48. Spokój napawa lękiem.

528 34 9
                                    

    "Krew spływa w swoim rytmie. Ucieka przez palce. Oddech zamarł, słowa uwięzły w gardle. Ryk rogu, odpłynęli. Zostawili kogoś. Kogoś, kto już nigdy nie wstanie"

Przyjrzałem się wojownikowi, sprawdzając czy na pewno odszedł do kraju Odyna. Miałem wielkie szczęście, że nikt mnie nie widział, jak przyleciałem. Miałem przeczucie, wiedziałem, że coś może zagrażać mojej wyspie. Bogowie czuwają. Dlatego Drago jeszcze nie dowiedział się o moich prawdziwym miejscu zamieszkania. Wtedy musiałbym go zabić o wiele szybciej niż przypuszczam. A szczerze powiedziawszy nie chcę przyspieszać tego procesu. Chcę, by wiedział, że na niego poluję. To pozwoli mi na przygotowanie idealnej strategii. Musi czuć się osaczony, obserwowany. Muszę wymusić na nim ten lęk ofiary. Tylko to da mi odpowiednią siłę i przyjemność z zabicia go.

    Wrogowie dawno znikli za rozmytym przez mgłę horyzontem, ale dla Szczerbatka nie było to nic trudnego ich odnaleźć. Więc bez stresu, na spokojnie wyruszyliśmy za armadą Krwawdonia, śledząc go. Miałem ochotę zobaczyć gdzie teraz się wybiera. Muszę go kontrolować. Nie mógłby przecież zadziałać wbrew temu, co sobie zaplanowałem. Chcę, by działał pod moje dyktando.

    - Hej, Czkawka? – dobiegł mnie głos Szczerbatka – Co zrobimy z Astrid?

    Gwałtownie zatrzymałem smoka w powietrzu, gdy usłyszałem imię blondwłosej wojowniczki. W środku dziwnie mnie zakłuło, lecz zignorowałem to, nerwowo wpatrując się w szumiące morze pod nami. Nie miałem pojęcia, co dalej. Dlatego też nie myślałem, co mam dalej czynić. Nie jestem pewien, czy ona chce, bym ją stamtąd zabrał. To była wola jej plemienia. Raczej nie mogła się przeciwstawić. Gdyby tak się stało, raczej by ją wydziedziczyli. Choć w sumie nigdy tego nie widziałem, ani nie odczułem. Stoik chyba nie wydaliłby kogoś z wyspy. Chociaż wiele rzeczy działo się przede mną.

    - Słuchasz mnie?!

    - Tak – odparłem pospiesznie.

    - Więc?

    - Nie wiem – wypuściłem powietrze z płuc wprost w gwiazdy – Ona. Zostanie żoną Dagura. Nie możemy nic na to poradzić.

    Czułem, że to będzie takie trudne. Nie mogłem jednak tak mocno się tym przejąć. To nie była moja sprawa. Miałem swoją własną misję, swoje własne życie, swoje własne przeznaczenie. Astrid również je miała. Otrzymaliśmy je takie na jakie zapracowaliśmy. Różniące się. Jednak mimo wszystko ja kochałem swoje życie. Kochałem swojego przyjaciela, którego otrzymałem przez wolę Bogów. Kochałem to, co robiłem. A ratowałem kochane smoki. Piękne stworzenia, które są krzywdzone za to, że po prostu istnieją na tym durnym, szarym świecie. A Astrid? Astrid mogła nienawidzić swoich współbraci za to, co jej zrobili. Ale takie miała przeznaczenie. Miała je wykonać.

    - Sądziłem, że bardziej się tym przejmiesz – żachnął smok zjadliwym tonem, którego nigdy jeszcze od niego nie usłyszałem. Ponownie coś mnie zakłuło w środku. Tym razem o wiele mocniej – W końcu to Astrid.

    W końcu to Astrid! 

    Czy on myślał, że to wszystko było takie proste? Miałem lecieć do Berserków, odbić im przyszłą żonę wodza i uciec na koniec świata, no bo nie mogłem jej zostawić, bo przecież to Astrid! Wiem, że się do niej odrobinę przywiązał, ale to nie jest powód, dla którego musimy ją ratować z każdych kłopotów w jakie wpadnie. Na tym to nie polegało. Kilka razy ją uratowałem, była przy mnie w ciężkich chwilach, ale to tylko tyle. Nie równa się to z tym, co działo się gdy byliśmy młodsi. O tym to nikt nie pamięta. Jak inni się zachowali, jak ona się zachowywała. Nigdy.

    Westchnąłem, zostawiwszy tę bezsensowną konwersację bez odpowiedzi. Próbowałem wznowić lot, choć opornie, bo Szczerbek chciał zawracać. Popatrzyłem w jego oczy, które zawsze miały mi dodawać odwagi i wiary w siebie. Lecz były one nieufne, kipiące gniewem na moje poczynania. Nie wytrzymałem i zapytałem go prosto z mostu:

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz