Dzikie Tereny

147 15 14
                                    

Spojrzałam w jego dwukolorowe oczy. Był moją kopią. Białe włosy odstawały we wszystkie strony, a po prawej miał wplątanego warkocza. Delikatnie się uśmiechnął. Stałam jak zaczarowana i dopiero po chwili zobaczyłam bliznę, przecinającą czerwone oko na krzyż. Na jego lewym uchu wisiał krwisty kolczyk w kształcie brylantu. Drugie oko chłopaka było niebieskie. Oczywiście, jak zawsze, jestem tą niską.
- Uma...- szpnęłam do siebie.
- To tylko żart. Ten koń to prosty trik, kupiony w sklepie, a na imię mam Marcel. Chciałem zobaczyć wasze miny i warto było- powiedział z niewinnym uśmiechem.

Zamknęłam oczy, zdziwiona jego zachowaniem. Ile on ma lat, aby tak żartować? Mam po dziurki w nosie głupkowatych zachowań Issaia. Gdy otworzyłam oczy, śnieg zaczął już pruszyć. Przesunęłam się o parę metrów w bok.
- Teraz jestem na Dzikich Terenach- wyjaśniłam, widząc pytające spojrzenia.

Dziewczyny i Marcel dołączyli do mnie i mogliśmy kontynuować rozmowę.
- Dlaczego przekroczyłaś granicę?- spytała się cicho Amnis.
- Żeby w razie czego mogła mnie zabić. Na Bezpańskich Ziemiach nie ma zasad- odpowiedziała za mnie białowłosy.
- To coś dla mnie- szepnęła pod nosem Naomi z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Kim jesteś?- spytałam się zniecierpliwiona.

Z jednej strony Marcel mnie bardzo interesował, ale chciałam jak najszybciej zobaczyć Issai'a. Chłopak, albo raczej mężczyzna, ukłonił się.
- Zwiem się Marcel Ayame- odpowiedział z delikatnym uśmiechem.
- Że c-co?!- krzyknęłam zdziwiona jego pochodzeniem.
- Babcia mnie tu wysłała, bo była zawiedziona głupotą Issai'a- oznajmił.

Stałam zdezorientowana. On zna tego zboczeńca? Ale klan Ayame został wybity w Wiosce Mgły i północnej części Kraju Wody, więc jakim cudem?
- Wyjaśnię ci to od początku. Masz brata Issai'a i babcię- mamę naszego ojca. Ja jestem dzieckiem z przypadku. Tata zdradził żonę i powstałem ja. Gorsza strona twojej matki, która nazywała się Lui zabiła zdrajcę, a lepsza, Mayi, zagwarantowała dla mnie lepszy dom, bo moja rodzicielka upijała się i mnie biła. Jestem od ciebie starszy o trzy lata, a Issai to twój bliźniak, ale jest bardziej podobny do Mayi. My wdaliśmy się w ojca. Widzę, że nie opanowałaś jeszcze, tak jak ja, kontroli nad tą gorszą częścią. To bardzo źle.
- Czekaj... Że co?!- spytałam się, bo wszysko mi się pomieszało.

Marcel tylko westchnął i ruszył przed siebie. Nie było tu żadnej drogi. Pagórki i lasy to wizytówka tego miejsca. Można jeszcze doliczyć trujące rośliny i zwierzęta.
- Idziemy teraz do domu. Poukładaj to sobie w głowie- powiedział znudzony i wyrzucił pudełko na trawnik. Podwinął rękawy bluzy i mogłam zobaczyć blizny na jego dłoniach.
- Mama lubiła się znęcać nade mną. Powtarzała, że jestem niechcianym dzieckiem, gdy cięła mnie nożyczakami po ręcach i plecach- wyjaśnił, widząc moje pytające spojrzenie. Powiedział to z takim spokojem jakby mówił, co jadł rano na śniadanie. Wszyscy w mojej rodzinie są tacy dziwni?

Zrobiło mi się momentalnie smutno. Miałam ogromne poczucie winy, a z innej strony cieszyłam się z postawy mojej mamy. Musiała być wspaniałą kobietą. A w tym momencie w mojej głowie pojawiło się nowe pytanie. Dlaczego babcia wzięła Issai'a, a mnie zostawiła? I szybko znalazłam odpowiedź. Byłam potrzebna Akatsuki.

