#6 Czy Rosemary lubi jagody?

159 27 9
                                    

Rozdział dedykuję wszystkim, którzy męczyli mnie tekstami typu "kiedy następny rozdział?" w komentarzach i na priv. Pozdrawiam! 😂

Deszcz wyraźnie osłabł i teraz sączy się z nieba leniwie, uderzając miarowo w omszałą ściółkę leśną. Która może być godzina? Nie mam pojęcia. Od czasu burzy słońce nie wychyliło się zza chmur się ani razu. Może jest późne popołudnie? A może wieczór?

Zwinięta w kłębek, należałoby dodać nieszczęść, na twardej i wilgotnej skale, w której wydrążona była jaskinia, przeleżałam długi czas. Godzinę, kilka godzin? Łzy bezradności wysuszyły mi skórę twarzy, a usta spierzchły się od ciągłego przygryzania i oblizywania, będącego wynikiem stresu i bezradności. Minęło wystarczająco dużo czasu, bym miała podstawy, żeby martwić się o przyjaciół.

Przyjaciół... To słowo ciąży na moim sercu jak jakiś wielki głaz. Znamy się niewiele ponad dobę, a ja już zdążyłam wciągnąć ich w ten burdel, może nawet zabić! Moim zmordowanym ciałem wstrząsa kolejna fala szlochu.

Co, jeśli coś im się stało? Jeśli są ranni? Jeśli... Nie, nawet nie jestem w stanie o tym myśleć. Oni MUSZĄ żyć.

Opieram się o zimną ścianę groty. Kamień jest szorstki i nieprzyjemny w dotyku, ale cóż. Bywa. Mam ochotę płakać, ryczeć bez celu pod kołdrą, ale po pierwsze nie mam kołdry, a po drugie muszę spiąć moją niestabilną emocjonalnie dupę i coś przedsięwziąć.

Najpierw może coś zjem. Tak, brawo Rosemary! Twoi przyjaciele prawdopodobnie zgubili się w lesie w magicznej krainie, mogą być ranni, mogą umierać, mogą cię potrzebować, a ty się opychaj jak świnia! Świetny pomysł!

Sorry, nie mam wyjścia.

Otwieram plecak i kolejna myśl sprawia, że chcę się zabić za własną głupotę. Oni NIE MAJĄ jedzenia. Ja mam całe zapasy. Może gdybyśmy się podzielili... Ale nie, to ja będę ich miała na sumieniu, jeśli umrą z głodu. Co prawda Natasha ma Księgę, a co za tym idzie - suchy chleb, ale to za mało! A co, jeśli źródło magii zmokło i do niczego się już nie nadaje? Albo jeśli drobnej blondynce coś się stało? Przecież znajomość łaciny jej nie pomoże.

Plecak z zewnątrz jest wilgotny, ale jego zawartość nie ucierpiała. Na szczęście. Chociaż nie, zapomniałam, że przecież szczęście o mnie zapomniało i omija szerokim łukiem. Wyjmuję z dna zielonego plecaka worek wypełniony po brzegi kanapkami i biorę pierwszą lepszą. Z serem - bo jakże inaczej? Zatapiam zęby w nawilgotniałej bułce. Gdyby nie fakt, że nie jadłam nic od śniadania (z czego dopiero teraz zdałam sobie sprawę), wyrzuciłabym kanapkę do śmietnika, bo "nie nadaje się do jedzenia". Ale w tej chwili ten niepozorny gniot jest dla mnie zbawieniem.

Po skonsumowaniu dwóch pożal się Boże kanapek, zamykam plecak i wzdycham cicho.

Co teraz?

Szczerze? Nie mam pojęcia. Przymykam powieki. Mam ochotę zasnąć i nigdy się nie obudzić. Biorę do ręki telefon. Tak jak się spodziewałam, nie ma zasięgu, jednak mam jedną wiadomość od "Mama". Pewnie odpisała jeszcze jak byliśmy na Ziemi - bo teraz już raczej nie jesteśmy. Jak to określiła Lean? "Podróż między światami" czy jakoś tak...

Okej. Uważaj na siebie. Kocham Cię i do zobaczenia.

Do zobaczenia... Właśnie. Czy to całe zobaczenie kiedyś w ogóle nastąpi? Czy kiedykolwiek będę miała okazję zobaczyć moją mamę? Pożartować na głupie tematy, zmarnować pół dnia na zakupach, jeść wspólnie pizzę i oglądać seriale?

Po wypadku nasz kontakt bardzo się polepszył. Czasami żałuję, że żeby tak się stało, musiało dojść do tego głupiego wypadku. Wypadku, który zabrał mi ojca... Wypadku, który zmusił mnie do spędzenia kilku miesięcy w szpitalu. Wypadku, który zmienił moje życie.

QuatronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz