To brzask na wschodzie, a słońcem jest nadzieja. A może to naprawdę słońce?
Przecieram zaspane oczy i podnoszę się na łokciach. Noc była zimna, ale dwa koce i puchowa kurtka skutecznie ochroniły mnie od wiatru i chłodu.
Przypominam sobie tysiące, ba, miliony gwiazd na niebie w kolorze atramentu, które widziałam oczami wyobraźni. Rozgrzane wargi chłopaka, który nie dość, że jest półgłówkiem, to jeszcze nieziemsko całuje. Uśmiecham się lekko.
Znowu ciemność. Do okoła mnie, jak zapach ozonu w burzowy dzień albo wszechobecna willgoć w rześki poranek, unosi się i wciska tam, gdzie nie powinna. Już się przyzwyczaiłam. Chociaż głowę dam, że przez chwilę widziałam błysk światła, jasny punkt. Ale przecież mogę się mylić.
- Wstałaś już, Rosemary? - dobiega zza moich pleców.
- Tak, tak, Natty... Jaka dzisiaj pogoda? - pytam przezornie, starając się stłamsić uczucie palącego głodu w żołądku.
- Pochmurnie - stwierdza nastolatka jednym słowem. - Brzydsza niż wczoraj, tak, hmm... troszkę deszczowo.
Kiwam głową, rozglądając się na niby po niebie. I wtedy zdają sobie sprawę z jednej rzeczy - mam zamknięte oczy.
To już w zasadzie taki nawyk. Po co je otwierać i narażać na wysuszenie, działanie chłodnego, suchego wiatru i zimna, skoro mogę je trzymać pod ciepłymi, nawilżającymi powiekami?
Otwieram powoli powieki i wydaję z siebie jęk ulgi i niedowierzenia, bo oto wszystkie moje obawy podane zostały w niepewność. Robi mi się ciepło na sercu, gdy na wprost mnie dostrzegam plamę światła rozpraszającą mrok. Wyobrażam sobie, że to słońce i umiejętnie komponuje w obraz poszarpane szczyty gór spowite śniegiem i mleczną mgłą, pochmurne, białe niebo i malowniczy widok na Quatron.
- Natty, czy tam jest wschód? - wskazuję przed siebie.
- Tak, a co?
- Widzę słońce. - Cisza.
- Że jak? - pyta dziewczyna drżącym głosem.
- Normalnie. Plama światła. - Wzruszam ramionami. - Chyba odzyskuję wzrok.
Dziewczyna bez słowa podchodzi i przytula mnie mocno, ze wszystkich sił. Odwzajemniam uścisk i daję upust łzom. Łzom szczęścia.
Mrugam kilkukrotnie, jakby w obawie, że to jakaś fatamorgana. Jednak plama światła pozostaje na swoim miejscu jakby zdawała się mówić "nigdzie się nie ruszam, tu ni dobrze".
No i super, odpowiadam jej w myślach.
- Natasha?
- Hmm...?
- Śniadanie? - pytam z nadzieją w głosie.
Dziewczyna prycha radośnie.
- Tak, tak... Za chwilę. Mam nieodparte przeczucie, że powinniśmy zrobić ciepłej zupy w termos - odpowiada blondynka radośnie, z ledwo wyczuwalnym cieniem niepokoju. - Idę obudzę Austina.
- Budź. - Poprawiam się na kocu. - Ja się stąd nigdzie nie ruszam.
Po chwili błogą, niczym niezmąconą ciszę przerywają pomruki niezadowolenia i obelgi rzucane w stronę Natashy i nie tylko.
Przebudzenie smoka, przychodzi mi na myśl i uśmiecham się szeroko. Za szeroko.
•••
Złe nastroje opadły niczym kurtyna przed przedstawieniem, teraz wszyscy jesteśmy pełni energii i nadziei. Nawet opóźnienie spowodowane moim kalectwem zdaje się być mniejsze, a może nawet znikome...
CZYTASZ
Quatron
ФэнтезиNiejasny list, bilety na nieistniejący autobus, nieaktualna książka telefoniczna i nazwisko - to wszystko, co ciotka Dorothy zostawiła przed swoim nagłym i niewyjaśnionym wyjazdem. Rosemary wraz ze swoją nieco pokręconą sąsiadką i półgłówkiem ze...