Żeby dostać się do właściwych Zaklętych Gór należy najpierw dojść do przełęczy Ylvlynn, dopiero tam, za pomocą słynnej kładki trolli, można przejść na pełen niebezpieczeństw szlak między porwanymi szczytami i pionowymi zboczami.
Przełęcz ta była kiedyś niezwykle rozsławiona na całą Krainę. Wypasano tam ylvlyńskie owce, których mięso podawano w najdrożnych i najeksluzywniejszych lokalach. Tamtejsi myśliwi sprzedawali skóry również za granicą, a pochodzenie takiego produktu było gwarancją jakości. Nie wspominając już rzecz jasna o wełnie z tamtejszych owiec, najwyższej półce wśród wełen na międzynarodowym rynku. Liczne pieśni i ballady wsławiały zmyślonych ylvlyńskich bahaterów, którzy z zamkniętymi oczami zabijali śnieżne smoki i jednym palcem przesuwali góry. Mimo tego, że wszystko było stuprocetową fikcją, stanowiło znakomitą reklamę dla wioski i dodawało prestiżu tamtejszym towarom.
Całą świetność przełęczy zrujnowała jedna z zim, podczas której napadało więcej śniegu niż zazwyczaj i Zaklęte Góry pokryte zostały kilkunastometrowymi czapami śniegu. Sama w sobie zima nie była zagrożeniem do przygotowanej na takie wybryki natury przełęczy. Wisienką na torcie okazało się stado smoków - śnieżnych, skalnych czy jeszcze innych, nie miało to najmniejszego znaczenia. Liczyło się to, że owe smoki zdecydowały się tamtej zimy przefrunąć nieopodal przełęczy. Wiatr spowodowany trzepotem kilkunastu par skrzydeł i hałas spowodowany ich okrzykami sprawił, że cały śnieg runął na przełęcz i zasypał wszystko, co się tam znajdowało łącznie ze słynną kładką i trollami, które jej pilnowały.
Kładkę odbudowano, niestety nie udało się znaleźć nowych trolli i po dziś dzień pilnują jej na zmianę strażnicy, którzy są jedynymi mieszkańcami przełęcyz Ylvlynn.
Idziemy w stronę słynnej przełęczy, która niczym brama otwiera przed nami Zaklęte Góry. Przesmyk między skalną ścianą, a dokładniej górami Słoną i Krwawą, zdaje się być większy z każdą minutą.
Chociaż było krótko popołudniu, a przełęcz moglibyśmy przekroczyć za najdalej cztery godziny, decydujemy się przenocować po cwilizowanej stroni kładki. Bo wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że noclegi w górach nie będą należały do najprzyjemniejszych. Nawet puchowe kurtki, sześć kocy (po dwa na osobę) i magia nie będą w stanie zapewnić warunków podobnych do tych w oberży "Pod zdechłym szczurem".
- Myślicie, że będzie bardzo zimno? - pyta Austin.
Idziemy energicznie, Natasha prowadzi, ja idę tuż za nią a chłopak drepcze na końcu.
- Tak. Na początku taka późna jesień, a w wyższych partiach mroźna zima - odpowiada blondynka swoim typoym, wysokim i beztroskim głosem. - A co?
- Nic... Nie lubię zimy...
Dalasza podróż mija w milczeniu.
•••
- Czy to tu? - Znowu Austin, bo któżby inny.
- Mhm... Znasz inną przełęcz w okolicy? - pytam ironicznie, chociaż to przecież Natty jest od studiowania mapy i w zasadzie nie mam pojęcia o quatrońskich przełęczach.
Ylvlynn prezentuje się bardzo okazale, chociaż pod wieloma wzęgdami jest też upiorna. To, co odróżnia ją od większości przełęczy to to, że nie można przejść jej dnem. Ze szlaku, który biegnie zboczem Słonej Góry, wyrasta kładka pozwalająca dostać się na szlak, a w zasadzie ten właściwy Szlak, który biegnie zboczem Góry Krwawej. Jej nazwa bynajmniej nie wzięła się znikąd. Początek Szlaku nie jest szerszy niż jeden metr, a miejscami nawet węższy, natomiast w dole przełęczy błyszczą się w słońcu jak kły potwora ostre, najeżone skały. Najzabawniejsze, a może i najupiorniejsze jest to, że szlak biegnący zboczem Słonej Góry magicznie kończy się w miejscu, w którym zaczyna kładka, a Szlak biegnący zboczem Góry Krwawej wyrasta jakby znikąd tam, gdzie kładka się kończy.
CZYTASZ
Quatron
FantezieNiejasny list, bilety na nieistniejący autobus, nieaktualna książka telefoniczna i nazwisko - to wszystko, co ciotka Dorothy zostawiła przed swoim nagłym i niewyjaśnionym wyjazdem. Rosemary wraz ze swoją nieco pokręconą sąsiadką i półgłówkiem ze...