41. Próba sprawiedliwą prawdą.

689 39 9
                                    

    "Nic nie jest pewne. Nawet to, kiedy odejdziemy z tego świata. Czymże jest, więc ta kręta, wyboista droga? Czy nie lepiej byłoby nic nie robić, wiedząc, że i tak kiedyś umrzemy?"

Lecieliśmy z zawrotną prędkością, a w sercu miałem nadzieję. Rzadko, kiedy składałem komuś obietnice, ale jak na prawdziwego wojownika przystało, je dotrzymywałem. Nie jestem idealny, nie mogę wszystkich zbawić, no może większości. Muszę ratować smoki i teraz cały Archipelag! Co, jak co, ale to był najgłupszy pomysł, jaki tylko wpadł mi do mojej łepetyny. Mogłem wszystkie smoki sprowadzić na Smoczą Wyspę i zrobić sobie tam fort, przeczekując wojnę, ale nie! Mój głupi rozum podpowiedział mi, że muszę ratować wszystkie inne wyspy, bez znaczenia czy są na niej smoki, czy nie. Jest to w sumie dobry pomysł, gdyż te wyspy, które nie są zaprzyjaźnione z tymi pięknymi gadami, muszą zostać połączone w jedno. A to zrobić mogę tylko ja, więc jakby spojrzeć na to z tej strony, była to najodpowiedniejsza decyzja, jaką podjąłem w ostatnim czasie. Sam już nie wiem czy wybrałem dobrze czy źle, ale wiem, że bez względu na każdy mój wybór, Szczerbatek będzie przy mnie. Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego i wierniejszego przyjaciela od niego.

    Pogłaskałem czarne łuski smoka, mieniące się w świetle wstającego słońca. Wczorajszej nocy, gdy pożegnałem się z Meg, od razu ruszyłem na spełnienie mojej misji. Nie mogłem dłużej tam zostać, bo jeszcze nie wytrzymałbym i poleciał za nią. Chciałem, żeby została, lecz ona jest uparta, strasznie uparta. Postanowiła zrobić to sama z Płomykiem. Nie podała mi nawet gdzie zmierza. Mogłem w sumie tylko wiedzieć, w jakim kierunku. A kierowała się na południe, czyli to prawie nic mi nie mówiło. Mogła dolecieć na Wyspę Zmiennoskrzydłych lub Wyspę Friggi. Gdyby poleciała na południowy-wschód dotarłaby najprawdopodobniej do Wyspy Wrzeńców. I to tyle z mojej wiedzy, co do jej położenia.

    Obiecałeś coś Astrid, odezwało się we mnie, przez co odrobinę posmutniałem. Nie dałem jej stuprocentowej pewności, że po nią wrócę. Mogła snuć jakieś domysły, lecz nikt nie wie jak potoczy się ta wojna. Jeśli też w ogóle jakaś będzie. Dagur Szalony to – jak sam jego przydomek mówi – jeden z najbardziej szalonych wodzów na całym Archipelagu. Dobrze, że nie widział mnie! Ze mnie to dopiero szaleniec, skromnie mówiąc. Ale wracając do niego to podobno sam zabił własnego ojca, żeby przejąć władzę nad Berserkami. Idiota, że aż posuwał się do takich czynów. Widać, że nie nadaje się na prawdziwego przywódcę. Gdyby nim był, poczekałby dopóki jego ojciec, nie zakończy życia na ziemi. Tylko tchórz kieruje się takimi sposobami przejęcia dowództwa. Żałosne.

    Szczerbatek pomrukiwał, co po chwilę, żeby umilić nam tę żmudną i nudą podróż. Uśmiechnąłem się do niego lekko, bo wiem, że na wszystkie możliwe metody, próbuje mi poprawić humor. Jedyną rzeczą, która zdołałaby poprawić mi humor, byłaby to wieść, że Dagur "Idiota" Szalony zaprzestaje prób podjęcia jakichkolwiek walk i całe Wyspy Północy są bezpieczne. Jednak wcale nie zanosi się na takie rzeczy. Co więcej czuję, że może dojść do tej wojny, a wtem użycie najostrzejszych środków, będzie jak najbardziej konieczne.

    Jak tak myślę, to dawno nie widziałem się z Drago. Nasze drogi często się ze sobą spotykają, lecz od jakiegoś czasu już jakoś się nie przecinają. Żałuję, bo chciałbym zobaczyć tę jego krzywą, parszywą mordę. Brakuje mi tego siedzenia u niego w lochu, tych docinek, odzywek, ciętych ripost. Ja je tak uwielbiam! Mógłby polecieć za Swędzipachę i spróbować go poszukać, ale mam ważniejsze sprawy do robienia niż szukanie największego kretyna świata. Poczekamy, zobaczymy. Może sam nas znajdzie?

    Gdy kraczę, przeważnie wszystko się spełnia. W jednej sekundzie Szczerbatek oberwał strzałą, a na mnie spadła metalowa sieć. Wpadliśmy do morza, tracąc wszelaką świadomość.

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz