#18 Ach, ci mężczyźni...

93 21 3
                                    

#4 rozdział maratonu

- Jeśli ktoś nas tam widział... Nawet w charakterze świadków, nie może nas znaleść! Wystarczy, ze spyta o adres, nazwisko, imiona rodziców... Musimy wiać.

- Natty, nie histeryzuj. - Austin przyspiesza, żeby się z nią zrównać.

- Wiesz, jak tu jest? Znasz tutejsze prawo? No właśnie! Nie!

Zbliżamy się do rynku oznaczonego "targ koński".

Ściskam w dłoni naszyjnik, mocno. Przesuwam palce tak, żeby nikt go nie zobaczył. Dlaczego? Nie wiem. Ale wiem, że tak powinnam.

- Dobrze. Teraz trzeba coś wybrać - oznajmia blondynka, gdy docieramy na miejsce.

Targ koński to średniej wielkości placyk. Na środku znajduje się dużo wolnej przestrzeni, po której poruszają się kupujący pieszo, konno czy na wozach. Pod ścianami ulokowali się sprzedający ze swoim towarem - konie stoją na uwiązach lub w prowizorycznie skleconych boksach. Na placu jest gwarno, każdy coś wykrzykuje, zachwala towar, negocjuje cenę czy kłóci się. Dodatkowo słuchać rżenie i parskanie wierzchowców.

- Musimy...? - jęczy Austin.

- Musimy - odpowiada stanowczo Natasha i rusza w stronę jednego ze stanowisk.

W cieniu stoi młody kupiec z łaciatym kucem za uwiądzie. Konik jest całkiem grubiutki i widać, że wytrzymały. Chociaż niezbyt się znam, widzę, ze jest wysoki jak na kuca. Ma może półtora metra w kłębie.

- Ile? - pyta Natasha sprzedawcy.

- Interesuje panienkę sprzęt?

- Komplet. Ile kosztuje?

- Pięćdziesiąt złotników.

Blondynka przygląda się krytycznie konikowi.

- Kucyk jest gruby, to źle wpływa na kondycję. A siodło, o tu - wskazuje na drobne otarcie. - Jest uszkodzone. Dam czterdzieści.

Mina kupca zdradza zakłopotanie. Sama pewnie zachowałabym się podobnie, gdyby Natasha potraktowała mnie takim głosem.

- Jest miły, dla dzieci w sam raz...

- Czterdzieści złotników to idealna cena za miłego kucyka.

- Skoro panienka mówi... Niech będzie czterdzieści.

Blondynka z satysfakcją wręcza mężczyźnie przygotowane monety.

- Austin, przygotuj z panem swojego wierzchowca, my z Rosemary idziemy kupić konie dla nas.

Oddalamy się we dwie i wybuchamy śmiechem.

- Kupiłaś mu... kucyka?!

- A czemu nie? - Natasha uśmiecha się. - Niech chłopak przełamie strach na czymś małym i miłym. Dla ciebie też trzeba coś miłego. Tylko może, hmm... Większego.

Obie ponownie wybuchamy śmiechem.

- Patrz, tam są jakieś miłe koniki - wskazuję na stado wierzchowców w prowizorycznej zagrodzie.

Ruszamy w tamtym kierunku.

- Dzień dobry - mówię do sprzedawcy.

QuatronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz