Obudzeni twardością litej skały, która stanowi podłoże jaskini i chłodem poranka w wysokich partiach Gór Zaklętych, wyrywamy się z objęć Morfeusza i powracamy do rzeczywistości niczym polani kubłem zimnej wody.
Serce bije mi nieco szybciej, gdy spoglądam na Smoczą Górę i powtarzam w głowie prosty, ale jakże absurdalny plan.
Wspiąć się na szczyt, sprawdzić, czy nie da się ominąć smoka, porozmawiać z nim za pomocą zaklęcia ujednolicającego mowę, jeżeli to nie poskutkuje - podjąć walkę używając przygotowanych do tego celu zaklęć.
Niby proste, ale jednak pozostawia wiele wątpliwości. Czy uda się? Co się uda, a co nie? Czy zmuszeni będziemy walczyć ze smokiem? Jaki to smok?
I znowu w mojej głowie pojawia się to nie do końca wytłumaczalne uczucie. Chociaż wszystko zdaje się układać wybitnie nie po mojej myśli, sprawy komplikują się i plączą jak słuchawki w plecaku i sytuacja zdaje się nie mieć wyjścia, jakaś myśl, idea przyświeca w mojej podświadomości i każe iść do przodu, nie patrząc na okoliczności, składając sprawy w ręce losu.
Idea większej sprawy, jak ostatnio ją nazywam, napełnia mnie wewnętrznym spokojem, który jednak jest na tyle nienaturalny a jedno źródło - niezidentyfikowane, że zmienia się w dziwny i nieprzyjemny niepokój, uciskający na mój brzuch i otępiający myśli.
I dlatego, nieco otumaniona i dziwnie spokojna, pokonuje wszystkie dziwne trudności ze zdecydowanie nieracjonalnym podejściem.
Wyruszamy z jaskini z owym dziwnym spokojem ducha, zbyt zdenerwowani, by rozmawiać, ale i zbyt spokojni, by zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Bo przecież nie każdy chodzi sobie po zaśnieżonych górach i walczy ze smokami dla rozrywki.
Każda potwora znajdzie swego amatora.
Wzdrygam się mimowolnie, gdy myślę o "potworze", która czeka na nas na szczycie.
•••
Gdy docieramy do celu naszej wędrówki, słońce znajduje się już w połowie drogi między horyzontem a najwyższym punktem na blado niebieskim niebie. Biały śnieg, którego jest tu mniej niż na dole, skrzy się wesoło w promieniach słońca. Na górze jest cieplej, o wiele cieplej niż w w reszcie gór, ciepło zdaje się wręcz emanować od góry. Rozpinamy kurtki.
- Spójrzcie. - Natasha wskazuje ręką na północ.
Rzeczywiście, przed nami rozciąga się pas postrzępionych i ostrych szczytów, pokryty białym śniegiem. Dalej, daleko przy samej linii horyzontu roziąga się zielony pas. Ziemie północy.
Wzdycham głośno, wciągając głęboko w płuca krystalicznie czyste górskie powietrze. Chociaż czuję, że jest rzadkie, mój organizm zdążył się już do niego przyzwyczaić. Spoglądam przed siebie. A więc to jest najwyższy punkt naszej drogi. Czy to już połowa? Chociaż przede mną góry są coraz niższe, nie wydają się bezpieczniejsze niż dotychczas. A może i są gorsze? Kto wie.
Odrywam na chwilę moje myśli od przyszłości i skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Przed nami rozciąga się puste pole pokryte śniegiem. Po prawej, niby ogromne wieżowce, piętrzą się skały. Sprawiają wrażenie, jakby ktoś poukładał je na sobie warstwami tak, że zachodzą na siebie. To właśnie w nich znajduje się jaskinia o dużym, łukowatym wejściu. Od razu przypomina mi się jaskinia olbrzymów, w której zdarzyło nam się spać podczas naszej pierwszej nocy w Krainie.
Najbardziej dziwi mnie jeden fakt - przejście przez szczyt góry wydaje się być bułką z masłem. Droga stoi przed nami otworem, a smok zdaje się spać. Spoglądam na przyjaciół. Czy to może być AŻ TAK proste? Tyle przygotowań, stresu... Po to, żeby obojętnie przejeść obok jaskini jakiegoś Smoka Śnieżnego, Szarego czy obojętnie jakiego? Jakie ma to mieć znaczenie, skoro nawet nie wychyli głowy z jaskini.
CZYTASZ
Quatron
FantasíaNiejasny list, bilety na nieistniejący autobus, nieaktualna książka telefoniczna i nazwisko - to wszystko, co ciotka Dorothy zostawiła przed swoim nagłym i niewyjaśnionym wyjazdem. Rosemary wraz ze swoją nieco pokręconą sąsiadką i półgłówkiem ze...