21. Martwa strefa życia.

1.5K 92 13
                                    

MUZYKA: Thomas Bergersen - Heart 


    "Brak serca oznacza śmierć. Niestety ja jeszcze żyje, ale już nic nie czuję. Moje serce umarło, odeszło razem z nimi. Już nigdy nie powróci"

Wstałem z ziemi, patrząc ostatni raz w ocean. Już dłużej nie mogę na niego patrzeć, za bardzo przypomina o ich śmierci. O tej bolesnej stracie. Odwróciłem się i zabrałem swój hełm. Zapomniałem dać go na ciało Astrid. Miała go mieć przy sobie, gdy będzie zmierzała do Valhalli. Jestem beznadziejny. Nawet ważnej dla mnie osoby nie umiem pochować we właściwy sposób z należytym szacunkiem. Odynie, czy ja naprawdę muszę żyć? Nie mogę iść spotkać się z najbliższymi? Każda myśl o tym, co się stało, przyprawia mnie o wielki ból i cierpienie. Nie wiem czy dam rady jeszcze jakoś w ogóle funkcjonować. To chyba niewykonalne. Nie potrafię już nawet normalnie myśleć. Przez umysł cały czas przewijają mi się Szczerbatek i Astrid. Oni zapadli mi głęboko w pamięci i już nigdy o nich nie zapomnę. Dwie osoby oddały za mnie życie, a ja nie umiałem ich uratować. Z takimi argumentami już dawno powinienem się dostać do Krainy Bogów, a nie siedzieć tu na ziemi. Czemu choć raz nie może być tak jak ja chce?

    Wziąłem hełm w wilgotne dłonie, mocno przyciskając do piersi.

    - Nigdy was nie zapomnę, obiecuję...


*Berk/Narrator*

    Stoik, Pyskacz, Maron, Śledzik i jeszcze kilku innych wikingów, szło przez las w poszukiwaniu Mieczyka, Sączysmarka i Szpadki.

    Śledzik już przed zachodem słońca, wrócił do wioski, przekonany, że przyjaciele go nie znaleźli. W końcu tylko on umiał najlepiej się schować. Ale gdy wrócił do osady, spostrzegł, że był tam przed nimi. Od razu pobiegł powiadomić o tym wodza. Haddock bez najmniejszego zastanowienia zebrał małą ekipę poszukiwawczą i ruszył we wskazane przez Śledzika miejsce, zabawy wikingów.

    Ważki bardzo martwił się o młodych. Nie dopuszczał nawet do sobie myśli, że mogłoby się im coś stać. Już wystarczająco dzieci zginęło z Berk, nie chciał kolejnych ofiar.

    Godziny mijały szybko, a mrok ogarnął całą ziemię. Niestrudzeni mężczyźni wciąż podążali uparcie, szukając zagubionych. Nie straszne im były tamte lasy, bądź co bądź dalej walczą ze smokami, ale oni już do tego po prostu przywykli. Szli, przesuwając się naprzód ku pierwotnemu miejscu zabawy. Choć byli już trochę zmęczeni, bezustannie wpatrywali się w tlące się pochodnie, mając w sercach małe iskierki nadziei. Nadziei, która otulała ich zmarznięte ciała i wspierała w chwilach załamania.

    Gdy na niebo wkroczył Księżyc, wódz przystanął przy jednym z ogromnych wiązów, zapoczątkowując krótki odpoczynek.

    - To nie ma sensu - westchnął, patrząc na stojącego opodal niego Śledzika. Blondyn, spuścił głowę jakby w geście rezygnacji i tylko wzruszył ramionami.

    - Już sam nie wiem - stęknął, zdruzgotanym głosem - gdzie oni mogą być. Do tej pory wreszcie wyszliby z lasu - Stoik zamyślił się, uważnie słuchając słów Ingermana.

    - A może oni już wrócili do wioski? - wyprzedził myśl wodza, Pyskacz. Zgrabnie wstał spod drzewa, kuśtykając do przyjaciela.

    - Możesz mieć rację - odparł - Sączyślinie weź Svena i Forema, i idźcie do osady. Może tak jak mówi Pyskacz, młodzi wrócili do domów. Jeśli nie będzie ich tam zadmijcie w róg dwa razy. Jeśli będą zadmijcie cztery razy. Zrozumiano? - popatrzył na nich pewnie, a ci odpowiedzieli mu tylko skinieniem głowy. W szybkim tempie ruszyli w przeciwną stronę, znikając im całkowicie z oczu.

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz