Deavix.
Tam mamy się udać. Przynajmniej według wskazówek, które otrzymaliśmy jakieś... Zaraz, kiedy to było? Ze sto lat będzie.
Rozglądam się dookoła. Humory nam dopisują, tak samo jak pogoda na północy. Chociaż jest tu chłodniej niż w śródziemiu, temperatura wciąż oscyluje koło dwudziestu stopni i puchowe kurtki są nam zupełnie niepotrzebne. Dlatego spaliliśmy je wczoraj wieczorem w ognisku.
Idziemy teraz kamienistą ścieżką, która biegnie szczytem pagórka. Otacza nas morze falującej na wietrze trawy. Niebo, niczym udrapowana tiulem kotara, zdaje się otulać łagodnie okolicę. Słońce mieni się i odbija swoje promienie w naszych strojach - zdobyczach z jaskini, co tłumaczy atłasowe wstawki, jedwabne wykończenia, futerka z gronostajów czy inne fenomeny, takie jak przyjemny w dotyku adamaszek. Muszę powiedzieć, że po tym wszystkim z ochotą wskoczyłam w oliwkową sukienkę z podniesioną talią i roślinnym motywem na górze. Natasha ma na sobie liliową suknię z dekoltem obszytym kamieniami szlachetnymi, a Austin... Austin zadowolił się czymś, co kiedyś musiało stanowić zaledwie bieliznę, bo luźnymi płóciennymi spodniami i takąż samą koszulą.
Chociaż ten opis może sugerować, że maszerujemy sobie w jakichś wyszukanych dworskich strojach, w których wędrówka jest niemożliwa i o wiele bardziej męcząca, to zapewniam, że są to najbardziej elastyczne i wygodne sukienki, w jakich kiedykolwiek miałam okazję chodzić. Naprawdę, ludzie z przeszłości stawiali na wygodę. I wytrzymałość.
Udało się nam dowiedzieć od mieszkańców Zaklętych Gór (mam ciarki, gdy słyszę tę nazwę), że dzień marszu od źródeł Uynn znajduje się miasteczko. Doszliśmy do wniosku, że musi to być Deavix, a nawet jeśli nie jest, to dowiemy się tam jak do niego dojść.
Wyruszyliśmy wczoraj przed południem, zatrzymaliśmy się na nocleg pod gołym niebem i znów ruszyliśmy w drogę, mniej więcej godzinę temu. Jakim wspaniałym uczuciem jest móc w końcu zasnąć pod gwiazdami, nie przejmując się mrozem, nie musząc kulić się w zimnych jaskiniach. Na śniadanie, tak jak obiad i kolację, zjedliśmy suszone mięso i suchary, podarunek od Ludzi Pokoju. Zapasów starczy nam na jeszcze jakiś dzień, dlatego mamy nadzieję je jak najszybciej uzupełnić. W Deavix.
W końcu naszym oczom ukazuje się zlepek domków na kilku położonych obok siebie wzgórzach. Nad dachami góruje niezbyt wysoka wieża, obok której unosi się słup dymu.
- Znowu ognisko? - pyta Austin.
- Są dość popularne w Krainie - stwierdza Natasha obojętnie, chociaż na jej twarzy również maluje się zdumienie.
Wzruszam ramionami. Szczerze nie mam ochoty na żadne ogniska, ale na samą myśl o świeżych, ociekających skwierczącym jeszcze tłuszczem kiełbaskach... Mimowolnie przyspieszam.
Gdy zbliżamy się do miasta, zaczynam czuć zapach mięsa. Jednak jest w nim coś niepokojącego. Coś, co uporczywie nie pozwala mi myśleć o kiełbaskach. Ale mimo to idziemy dalej.
Wchodzimy między zabudowania, lawirując ulicami. Są dokładnie takie, jak opisywała je Lean - chociaż wydają się być solidniejsze i nowocześniejsze niż ulice i domy zmiennokształtnych, całość sprawia wrażenie zaniedbanej i brudnej. Idziemy brukowaną drogą pokrytą warstwą kurzu i błota, mijamy kamienne domostwa. Jedne mają osmalone drzwi, inne zabite deskami okiennice, z jeszcze innych wydobywa się niepokojący zapach lub światło.
Aż chciałoby się zawołać witamy na północy!
Z każdym metrem zapach ogniska jest coraz mocniejszy, chociaż od jakiegoś czasu to już nie jest zapach, tylko raczej smród. W końcu wychodzimy na rynek. Jest cały zatłoczony, wszędzie stoją czarodzieje i czarownice w długich do ziemi szatach w przybrudzonych kolorach. Na środku placu płonie ognisko.
CZYTASZ
Quatron
FantasyNiejasny list, bilety na nieistniejący autobus, nieaktualna książka telefoniczna i nazwisko - to wszystko, co ciotka Dorothy zostawiła przed swoim nagłym i niewyjaśnionym wyjazdem. Rosemary wraz ze swoją nieco pokręconą sąsiadką i półgłówkiem ze...