- Nikt wam nie powiedział? - Garo zbiera lejce, żeby ponownie nimi szarpnąć. Gniada szkapa ciągnąca wóz przyspiesza do wyciągniętego kłusa. - Cholera, nie jesteście tu bezpieczni. Ludzie nie mają wstępu do Krainy.
To by wyjaśniało dziwną reakcję olbrzymów.
- Każdego człowieka w Quatronie czeka śmierć. Oraz każdego, kto tego człowieka ukrywa albo chociaż nie doniesie o nim władzom. Rząd jest bardzo sumienny, jeśli chodzi o przestrzeganie tego prawa.
- Więc nas wydasz? - odzywam się chyba po raz pierwszy z własnej woli.
To przecież było do przewidzenia. Tego typu nieplanowane wyjazdy zawsze kończą się źle. A zwłaszcza, jeśli w grę wchodzi magia.
- Nie.
Cisza. Dlaczego? Dlaczego ten zupełnie obcy nam człowiek (a raczej zmiennokształtny) ryzykuje życiem, żeby nas chronić?
- Nie wydam was - kontynuuje Garo smutnym głosem. - Nie byłbym w stanie.
- Jaką możemy mieć pewność, że mówisz prawdę? Dlaczego, powiedz tylko dlaczego... - Głos Austina załamuje się. Widocznie dopiero teraz otrząsną się z tego, co wcześniej powiedział i jakie mogą być tego konsekwencje.
Garo milczy, patrząc się tępo przed siebie, na zbliżającą się z każdą chwilą bramę Odevity. Jak ją przekroczymy, nie będzie dla nas ratunku.
- Moja żona jest człowiekiem.
Analizuję to, co powiedział. Jego żona jest człowiekiem. W Quatronie. A przecież sam przed chwilą mówił, że to jest karalne. W takim razie... on i jego żona powinni zginąć.
- Kto o tym wie? - pytam wypranym z emocji, drżącym głosem.
- Wy.
- Zaufałeś nam, Garo... Z jakiego powodu? - Tylu rzeczy nie rozumiem. Gdzieś w głębi mojej duszy zaczyna kiełkować ogromny podziw dla tego człowieka.
- Przecież nas nie wydacie, sami jesteście... Wiecie kim - odpowiada, jakby miał na myśli Lorda Voldemorta.
- Możemy komuś powiedzieć, komuś zaufanemu - zauważam.
Mężczyzna wybucha drętwym śmiechem.
- Nie macie nikogo takiego. Jakbyście kogoś bliżej znali i ten ktoś wiedziałby, kim jesteście, nie powiedzielibyście ledwo poznanemu, quatrońskiemu piekarzowi, że jesteście... ludźmi. - To ostatnie mówi jakby z wahaniem.
Ma rację.
- Kto rządzi w Quatronie? - pyta Natasha jak gdyby nigdy nic, umiejętnie zmieniając temat. - Lean nam nic na ten temat nie wspominała.
- Uh, widzicie... - zaczyna Garo, pocierając jedną ręką kark. - Każdy land ma swój rząd, zlokalizowany w swojego rodzaju stolicy, najbardziej rozwiniętym mieście. W Śródziemiu przez długi czas była to właśnie Odevita, obecnie jednak władza stacjonuje w Creopolis. Każde miasto, jak wiadomo, również ma swój zarząd, który jest uzależniony od władzy w danym landzie. Ale jest jeden haczyk. Istnieje instytucja, która kontroluje cały ten system. To z niej wypływają wszystkie rozkazy, ustawy... Ona włada wszystkimi rządami, ustanawia przepisy. Rządy tylko je zatwierdzają na zgromadzeniach, które odbywają się co kwartał. Chociaż to "zatwierdzenie" jest tylko umowne, jeśli owa instytucja coś wymyśli, MUSI wejść w życie.
- Co to za instytucja? - drąży blondynka.
- Mieszkańcy Krainy nazywają ją Niewidzialnym Rządem. - Mężczyzna rozgląda się dookoła, jakby sprawdzał, czy nikt nie podsłuchuje. - Oficjalnie go nie ma, ale w praktyce to on rządzi Quatronem.

CZYTASZ
Quatron
FantasyNiejasny list, bilety na nieistniejący autobus, nieaktualna książka telefoniczna i nazwisko - to wszystko, co ciotka Dorothy zostawiła przed swoim nagłym i niewyjaśnionym wyjazdem. Rosemary wraz ze swoją nieco pokręconą sąsiadką i półgłówkiem ze...