol nie jest sposobem na rozwiązywanie problemów.
- Przynajmniej pomaga na chwilę zapomnieć. - Wziął łyk zimnego napoju.
- Nie obwiniaj się bo to nie ma sensu. - Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców.
- Gdyby to było takie łatwe. - Prychnął.
W końcu uniósł brew do góry i przerzucił mnie sobie przez ramię.
- Nadal chcesz mi pomóc? - Zapytał.
- Matt wariacie... Puść mnie!
- Chcesz czy nie?
- Taaak... Ale puść. Dzieciaki śpią. - Zaśmiałam się.
- No to idziemy do sypialni. - stwierdził i dał mi klapsa w tyłek.
............
Następnego dnia obudził mnie śmiech Ashton'a. To dziecko faktycznie ma wyczucie. Dopiero dochodziła 6.00 A.M.
Kiedy spojrzałam na miejsce obok Matta już nie było. Szybko zarzuciłam na siebie szlafrok i weszłam do pokoju Małego, gdzie zobaczyłam uroczy widok.
Matt właśnie karmił Pheobe, robiąc do Asha głupie miny. Teraz już wiem czemu nasz syn od rana hałasuje - faktycznie to jego krew.- Co ja widzę... - Powiedziałam z uśmiechem, na co Ash wstał i zaczął iść w moim kierunku.
- Synek pokaż mamusi, że się nie przewrócisz. - Dopingował go Matt.
- Łatwo mówić, trudniej zrobić. - Zdążyłam go złapać za rączki, gdyż się zachwiał.
- Ajj nauczy się. Dobra, jeden maluch nakarmiony. - Usmiechnął się dumnie - Nie uważasz, że przydałaby się nam córka?
- Może później.
- Nie mówię, że już. Tak jakoś w przyszłości.
- Za jakiś czas na pewno będzie. Tymczasem lecę do łazienki i zrobić nam śniadanie bo raczej sobie nie pośpimy.
- Ale ja dzisiaj i tak mam wolne. - Zaczął.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - Uśmiechnęłam się do siebie.
- Pomyślałem, że chcesz jechać do Mel.
- Chciałabym, ale mam pewne wątpliwości. W sumie powinnam jechać...
- Coś więcej?
- Nie mam pewności czy Mel nie ukrywa przed Nathan'em całej prawdy. - Wyjrzałam na niego zza drzwi.
- No chyba sobie żartujesz ze mnie? - Brunet położył Pheobe do łóżeczka.
- Przeciwnie kochanie.
- Nie powiedziała mu czym się zajmował Josh, dlaczego zginął?
- Matt! Josh zginął przez cholerny przypadek. Czy kiedyś to do ciebie dotrze?
- Nieważne. Nie powiedziała mu o mnie co robiłem? Świetnie! Okłamuje go tak po prostu?
- Matt, proszę... To nic pewnego!
- Nie Kelly. To ja dzisiaj do niej pojadę. - powiedział i zbiegł na dół po schodach.
Spojrzałam na Ashton'a, który patrzył na mnie z niezrozumieniem. Jego miną wskazywała jedno - za chwilę będzie płakał.
Nie lubił hałasów, ani kłótni.
Matt był jego tatą i Mały uwielbiał spędzać z nim czas, ale kiedy słyszał jego uniesiony głos jego bródka przybierała postać podkówki.Po śniadaniu postanowiłam położyć maluchy spać, a sama skorzystać z okazji i w końcu jechać do szpitala.
- Kelly, ja jadę.
- Matt... Nie żartuj sobie ze mnie.
- Nie żartuje. I nie dyskutuj ze mną. Niedługo wracam. - Założył na nos swoje RayBany i wyszedł.
![](https://img.wattpad.com/cover/98083538-288-k263512.jpg)
CZYTASZ
Faith, Hope & Love - II. He Is All I need
Mystery / ThrillerKelly i Matt zmagają się z różnymi przeszkodami. Czy kłopoty związane z przeszłością oraz niespodziewana choroba zniszczą im życie?