31. Jak możesz?

5.1K 430 32
                                    

Oczami Ethana

Przez okno wpada ostre słońce co strasznie mnie oślepia. Mrugam kilkukrotnie aby trochę przyzwyczaić oczy do tak jasnego światła. Wstałem z łóżka ale zaraz tego pożałowałem ponieważ straciłem równowagę i wylądowałem plecami na twardej posadce. Skrzywiłem się z powodu bólu promieniującego od miejsca uderzenia. Pomasowałem się po skroni po czym podniosłem się na proste nogi, tyle tylko, że to podniosłem się zajęło mi trochę więcej czasu niż jakbym normalnie wstawał. Rozejrzałem się po pokoju nie rozumiejąc skąd się wziął tutaj ten cały syf. Butelki oraz błoto na podłodze i poplamiona pościel. Muszę się tym zająć przed powrotem ojca, ma być dzisiaj wieczorem. 

Ruszyłem się do łazienki aby wziąć szybki prysznic ale przechodząc koło lustra spojrzałem kątem oka na swoją twarz i mimowolnie stanąłem jak wryty. 

Pod moim prawym okiem widnieje siniak koloru dojrzałej śliwki a ja nie potrafię sobie przypomnieć jakim cudem się tam znalazł. Tak właściwie to nie mogę nawet sobie przypomnieć jakim cudem znalazłem się w domu. To nie wróży nic dobrego. 

Oczami Mali

Jake wyciągnął mnie na parkiet właściwie siłą. Nie mógł już patrzeć na wyraz mojej twarzy. Moim zdaniem nie powinnam pokazywać Shermanowi, że dobrze się bawię tylko błagać go aby ze mną porozmawiał.  Niestety Bookerowi nie da się odmówić dlatego też bujam się teraz smętnie na środku parkietu u boku przyjaciela.

Mam wrażenie, że tkwię tu już całą wieczność, kiedy w końcu chce wrócić do loży to Jake raptownie się obraca tak, że zasłania mi widok naszej paczki. 

Próbuję obejść go bokiem ale złapał mnie za ręce i głupkowato się uśmiechnął.

- O co ci chodzi? - Zmarszczyłam na niego brwi a moje usta lekko się wykrzywiły.

- Nic, czy już nie można pobawić się w klubie ze swoją najlepszą przyjaciółką? 

- Można ale jesteśmy na parkiecie już większą część imprezy. - Udało mi się przemknąć pod jego ramieniem. Rozejrzałam się aby znaleźć wzrokiem Shermana ponieważ zniknął ze swojego mejsca. 

I wtedy go zobaczyłam całującego się z Aubrey Plaza, centralnie na przeciwko nas. 

Poczułam jak pod moimi nogami zapada się podłoga, chyba bym się przewróciła gdyby w porę nie złapał mnie Jake. 

Nie potrafię opisać tego co dzieje się właśnie w moim umyśle. 

Rozpacz miesza się ze złością. Mam wrażenie jakby ktoś wyrwał moje serce i rozdeptał je na podłodze brudnymi butami. 

Nie wiele myśląc co robię ruszyłam w ich kierunku. Chwilę za nimi stałam zanim zauważyli moją obecność. 

Plaza po skończonym pocałunku przetarła twarz ręką po czym uśmiechnęła się do mnie uśmiechem mówiącym (a wręcz krzyczącym ) jestem górą szmato! 

Nic na to nie odpowiedziałam, nie jestem w stanie. Spojrzałam za to w oczy Ethana. Po mojej twarzy pociekły łzy a obraz przede mną zaczął się trochę rozmywać. 

- Jak możesz? - Wykrztusiłam dławiąc się własnymi łzami. - To w kawiarni... - Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech. - To w kawiarni to nieporozumienie, to on mnie pocałował, ja tylko siedziałam, nie oddałam mu trgo pocałunku, dlaczego nie dałeś mi tego wytłumaczyć? Czy jedynym rozwiązaniem było złamanie mi serca? Tego chcesz? Chcesz widzieć mnie załamaną? 

- Tak. - Odpowiedział a ja poczułam jakbym dostała siarczystego liścia w twarz, tyle że taki ślad pozostaje na twarzy chwilę a moje serce będzie się goić o wiele dłużej. - Zasłużyłaś na to. 

- Jak... Jak możesz? - Powtórzyłam. 

Oczami Ethana

Odłamki wczorajszego wieczoru zapełniły boleśnie moją głowę. Przypominając sobie Malie, jej słowa i to co sam jej powiedziałem to ponad moje siły. Skuliłem się na podłodze w łazience głośno wyjąc. 

Cholernie mocno kocham tą dziewczynę a pozwoliłem to wszystko zniszczyć. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak silnymi uczuciami darzę tą małą osóbkę do tego ranka, kiedy uświadomiłem sobie jaką ogromną krzywdę jej wyrządziłem. 

Oczami Mali

Cała akcja jeszcze jakby przyśpieszyła, kiedy między nami pojawił się mój kuzyn Cameron. A właściwie nie pojawił się tylko wleciał w Shermana powalając go na posadzkę. Najwyraźniej musiał wcześniej widzieć i słyszeć naszą, krótką wymianę zdań jak i wcześniejszy pocałunek Ethana z Plazą.

Zaczęli się nawzajem okładać, poleciało sporo krwi, do akcji przyłączyła się ochrona rozdzielając chłopców ( co było dosyć trudnym zadaniem). 

Obydwoje zostali wyprowadzeni z klubu a cała nasza paczka pognała za nimi.

Oczami Ethana

Wydarzenia wczorajszej nocy coraz bardziej układają mi się w jedną spójną całość. Kawałek po kawałku. 

- Kurwa mać! - Uderzyłem dłonią w kafelki krzywiąc się z bólu. Spojrzałem na swoje ręce, mam całe pozdzierane knykcie.

Przecież to takie oczywiste, nagle to we mnie uderzyło. Zjawiłem się w tej pieprzonej kawiarni ze względu na Mię a co tam zastałem? Całującą się Malię z Brianem. Mam teraz ochotę sam dać sobie po pysku. 

Oczami Mali

Wszyscy znaleźliśmy się przed budynkiem otaczając Camerona, nie wszyscy rozumieli co w ogóle się tam wydarzyło i ma teraz małe przesłuchanie. Niedaleko nas na krawężniku siedzi Sherman z opuszczoną głową między kolanami co chwilę plując krwią. Aż się skrzywiłam na ten widok. Wiem, że nie powinnam ale to chyba silniejsze ode mnie. Nie wiem jak moje nogi mnie do niego doprowadziły ponieważ w mojej głowie panuje jeden wielki chaos. 

- Powinieneś z tym pójść na pogotowie. - Odezwałam się cicho na co zaraz podniósł głowę. 

Pod okiem już mu rośnie siniak a jego twarz jest cała ubrudzona czerwoną mazią. 

- A ty powinnaś pójść w cholerę. - Wychrypiał

Oczami Ethana

Nie, nie, nie. 

Podniosłem się na nogi aby rozejrzeć się za swoim telefonem, na szczęście dosyć szybko go namierzyłem. Spojrzałem na wyświetlacz i o mało znowu bym nie wylądował na podłodze. 

Czterdzieści nieodebranych połączeń od Jakea i pięćdziesiąt siedem od Dallasa.

Mam nadzieję, że mi wybaczycie tą przerwę, jeśli ktoś czytał moją wczorajszą notkę to wyjaśniłam tam, że nie było u mnie ostatnio najlepiej i dlatego tyle tutaj nie zaglądałam. 


Hey SweetieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz