#27 Miłość jest ślepa

103 19 15
                                    

Ciemność.

Otacza mnie z każdej strony, zdaje się wdzierać do mojego organizmu nosem, uszami, oczami...

Leżę na czymś miękkim, po chwili zastanowienia dochodzę, że jest to koc. Ktoś mnie na tym kocu niesie, a w zasadzie dwie osoby. Idziemy powoli, ostrożnie.

- Austin? - rzucam w nicość.

- Jestem - rozlega się tuż przy moim uchu. - Jestem słońce. Wszystko w porządku? Nic cię nie boli?

Słońce... Moim ciałem wstrząsa dreszcz, gdy słyszę ten głos. Niski, z chrypką. Zawsze taki był? Dlaczego wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi?

- Ja też tu jestem - rozlega się gdzieś od strony moich stóp. Natasha.

Puszczam tę uwagę mimo uszu.

- Nie, nic mi nie jest, tylko... -zaczynam.

- Tylko co? - Znowu ta chrypka.

- Tylko... Austin... - Coś we mnie pęka. Z moich oczu zaczynają lecieć łzy. Daje się ukołysać ruchom koca. - Tylko nic nie widzę.

Chociaż, rzecz jasna, nic nie widzę, czuję, jak Austin napina mięśnie. Wyobrażam sobie, że zaciska usta w cienką linię. Od strony Natashy dobiega cichy, wysoki jęk.

Zawiodłam ich.

Daje się ukołysać ruchom koca, okryta puchową pierzynką ciemności. Ile idziemy? Pięć minut? Piętnaście? Godzinę? W końcu jednak zatrzymujemy się i koc powoli ląduje na ziemi.

- Rose? - To Austin.

- Uhm?

- Zupełnie nic?

- Kompletna ciemność.

- Austin? - pytam po chwili.

- Tak?

- Zimno mi.

Czuję, jak rozgrzane dłonie chłopaka nakrywają mnie puchową kurtką od Agnes, a na to kładą koc. Obracam się na bok i przymykam powieki, co chwilę otwierając je z nadzieją, że coś zobaczę.

Nadzieja jest matką głupców.

Ktoś siada obok mnie i zaczyna przeczesywać moje włosy palcami. To nie jest Austin.

- Natahsa? To ty?

- Tak, Rosemary... Tak, to ja - odpowiada swoim aksamitnym, wysokim głosem. - Wszystko dobrze.

- Natasha, co tam się właściwie wydarzyło? - pytam beznamiętnym, wypranym, matowym głosem.

Dziewczyna wzdycha cicho, ledwie słyszalnie.

- Od któego momentu?

- Od początu.

- Weszliśmy na most. Strażnicy byli uwięzieni w magicznej pułapce. Chyba mieli jakieś osłony antymagiczne, ale Księga jest zbyt silna i bez problemu zawiśli nad ziemią. Więc weszliśmy na most i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie... Przyszedł czarodziej, ten cały B. Uwolnił ich i zaczął atakować. Jeden ze strażników rzucił się na nas z mieczem, drugi zaczął mierzyć do nas z kuszy.

- Pamiętam.

- Tak... - mówi cicho dziewczyna. - Ja odpierałam ataki czarodzieja, Austin szybko zbiegł z mostu. Myślał, że biegniesz za nim. Ale ty tam zostałaś, stałaś jak sparaliżowana... I wtedy on zamachnął się na ciebie mieczem. Jak nic przeciął by ci twarz, gdyby nie... Wtedy... Nie wiadomo skąd, most się nagle zawalił i oboje runęliście w dół. W ostatniej chwili rzuciłam czar, wyciągnęłam cię za pomocą zaklęcia na górę. Jego nikt nie uratował. Spadł i roztrzaskał się o skały... Paskudny widok. Więc wyciągnęłam cię zaklęciem na górę, byłaś nieprzytomna. Musieliśmy się szybko ewakuować, bo ten drugi strzelał do nas z kuszy. Wzięliśmy cię z Austinem na koc i ruszyliśmy.

QuatronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz