KAZEKAGE

274 28 1
                                    

   Stałam oniemiała... Że jak?! Amane Seiko ma dopiero osiem miesięcy! Podobno, gdy lekarz zranił się skalpelem, sterowała nim nieświadomie. Nie mogę zabrać tak małego dziecka. Tego nawet nie biorę pod uwagę.
   Pożegnaliśmy się grzecznie i wyszliśmy z domu. Zdenerwowana ruszyłam do pobliskiego baru na skromny posiłek. Jedliśmy w ciszy. Tadashi nie wiedział, o co chodzi z tą całą Seiko, a ja nie chciałam poruszać tak irytującego tematu... Po co miałam po nią iść?! Zmarnowałam tylko czas. Jeśli ojciec myśli, że przyniosę mu niemowlę, to się przeliczył.

    Yoko zapłacił za jedzenie i w ciszy ruszyliśmy do biura kazekage. Pieniądze nam się kończą, a ja nie mam zamiaru głodować. Pracę najszybciej znajduje się przy ważnych osobistościach.
    Budynek administracyjny nawet ślepy by zobaczył... Byliśmy już niedaleko.
- Będziemy pracować?- spytał się zdziwiony Tadashi, uważnie mnie obserwując.
- Oczywiście.
- A jak ja nie umiem dogadywać się z pracodawcami?
- Każda pełnosprawna i zdrowa psychicznie osoba umie przenieść kartony z punktu A do punktu B za pieniądze... Chyba że ja czegoś o tobie nie wiem...
  Chłopak prychnął cicho i przyśpieszył kroku. Ja natomiast zwolniłam. Moim nowym hobby jest wkurzanie Yoko.
- No co Miki? Nie umiesz chodzić?- spytał się prowokująco i ustał parę metrów dalej ode mnie.
- Oczywiście. Ale to ty chyba nie umiesz chodzić, bo już dawno poszedłbyś do lakarza z wydziału neurologicznego.
- Ty powinnaś być już w psychiatryku.
- Ja? Skąd ten pomysł?- spytałam się z sarkastycznym uśmiechem.
- Bo masz ciężki przypadek.
- Powiedział facet z wiecznym lennym na twarzy.
- Jesteś bystra jak woda w klozecie- rzucił podenerwowany i skrzyżował ręce.
- Lecz się na pięty, bo na mózg już za późno- powiedziałam niby znudzona, ale wszystko wewnątrz mnie kipiało.

   Z nikim, oprócz Suigetsu, się nie kłóciłam po utracie pamięci. Świetne uczucie. Bardzo za tym tęskniłam.
- Jakie teksty... Wziełaś je podręcznika dla przegrywów, a nie... Cię nawet nie stać na papier toaletowy.
- Papier się rozwija, a ty nie.
- Spadaj na drzewo małpy bujać- rzucił niebezpiecznie wkurzony chłopak i poprawił okukary na nosie.
  
   Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoimy przed drzwiami biura, drąc gęby. Takim sposobem walnęłam głową w ścianę.
- Mózgu nie wykryto- usłyszałam za sobą głos rozbawionego Tadashi'ego.
- Pluszowy miś ma więcej bicepsów od ciebie.
    Tak zakończyliśmy tą bystrą i mądrą wymianę zdań. Staliśmy w korytarzu  tuż pod drzwiami od gabinetu kazekage. Zapukałam delikatnie i czekałam na zaproszenie.
  
   Hol nie wyglądał źle, ale lepiej będzie znaleźć się w chłodnym gabinecie.
- Prosze- usłyszałam dość młody głos zza drzwi.
  Uśmiechnęłam się do siebie i majestatycznym krokiem weszłam do pomieszczenia.
    Bokiem do nas, na krześle obrotowym, siedział czerwonowłosy chłopak i patrzył się na wioskę przez oszkloną ściannę za biurkiem. Chrząknęłam, a kazekage usiadł przodem do nas. Nie miał brwi, a na jego czole był znak ,,miłość". Jego miętowe oczy zdawały się widzieć wszystko. Mimowolnie się wzdrygnęłam.
- Szanowny kazekage... Czy jest robota dla bezdomnych wędrowców?- spytałam się i pochyliłam głowę.

