"Powinność oddana. Spełnione zadanie. Bezpieczeństwo osiągnęło swój szczyt. Pokój przyniesie nowy poranek, lecz duch wciąż zachwiany niepewnością przyszłości"
Całą noc siedziałem na klifach z Szczerbatkiem. Zaraz po zniknięciu łodzi, uciekliśmy na najwyższe miejsca przed nieznośnymi pytaniami mieszańców oraz ich dziwnymi spojrzeniami. Mało obchodziło mnie, co myślą o mnie i moich postępowaniach. Już dawno przestałem należeć do ich klanu, więc chyba nie powinno obchodzić ich moje zdanie. Przestali się ze mną liczyć. Wystarczy mi, że mogą żyć, a ja wykonałem polecone mi zadanie. Chociaż to dziwne, że jednak jestem pośród nich, na ojczystej ziemi.
Noc była zimna, ale niezwykle przyjemna. Mój wierny przyjaciel również nie spał. Bez słowa oglądaliśmy rozgwieżdżone niebo i szumiące morze. Mieszkańcy zaszyli się w swoich ciepłych domach, wiedząc, że już nic nie będzie takie jak dawniej. Stracili część wioski, wodza, swoich bliskich. Prawie jakby stracili część siebie. Ale jednak muszą wykazać się siłą i odwagą, by móc to dalej pociągnąć. Berk nie mogła upaść. Nie po to walczyłem.
Przez wszystkie te godziny myślałem o swoim życiu. O tym ile już rzeczy przeżyłem, co mnie spotkało i czego doświadczyłem. Mój los był najbardziej pokręconym losem na świecie. Nikt nie przeżył tego, co ja. Byłem wyrzutkiem, a jednak mam rodzinę. Byłem okaleczony, a jednak pozwalam sobie na szczery uśmiech. Byłem samotny, a jednak mam prawdziwego przyjaciela. Byłem słaby, a jednak mogę walczyć o szczęście. Byłem inny, a jednak ocaliłem smoki. Byłem nic nie znaczącą cząstką jednego społeczeństwa, a jednak teraz wszyscy się mnie boją. Byłem o krok od śmierci, a jednak wciąż mogę spoglądać w stronę jutra.
Szczerbatek patrzył na mnie swoimi bystrymi oczyma, wiedząc, co mnie gryzie. Uśmiechnąłem się w podzięce i oparłem głową o jego czarną szyję. Cieszyłem się, że ciągle jest ze mną, że mnie wspiera. Ciągle na każdym kroku pokazywał jak mu na mnie zależy. Nigdy nie odwrócił się ode mnie, choć wiele razy mógł to zrobić. Wychował mnie, opiekował się najlepiej jak umiał. Żył ze mną i powodował ciągły uśmiech na strudzonej cierpieniem twarzy.
Wiatr szumiał mocno w wysokich drzewach, tak, iż nie usłyszałem jak ktoś podszedł do nas. Odwróciłem głowę i ujrzałem cztery znajome twarze, których wolałbym jednak nie widzieć. Wychylali się zza krzaków, jak gdyby bali się podejść bliżej. Mało obchodziło mnie, co będą chcieli zrobić. Jednakże nie miałem ochoty na rozmowę właśnie z nimi.
Szczerbatek otworzył paszczę, gotowy w każdej chwili wystrzelić. Pokręciłem głową.
- Czego chcecie? – zapytałem po kilku sekundach, kiedy to nie ruszyli się z miejsca nawet o centymetr, tylko dalej mi się przypatrywali. Poczułem jak zadrżeli – Nie lubię gdy ktoś się tak czai. Boicie się?
- Jasne, że nie – odezwał się Sączysmark, ruszając w przód. Za nim podreptała reszta, siadając obok siebie za mną. Niechętnie odwróciłem się bokiem do nich, nakazując Mordce, by poszedł spać i solidnie odpoczął przed podróżą. Wlepiłem w nich swój zielony wzrok. Wzdrygnęli się – Tylko zastanawialiśmy się, co zamierzasz dalej, więc cię szukaliśmy.
- Już mówiłem – odparłem lekko znużonym tonem. Jeśli przyszli tu tylko po to, żebym powiedział im to, co usłyszeli na plaży, to naprawdę poszczuje ich Szczerbatkiem – Nie zamierzam się powtarzać.
Śledzik podrapał się w głowę, spuszczając wzrok, jakby jego buty były nad wyraz interesujące. Mieczyk wyszczerzył zęby jak idiota, Szpadka bawiła się warkoczem, a Smark zagryzł zęby, myśląc nad odpowiednimi słowami, by mi w jakiś sposób odszczekać. To jednak nie nastąpiło, więc oparłem się ciałem o śpiącego smoka.
CZYTASZ
nienawiść, ból, złość, cierpienie || httyd
FanfictionCzkawka już jako mały chłopiec jest wyśmiewany przez całe plemie. Gdy dowiaduje się okrutnej prawdy, ucieka z wyspy ze swoim najlepszym przyjacielem, Szczerbatkiem. Dotychczas gdy był na wyspie, Astrid się nim nie przejmowała. Dopiero gdy ucieka, dz...