43. Brak wszelkich odczuć.

627 41 9
                                    

    "Nie boję się śmierci. Nie boję się niczego, co prowadzi do lepszego świata. Nie obawiam się tego, że Odyn zawezwie mnie do swojej komnaty, żebym mógł być wolny"

Rzucił mną o ścianę, przez co usłyszałem ciszy trzask w lewej ręce. Świetnie. Złamana.

    Uniosłem twarz lekko, żeby zobaczyć czy już sobie poszedł. Jeszcze stał, trzymając w żelaznej ręce długą włócznię, którą posługiwał się do bicia swoich żołnierzy lub smoków. Patrzył na mnie z nienawiścią, gniewem i wielką ochotą wbicia trzymanego narzędzia w me chłodne serce. Wystawiłem mu język, z dezaprobatą kręcąc głową. Zaśmiał się donośnie, odchodząc w ciemny korytarz, prowadzący do wielkiej hali, skąd nas zabrano.

    Szczerbatek w sekundzie był przy mnie, troskliwie patrząc mi w oczy. Blado uśmiechnąłem się do niego, wstając na równe nogi. Spoglądnąłem na śpiące smoki, głaszcząc prawą dłonią, ciemne łuski mojego przyjaciela. Czasami zastanawiam się, co bym bez niego zrobił. Zapewne zginąłbym od ciągłych ataków bandy Smarka lub wyładowań gniewu mojego ojca. Złość ścisnęła moje serce, gdy przypomniałem sobie jedną taką sytuację, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że ten, co uchodził za mojego ojca – nigdy nim nie był.

    Miałem może około osiem lat. Wstałem, jak co dzień wcześnie rano, w pośpiechu się ubierając. Dzisiaj zaczynałem mój pierwszy raz w kuźni, mój pierwszy dzień jako czeladnika, mój pierwszy dzień z dala od innych wikingów. Bynajmniej tak mi się wydawało.

    Zbiegłem po schodach, rzucając krótkie "pa" w kierunku mojego ojca, który siedział zaczytany w gazetę i udawał, że mnie nie widzi. Wcale mnie to nie zdziwiło. Odkąd pamiętam, czyli od zawsze, unika mnie jak ognia. Jestem jego wstydem, przekleństwem i wielką oznaką nienawiści, zesłaną przez samych Bogów. A ja niczego mu nie zrobiłem. Zawsze byłem na jego zawołanie, nie sprawiałem kłopotów. Co z tego, że parę razy coś zniszczyłem – każdy coś niszczy. On niestety wpadał w furię, wyżywając się na mnie. Krzyczał, bił, lecz gdy posuwał się za daleko, cudownym zrządzeniem samego Thora, Pyskacz wpadał do naszego domu, wołając mojego ojca i tym samym ratując mnie od gniewu wikinga. Byłem mu za to wdzięczny.

    Tak więc bez przeszkód wyszedłem z domu, spotykając się z niebywale chłodnym zachodnim wiatrem. Przewiał przez moje cienkie ubranie, powodując krótkie dreszcze na całym ciele. Otuliłem się futrzaną kamizelką i raźnie ruszyłem do kuźni mojego jedynego przyjaciela i mentora. Nie było to daleko, zaledwie kilkanaście metrów od chaty, w której mieszkałem. Ucieszyłem się, bo wiedziałem, że na tak krótkiej trasie wikingowie z mojego roku, nie dopadną mnie i bez przeszkód dostanę się do bezpiecznego, drugiego domu Gbura.

    Wszedłem bardzo powoli, cicho stąpając po odrobinę zbutwiałych deskach, które tworzyły podłogę. Kropelki potu występowały mi na bladym czole w miarę coraz dalszego zapuszczania się w głąb ciemnej kuźni. Głucha cisza wypełniała całe pomieszczenie, a od czasu do czasu z jednego do drugiego kąta, przebiegł gruby szczur. Piskliwe trzaski desek, wydobywające się spod moich stóp, przyprawiały mnie o gęsią skórkę na karku. Odetchnąłem, czując, że coraz bardziej popadam w paranoję. Na próżno jednak starałem się przekonać, że to zwykła kuźnia, prostego wikinga. Nie nawiedzone pomieszczenie zmarłego przedwcześnie wojownika, którego potępiony duch, błąkał się po zjedzonym, częściowo przez korniki, budynku.

    Donośny, potężny krzyk, przerwał panującą ciszę, a z mojego gardła, wydobył się przeraźliwy jęk. Po chwili usłyszałem śmiech, który był jedyną miłą rzeczą na tej wyspie. Z głębi zaplecza, wynurzyła się twarz Pyskacza, uśmiechniętego od ucha do ucha.

    - Nie strasz mnie więcej – sapnąłem, podtrzymując się ściany. Po chwili jednak również się uśmiechnąłem – A więc to tak przyjmujesz nowych czeladników? Strasząc ich? – zapytałem zadziornie, na co wiking tylko wzruszył ramionami.

nienawiść, ból, złość, cierpienie || httydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz