39. Przebaczenie ponad miarę.

752 53 19
                                    

    "Sojusz, traktat, pokój – czy wszystko musi zależeć od jakiś beznadziejnych układów, które nie dają ani grama poczucia bezpieczeństwa i ochrony przed wojną?"

Do samego Archipelagu zostało nam dosłownie kilka godzin lotu. Do końca nie przemyślałem tej decyzji. Wiem. Jak wszystkiego nie przemyślałem, ale czy życie nie polega na podejmowaniu pochopnych decyzji i wyborów? Całe nasze przemyślenia nie są warte tego wszystkiego. Co nam pozostało po tym, jak już zadecydujemy? Tylko zaakceptowanie naszego wyboru i przyjęcie wszelkiego rodzaju konsekwencji, jakie niosą nasze decyzje.

    Szczerbatek poruszył gwałtownie głową, wypuszczając trochę plazmy w powietrze, żeby sprawdzić czy jest coś przed nami. Zdziwiłem się, gdy smok poczuł wibracje jakiejś wyspy, która znajdowała się kilkaset metrów przed nami. Gęsta mgła niestety uniemożliwiała nam zlokalizowanie naszego pobytu, dlatego wszystko musiałem zawierzyć mojemu przyjacielowi, co z resztą często robię. Nakazałem odrobinę zniżyć lot pod samą wodę.

    Mój pomysł sprawdził się, lecz gdy tylko podniosłem wzrok na domniemaną wyspę, doznałem niemałego szoku, ogromnego szoku. Przed nami rozpościerał się widok najgorszej wyspy na świecie. Berk.

    - Zawracamy! – krzyknąłem przez wiatr, ale właśnie w tym samym momencie z wyspy wystrzelono sieć z metalowym sznurem, który niestety chwycił Szczerbatka za ogon. Zakląłem, gdy zaczęliśmy szybko spadać ku spienionemu morzu. Próbowałem rozpętać, a nawet przeciąć Piekłem, trzymającą nas sieć. Szanse wydostania się były marne, dlatego wraz z silnym uderzeniem o granatową powłokę północnego oceanu, obraz mi się zamazał, a usilne nawoływania smoka cichły coraz bardziej.

    Ocknąłem się po jakimś czasie, gdy wylano na moją głowę i hełm rzecz jasna, wiadro lodowatej wody. W porównaniu z oceanem, ta była cieplutka. Otrząsnąłem się, nie zdejmując hełmu z twarzy. Wzrokiem odszukałem Szczerbatka, ale bezpiecznie spał tuż obok mnie, pod ścianą. Rzuciłem się do niego, błądząc spojrzeniem po ciemnym ciele zwierzęcia, w celu zlokalizowania jakiegokolwiek uszczerbku na jego zdrowiu.

    Głośne chrząknięcie przeszkodziło mi w doglądaniu stanu przyjaciela, dlatego ze zdenerwowaniem spoglądnąłem w stronę nadbiegającego głosu. Przed celą, w której się znajdowaliśmy, stał rudobrody wiking, który niegdyś nazywał się moim ojcem. Dobrze, że mnie nie zna, bo jeszcze z chęcią rozwaliłbym tę jego wyspę w drobny mak. Wlepiał we mnie mordercze zielone spojrzenie – coś co niestety po nim odziedziczyłem – przepełnione nienawiścią i lekkim strachem.

    Dumnie stanąłem na własnych nogach, troszkę przybliżając się do krat. Stoik zmierzył wzrokiem mego śpiącego wierzchowca, a potem mnie. Nie odzywaliśmy się w ogóle, a w pomieszczeniu znajdowali się oprócz nas Pyskacz, Sączyślin, jeśli dobrze kojarzę i Gruby. Chciałem nawet uśmiechnąć się do kowala, lecz on trzymał się za wodzem, rzucając mi obce i nieufne spojrzenia. Na tamtych dwóch nie chciałem w ogóle patrzeć. Szczególnie na ojca tego idioty Smarka, który teraz na pewno nie miałby ze mną najmniejszych szans. Zaśmiałem się w duchu, wyobrażając sobie zakrwawioną mordę młodego Jorgensona, który biegnie do domu, trzymając się za twarz i jęcząc: "Mamo, tato, Czkawka mnie zbił!"

    Szczerbatek chrapnął, rozprostowując całe ciało. Uchylił jedno oko, potem drugie sprawdzając czy jestem obok niego. Trzech trzymających się za wodzem, odsunęło się o krok do tyłu, gdy Szczerbol obnażył swoje ostre zęby. Natychmiast spojrzawszy na wrogów, skoczył przede mnie, warcząc złowrogo na wojowników. Bronił mnie własnym ciałem i jasno dawał do zrozumienia, że jeśli ktokolwiek ruszyłby mnie, od razu będzie się mógł pożegnać z życiem.

    Gruby jęknął nawet, jakby smok już miał zaraz wyskoczyć i pożreć go żywcem. Sączyślin wraz z Pyskaczem popatrzyli na niego, kręcąc głowami. Wódz nie wystraszył się ani trochę, jedynie położył wielką dłoń na rękojeści swojego miecza, przypiętego przy pasie. Położyłem łagodnie rękę na głowie smoka, przekazując mu, że nie musi straszyć wojowników. Chociaż takie małe straszonko wszystkim wyszłoby na dobre, przemknęło mi przez myśl. Szczerbatek popatrzył już na mnie spokojnie, a stanąwszy obok mnie w wygodnej dla niego pozycji zielonym spojrzeniem zmierzał wikingów, jak i całe więzienie w Berk.

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz