6. Wiara podstawą siły.

3.7K 202 63
                                    

    "Najpierw jest niepewność, a dopiero później strach. Po tych wszystkich latach samotności, wreszcie boję się o kogoś innego niż Mordka. A dokładniej o Astrid"

Zapisawszy wszystko podszedłem do leżącej na posłaniu blondynki. Wyglądała jakby umarła. O jej życiu mówiła podnoszącą i równomiernie opadająca klatka piersiowa. Złociste włosy spięte w ciasnego warkocza dekorowały jej prawe ramię. Oczy twardo przymknięte, usta zaś lekko uchylone. Ręce i nogi bezwiednie ułożone wzdłuż chude ciała. Jest... prześliczna.

    Sprawdziłem puls. Wciąż słaby i nierównomierny. Straciła strasznie dużo krwi. Ciekawi mnie tylko dlaczego chciała się zabić. Może to jej uzależnienie? Przecież nie umiera się po pierwszym cięciu. Spojrzałem na Mordkę, leżącego pod ścianą. Byłem tak zaabsorbowany Astrid, że nie zdążyłem mu podziękować. Przebaczył mi i uratował. Jest najlepszym przyjacielem. Podszedłem do niego. Położyłem rękę na jego mordce, tak jak wtedy kiedy się poznaliśmy.

    - Dziękuję. Mordko.

    Przytuliłem go mocno. Zaśmiał się i polizał. Wrócił mój Szczerbatek. Wstał i podbiegł do łóżka. Powąchał dziewczynę. Parsknął i uciekł na zewnątrz jaskini. Wziąłem swój notatnik i usiadłem przy łóżku. Zacząłem rysować dziewczynę. Naprawdę się zmieniła, oczywiście pewnie tylko z wyglądu. W środku jest tą samą nieustraszoną Astrid Hofferson. Ale ja jestem głupi, nawet nie przemyślałem tego, że ją zabrałem na Smoczą Wyspę. Jednak widok jej takiej bezbronnej, kruchej, na wpół przytomnej wstrząsnął mną doszczętnie. Mimo tego, dalej jej nienawidzę. Zraniła mnie. Wiele razy. I fizycznie i psychicznie.

    Wstałem. Już miałem wychodzić z mojego domku, ale usłyszałem cichy jęk. Odwróciłem głowę ku Astrid. Nie chciałem, żeby mnie poznała dlatego pośpiesznie założyłem kask. Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, aż zatrzymała się na mnie. Ze strachem cofnęła się w tył.

    - Nie bój się - odparłem, stanowczym tonem.

    - Kim jesteś? - zapytała. Miała śliczny głos. No, proszę, dużo się zmieniła.

    - Nie znasz mnie? - zaśmiałem się. No bo jestem znany na całym wschodnim i północnym archipelagu Wysp Północy. Jednak w pobliżu Berk nigdy się nie zapuszczałem, więc możliwe, że nic o mnie nie wie. A Johann?

    - Jestem Panem Smoków lub Władcą Smoków, bynajmniej tak mnie nazywają. A tak naprawdę jestem Smoczym Jeźdźcem. Tak nazwali mnie Bogowie Asgardu - Nie wiem czemu, ale jakoś nie krępowałem się przy tej rozmowie. Jakoś tak chciałem jej powiedzieć wszystko, jednak nie mogę za dużo.

    - Smoczy Jeździec? Robi wrażenie - odparła - A masz imię?

    - Mam.

    - Jakie?

    - Yyy.. tajemnica? - Zaczynałem mieć dość jej irytujących pytań.

    - A... - zaczęła, ale w porę jej przerwałem.

    - Możesz łaskawie się zamknąć? Nie powiem ci nic o sobie, więc nie masz po, co pytać - warknąłem oschle. Zamilkła zawstydzona.

    - Mógłbyś mi wskazać drogę do Berk? Ja tam...

    - Wiem gdzie mieszkasz, Astrid - Znów jej przerwałem. Zdumiała się na moją wiedzę. Ha, ja wiem więcej niż myśli.

    - Skąd wiesz jak mam na imię... Smoczy Jeźdźcu? - powiedziała, przedrzeźniając ostatnie słowa. Wkurzyłem się. Wyciągnąłem Piekło i popychając ją na ścianę, przyłożyłem broń do jej szyi.

    - Jeśli chcesz żyć, lepiej się zamknij. Dobrze ci radzę - wysyczałem i ją puściłem. Upadła na kolana - Wstawaj. Musisz dostać się z powrotem na swoją wyspę.

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz