Razi. Boli. Zimno.
To trzy myśli, które powodują, że otwieram oczy. Natarczywe promienie słońca wdzierają się do jaskini wszystkimi możliwymi drogami, byle by tylko utrudnić mi dalszy sen. Mam wrażenie, że całe moje ciało jest sino - fioletowe od siniaków, które zapewniło mi spanie na podłodze w jaskini. No i zimno. Tak jak przewidziałam, ognisko zgasło, najprawdopodobniej przez porywisty wiatr. Oczywiście matka natura nie pomyślała o biednej, zziębniętej Rosemary, która obecnie przeklina ją w duchu siedząc w jakiejś zapuszczonej jaskini.
Natasha śpi zwinięta w kłębek, tuląc do piersi Księgę. Austin nie zmienił pozycji od wczorajszego wieczoru. Dalej opiera się o plecak chrapiąc uroczo, z tym, że scyzoryk leży złożony obok niego. Swoją drogą, ciekawe ile jeszcze wczoraj siedzieli, zanim poszli spać.
Po chwili przypomina mi się kolejna rzecz - mieszkańcy jaskini. Żyjemy, czyli jeszcze nie wrócili, ale mogą to zrobić w każdej chwili. Trzeba ustalić plan działania. No i kolejna ważna sprawa: jestem głodna, cholernie głodna.
Pięć kanapek dziennie.
Tak ustaliliśmy. Jako że śniadanie to ważny posiłek, decyduję się na skonsumowanie dwóch kanapek. Najwyżej później będę głodna. Mówi się trudno.
Wyjmuję z plecaka moje śniadanie i zabieram się za odwijanie z papieru pierwszej kanapki.
- Daj mi jedną, proszę - słyszę cichy głos Natashy, która musiała się właśnie obudzić. - Jestem głodna.
Uśmiecham się i wyciągam kolejne zawiniątko.
- Pójdę po wodę, ty rozpal ognisko. Zrobimy herbatę - zarządzam i kładę kanapki na ziemi.
Biorę kubki, które zostały po wczorajszej herbatce i ruszam powolnym krokiem w stronę wyjścia z jaskini. Tak jak myślałam, grota ma kształt litery L. Jej wejście jest spore, mimo tego skutecznie nie dopuszcza do środka wiatru i deszczu. Jeżeli olbrzymy rzeczywiście sięgają głową do sufitu, muszą schylić się ze dwa metry, żeby wejść do jaskini.
Po chwili znajduję się na zewnątrz. Pogoda jest ładna, na niebie nie ma już śladu po deszczowych chmurach. Święci słońce i wieje delikatny wiaterek. Temperatura oscyluje w granicach dwudziestu kilku stopni. Okolica jest śliczna, powiedziałabym nawet, że zapiera dech w piersiach. Przypomina mi jakąś zapomnianą świątynie Majów czy innych Azteków. Grota znajduje się w zboczu, które z góry pokryte jest ogromnymi drzewami. Skała najprawdopodobniej jest wapieniem, kruchym i erozyjnym, a mimo to zdołała zmieścić tak ogromną grotę. Wejście skutecznie maskuje nagromadzenie skał, zbliżonych wyglądem do tych ze słynnej konstrukcji Stonehenge. Wszystko porośnięte jest mchem i pnączami, dodatkowo wypełnione gęstwiną krzewów. Centralnie przed wejściem do jaskini znajduje się miejsce na ognisko - wypalone, czarne koło, w którego środku znajduje się sterta popiołu i zwęglonego drewna, otoczone kamieniami. Najbardziej przerażające jest to, że owo miejsce jest wielkości oczka wodnego.
Przyszłam tu o wodę. Skąd, u licha, Natasha ją wzięła? Żadnego źródełka, jeziorka, nic. Wszystko staje się jasne, gdy mój wzrok napotyka ogromną kałużę wypełnioną błotem. Heh, świetnie. Przyklękam, aby napełnić kubki.
Gdy wracam do jaskini, suche drewno pożera trzaskający wesoło ogień. Stawiam wypełnione błotem kubki przed blondynką, która wypowiada zaklęcie. Już po chwili naczynia stoją w ognisku.
- On dalej śpi? - wskazuję na Austina i prycham pogardliwie.
- Jak widać - odpowiada Natasha sięgając po kanapkę.
- Do której wczoraj czytałaś Księgę? - pytam z czystej ciekawości.
Dziewczyna wzrusza ramionami.
CZYTASZ
Quatron
FantasyNiejasny list, bilety na nieistniejący autobus, nieaktualna książka telefoniczna i nazwisko - to wszystko, co ciotka Dorothy zostawiła przed swoim nagłym i niewyjaśnionym wyjazdem. Rosemary wraz ze swoją nieco pokręconą sąsiadką i półgłówkiem ze...