   Uśmiechnęłam się miło i spojrzałam prosto w oczy przywódcy wioski.
- Mogę poznać wasze imiona?- jego młody głos dotarł do moich uszu. W pewnym sensie był szorstki, ale ciepły.
- Katherin i Toru Chizu- odpowiedziałam pokazując najpierw na mnie, a potem na Yoko.
- A ta maska?- dopytywał się czerwonowłosy.
- Blizna...- wyjaśniłam szybko. Kłamstwa są już dla mnie chlebem powszednim.
- Przyjmę te usprawiedliwienie. Szukacie pracy?
- Oczywiście- odpowiedział Tadashi i uśmiechnął się miło.
- Zaraz coś znajdę. Dużo osób potrzebuje pomocy... Jesteście ninja?
- Byliśmy- powiedziałam z uśmiechem, ale maska go skutecznie zasłoniła.
- To może chcecie pomóc przy przewozie wody?
- Może być- rzuciłam już mniej chętnie.
- Wysokie wynagrodzenie. Przyjdźcie po szesnastej przed bramę. Będzie czekała tam gromada ludzi. Weźmiecie z wozów pojemniki z wodą i zaniesiecie je do magazynu. Róbcie po prostu to, co reszta- wyjaśnił nam młody kazekage i wrócił do papierów.
- Dziękujemy- powiedział Yoko i wyszedł z gabinetu po lekkim ukłonie.
- Do zobaczenia- rzuciłam i powtórzyłam ruchy Tadashi'ego.

    Ruszyliśmy przed siebie. Co mamy robić przez tą godzinę? Raczej nie spędzimy jej na jedzeniu i piciu. Słońce postanowiło nas zabić, a piasek był wszędzie. Westchnęłam i ruszyłam na plac zabaw.
    Szliśmy w ciszy i tak też się bujaliśmy. Tylko szczęk huśtawek zakłócał spokój. Zastanawiałam się nad wszystkim... Strata pamięci, ojciec, przyjaciele, kazekage, Uchiha Sasuke, Suigetsu... Miałam coraz więcej wątlipowści. Wszystko robiło się takie podejżane. Nie wiem, co jest prawdą, a co kłamstwem.
- O czym myślisz, żmijo?- ciszę przerwał spokojny głos Tadashi'ego. W przezwisku nie było żadnej agresji. Córka Oriochmaru- to wyjaśnia wszystko.
- O problemach dla dorosłych...- odpowiedziałam leniwie.
 
    Yoko cicho prychnął i rozbujał się mocniej. Ja nadal miałam spuszczoną głowę.
- Wiesz dlaczego cię zaatakowałem?- spytał się po dłuższej chwili.
- Nie wiem.
- Orochimaru zabił mojego ojca. Robił na nim eksperymenty, bo miał ciekawe kekkei genkai. Opowiedziała mi to mysz, którą tata wyleczył. Miałem wtedy sześć lat- mówił nadal się bujając, ale w jego oczach była dziwna pustka.
   Nabrałam kolejnych wątpliwości. Czy aby na pewno nie jestem oszukiwana? Zeszłam z huśtawki i ruszyłam do furtki.
- Idziemy. Zbliża się szesnasta- powiedziałam dziwnie pusto i obojętnie.

    Jestem Miki? Jestem córką Orochimaru? Jestem ninja Dźwięku? Czy wszystko jest iluzją... kłamstwem? Ojciec mógł zrobić coś tak okropnego? Fala wątpliwości i smutku zalała mój umysł, dlatego postanowiłam skupić się na jedynej rzeczy jaka mi dobrze wychodzi, pracy fizycznej.

Nowy płomyk // NARUTOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz