#35 Księga nie przestaje nas zaskakiwać

78 17 7
                                    

Pamiętam miliony gwizd, które mrugały do mnie wesoło. Pamiętam blask pochodni, które śmiały się razem ze mną. Pamiętam krew, która płynęła w żyłach jak rzeka magmy.

Ta noc była dziwna, jakby na pograniczu rzeczywistości i fikcji. Jedyne co pamiętamy uczucia, gwiazdy i pochodnie.

Ta noc była oddechem, pozwoliła mi się uwolnić z klatki codzienności. Zrzucić trud wędrówki, pozbyć się trosk. Ta noc minęła, zostawiając we mnie dziwne uczucie niepewności.

Co właściwie się stało? Alkohol i Austin, a potem tylko te gwiazdy.

Siedzę na ławce przed chatą i przyglądam się drobinkom śniegu, które skrzą się w świetle wschodzącego słońca. Czerwone, niczym gwiazdy... Wczoraj. I blask pochodni.

W oddali majaczy pas zieleni. Wzgórza północy. Kolejny etap naszej wędrówki dobiega końca. Czyżbyśmy dokonali niemożliwego? Zaklęte Góry... Tak, to jest coś.

Słońce wspina się powoli po niebie, jasne promienie pełzną po śniegu i łaskoczą moje oczy. Wdycham mroźne powietrze. Rześkie, czyste i surowe. Zapach gór, mrozu i poranka, pomieszany razem w te dziwaczne perfumy, które są jak opowieść. Koją.

Zaraz wyjeżdżamy. Mężczyźni z wioski kończą szykować psie zaprzęgi. Zgodzili się podrzucić nas do źródeł Uynn, rzeki, która wpada do morza Kresowego, a której koryto poprowadzi nas prawie do samego Mongartu - największego portowego miasta na wschodnim wybrzeżu.

(Hejka, tu Autorka! Zajrzyj do mapy, jeśli nie jesteś sobie w stanie tego wyobrazić!)

Coś się kończy, coś zaczyna. Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Nic nie dzieje się bez przyczyny.

- Rosemary? Rosemary, kochana tu jesteś?

Natasha. Idzie ścieżką w moim kierunku. Niesie dwa skórzane plecaki. Już wiem, że jeden ma być mój.

- Dzięki - mamroczę.

- Mamy dwie pary sań, jedno i du osobowe... Możesz zająć jedynkę jeśli chcesz pobyć sama... No wiesz. Po wczoraj. Sam na sam z myślami.

Nie znasz moich myśli. Nikt ich nie zna, nawet ja.

- Nie, dzięki. To znaczy jeśli to nie problem... - Spuszczam wzrok i grzebię czubkiem buta w śniegu. - Możemy pojechać we dwie? Mam kilka pytań.

Dziewczyna uśmiecha się.

- Jasne.

Słyszę krzyk jednego z mężczyzn. Już czas. Odjazd.

***

- Co o tym wszystkim myślisz?

Natasha otula się szczelniej kocem, jakby intensywnie myślała nad odpowiedzią na moje pytanie.

Mkniemy na saniach przez śnieg, coś w rodzaju wąskiej drogi, jakby przetartego szlaku w morzu bieli. Siedzimy z Natashą na saniach pod kocami, podczas gdy za nami stoi jeden z mieszkańców wieki, kierując psami, które ciągną zaprzęg.

- Nie wiem, Rose.

Przymykam powieki.

- Hej, co myśmy sobie myśleli? Że wyruszymy gdzieś nie wiadomo gdzie i znajdziemy jakiegoś człowieka? A jeśli nawet tak, to co dalej? O co tu chodzi, Natty?

- Nie wiem, Rose... - powtarza ciszej. - Ale myślę, że mimo wszystko warto było. Że... Że coś z tego wyniesiemy. Już wynieśliśmy.

- Straciłam rachubę czasu. Który dzisiaj jest? - pytam.

QuatronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz