#37 Grupa uderzeniowa

73 14 6
                                    

- Chyba masz rację - stwierdzam, kołysząc w dłoni medalionem.

- Tak, Rose, ten medalion może być niebezpieczny. Zrób to szybko i wyruszamy.

Uśmiecham się blado i wrzucam naszyjnik do strumienia. Nagle woda wokół błyskotki zaczyna mętnieć i zmieniać kolor na zielonkawy. Trwa to tylko ułamek sekundy i nikt tego nie zauważa, ale mimo to przez chwilę nachodzą mnie wątpliwości. Jednak szybko mijają. Odzyskam go.

- Idziemy - oznajmia Natasha.

- Zaraz, pozwól mi się tylko napić - rzucam obojętnie i ruszam w kierunku strumienia.

Schylam się i sięgam ręką do wody. Gdy moje wargi dotykają płynu, krzywię się momentalnie. Ma posmak... krwi? Szybko sięgam, by nabrać kolejną porcję wody. Wsuwam między palce łańcuszek od medalionu i błyskotka sama wsuwa mi się w dłoń. Szybko się prostuję i chowam zdobycz między fałdy sukni.

- Idziemy.

***

- Plan jest taki - oświadcza Natasha, gdy siedzimy w  cieniu rozłożystej wierzby przy granicy jakiejś czarodziejskiej wsi.

Minęła mniej więcej doba, odkąd udało mi się odzyskać medalion, ale jest to pierwsza napotkana po drodze wieś. Natasha cały czas pracowała nad planem zdobycia zapasów i teraz mamy nadzieję, że nie zawiedzie.

- Ja idę zdobyć jedzenie i informacje. Austin zabezpiecza tyły, a Rosemary przekrada się na około wsi i spotykamy się - dziewczyna wskazuje rozłożysty kształt daleko przed nami - pod tamtym drzewem. Jeśli nie będzie któregoś z nas do zachodu słońca, powinien uruchomić się namiar, czyli zaklęcie...

- Dobra, Natty, dalej nie zrozumiemy - przerywam i wszyscy troje wybuchamy śmiechem.

I tutaj trudno jest powiedzieć, czy śmiejemy się z zabawności tej sytuacji, naszych słów czy samych siebie - a jest z czego. Na przeciwko mnie siedzi czarodziej w podeszłym wieku (to może trochę mało trafne określenie, bo ten tutaj ma około sześćdziesięciu lat, a dla czarodzieja to pestka) z długą, białą brodą sięgającą do brzucha, w spiczastym czerwono - żółtym, haftowanym kapeluszu i szacie pod kolor. Jedynym faktem, który go demaskuje jest to, że mówi nieco obniżonym głosem Natashy. Obok niego miejsce zajmuje młody chłopak w prostej, brązowej szacie pokrytej warstwą pyłu i błota. Na głowie ma brudną, kiedyś zapewne białą opaskę, a całość ukrywa pod czarną, porwaną peleryną z kapturem. W ręce trzyma kij wędrowny. Może i powinien wzbudzać podejrzenia, z tym że nie różni się niczym od wędrownych czarodziei żebraków jakich wielu. Jedynym niepasującym elementem jest charakterystyczny, pewny siebie uśmiech z nutką kpiny. Ja nie dostałam niczego, oprócz starego, rozpadającego się wozu przykrytego płachtą, który ma zrobić ze mnie handlarkę.

Oczywiście wszystkie nasze atrybuty powstały za sprawą prostej (acz potężnej) magii Księgi i gdyby ktokolwiek machnął ręką nad głową Natashy, nie poczuł by żadnego kapelusza, a gładząc jej szatę natrafiłby na śliski materiał sukienki, a nie ozdobne hafty. Mój wóz natomiast nie waży ani grama, a gdyby ktoś zechciał na nim usiąść... Cóż, wylądował by na ziemi.

Podobno profesjonalnie nazywa się to iluzja i powinno oszukać przeciętnego czarodzieja.

- Powodzenia - mówimy jednocześnie i wkraczamy do akcji.

Gdy moi przyjaciele znikają w gęstwinie budynków, odwracam od nich wzrok i spoglądam przed siebie.

Droga przede mną pokryta jest pyłem. Słońce wisi wysoko na niebie, wciąż wspinając się coraz wyżej i wyżej. Mam wrażenie, że mruga do mnie, jakby zachęcając, by spojrzeć na swój cień. Cień...

QuatronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz