- Czyli mamy ze sobą dwa insygnia? - pyta kolejny raz Austin. - Dwa, niebezpieczne magiczne przedmioty?
- Mhm... - Kiwam głową.
- Cóż... Może powinniśmy ten medalion... No wiesz, wyrzucić?
- Nie! - Zrywam się na równe nogi. - Nie, Austin! To mój medalion, nie będziesz mi mówił, co mam robić! Lepiej zajmij się szukaniem Uriasza Harringa, bo to jedyne, co powinno cię teraz obchodzić. Bo wiecie, ja...
Przyjaciele patrzą się na mnie wyczekująco.
- Miałam coś na kształt... Wizji. I tam było strasznie. Wszyscy umierali i się zabijali... To przez nas... I my musimy im pomóc, znaleść tego Uriasza... Bo to cholernie ważne - kończę.
- Ja też miałam taki sen - mówi cicho Natasha. - I był podobny...
•••
Gdyby chcieć przyrównać niebo do tafli wody, co byłoby wcale trafnym porównaniem, był sztorm. Gęste, masywne chmury niczym wysokie fale rozbijały się o inne, jeszcze większe chmury niczym o brzeg. Wiatr hulał, marszcząc niebo jak taflę wzburzonego morza, a drobne chmurki rozpylone były tu i ówdzie niczym morska piana.
Zanosiło się na burzę.
Ale to nie miała być zwykła burza. Raczej miała przypominać bardzo spektakularne przedstawienie.
Na wysokiej wzgórze stała Natasha Dean ubrana w wymyślną, białą suknię. Kreacja trochę przypominała suknię ślubną, ale tylko trochę. Falbany w kolorze brudnej bieli spływały kaskadami ku ziemi, by rozlać się wokół stóp dziewczyny. Talię opinał ciasny dekolt, natomiast małe piersi eksponował umiejętnie napompowany materiał. Rękawy były cienkie, wykonane z misternie poplątanej koronki.
Płachty materiału składające się na spódnicę rozwiewał wiatr. Rozpuszczone włosy blondynki, które zdawały się być dłuższe niż zawsze, również porywały gwałtowne powiewy.
Pogoda szalała.
Natasha patrzyła pustymi oczami w kolorze butelkowej zieleni w stronę wzburzonego nieba. Przez chwilę miała wrażenie, ze naprawdę stoi na łodzi wśród szalejących fal. Na niebie rzeczywiście trwało przedstawienie, niezwykle spektakularny występ. Gra światła i cieni, złowieszczy szept wiatru i mroczne kształty chmur, które migały jej przed oczami niczym zepsuty film.
Widziała tam jednak coś więcej. Ból. Cierpienie. Te chmury coś symbolizowały, te chmury wolały ją o pomoc. Nie miała pojęcia, co chcą jej przekazać. Wydawało jej się, że przez chwilę przedstawiały martwego Austina, Rosemary, rodzinę i przyjaciół... Ale to wszystko mogło być zwykłym przewidzeniem. Marą. Omamami.
Ale jednego była pewna - niezależnie od dziwnego stroju i miejsca, w którym się znajdowała, niezależnie od dosłownego i symbolicznego znaczenia całej tej szopki, chmury nakłaniały ją do działania.
Usta dziewczyny ścisnęły się w cienką linię.
Wiedziała, że musi działać. I że póki co ona tu dowodzi.
•••
- To zmotywowało mnie do działania... - Dziewczyna pociera dłonią o przedramię. - Wtedy ty... Hm, miałaś depresję a ja starałam się być silna, bo coś... Coś mi kazało.

CZYTASZ
Quatron
ФэнтезиNiejasny list, bilety na nieistniejący autobus, nieaktualna książka telefoniczna i nazwisko - to wszystko, co ciotka Dorothy zostawiła przed swoim nagłym i niewyjaśnionym wyjazdem. Rosemary wraz ze swoją nieco pokręconą sąsiadką i półgłówkiem ze...