Mogłam zostać z rodziną, a oni mnie zabrali. Jednak nie żałuję. Przeżyłam złe i dobre chwile, ale przyjaciele to największy skarb jaki mogłam posiąść. Czekałam jednak na coś większego. Chciałam poczuć czym jest miłość. Znałam już większość uczuć, ale tego jeszcze nie.
- Lód: Skrzydła Odbicia- powiedział Marcel, przerywając ciszę, a na jego plecach pomału zaczęły wyrastać, przezroczyste, piękne anielskie skrzydła zrobione z lodu.

Natychmiast przypomniał mi się Tadashi i uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie chłopaka. Nie chciałam być gorsza, więc zabrałam się za ulubioną technikę.
- Lód: Latający Dywan!- krzyknęłam i po chwili mogłam wskoczyć na platformę, która była już tradycją w moich podróżach.
- Woda: Fala- usłyszałam głos Amnis i po chwili się z nami zrównała. Jednak nigdzie nie mogłam znaleźć Naomi.

Wszystko stało się jasne, gdy ta po prostu spała za mną na mojej platformie. Kiedy tam wskoczyła? Wzruszyłam ramionami i przeniosłam spojrzenie na Marcela. Dziecko z przypadku?
- Co tam u Issai'a?- spytałam się po chwili ciszy.
- Dostał po raz trzydziesty drugi kosza od Ametyst i babcia zdzieliła go krzesłem, bo zamówił dla niej striptizerów dla ,,rozruszania staruszkowego ciała".

To musiał być Issai. Kto by zrobił coś takiego własnej babci? Amnis śmiała się jak opętana, a Naomi prawie spadła z platformy, gdy usłyszała tą historię. A myślałam, że ona śpi. Spryciula. Po prostu nie chciało się jej marnować chakry.

Przyśpieszyłam, podziwiając piękne skrzydła Marcela. To po prostu magia. Jak on to zrobił? Ja też tak chcę!
- Jak uciekliście z Kraju Wody?- spytałam się cicho.
- Przyszedł nieznajomy w czarnym płaszczu. Chyba był rudy, ale nie pamiętam tego tak dobrze. Zaproponował babci ratunek wzamian na ciebie. Obiecał, że cię nie zabije i zabezpieczy nasz klan. Mayi nie chciała się zgodzić, ale przywódczyni była pewna swojej decyzji. Co znaczy jedno dziecko wobec całego klanu? Uciekliśmy, ale dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że nie ma twojej mamy. Podobno zabezpieczała nam tyły razem z wujkiem i oboje zginęli- wyjaśnił. Nadal patrzył przed siebie, co chwilę zmieniając wyraz twarzy.

Nagle wszystko się zatrzęsło i nasze techniki się rozproszyły. Zaczeliśmy spadać. Starałam się zrobić z Marcelem śnieg, ale nic się nie działo.
- Cholera, za szybko dolecieliśmy do strefy!- krzyknął białowłosy.
Złapaliśmy się gałęzi. Spojrzałam w dół, gdzie w dziwnym kwasie tonęła moja kurtka i rękawiczka Naomi.
- Co to jest, nya!- krzyknęła szatynka.
- To kwas fluorosiarkowy. Drzewa są nasączone chakrą ludzi, którzy tu przybyli- powiedział Marcel z głupim uśmieszkiem.
- Z czego się śmiejesz?!- wrzasnęła Amnis.

Wskoczyliśmy na kolejne drzewo i pomału posuwaliśmy się naprzód. Uważaliśmy, aby nie spaść.
- Skąd wziął się ten kwas?- spytałam się, gdy bezpiecznie wylądowałam na gałęzi.
- Nikt tego nie wie- odpowiedział Marcel z diabelskim uśmiechem.

Prychnęłam pod nosem i wyprzedziłam ich trochę. Nie było mi zimno. Śnieg tańczył na wietrze, aby potem wpaść w kwas. Spojrzałam na ciemne niebo. Nie możemy podróżować w nocy, bo możemy spaść. Zatrzymaliśmy się na najbardziej rozbudowanym drzewie i postanowiliśmy tam się przespać. W nocy była śnieżyca, która na szczęście nam nie zaszkodziła.

***
Obudziłam się w wyśmienitym chumorze i pobudziłam resztę. Najdłużej męczyłam Marcela, bo ten postanowił zrobić sobie długie spanko i nie chciał złamać postanowienia.

Była piękna pogoda po śnieżycy. Słońce świeciło, ale temperatura na minusie nadal się utrzymywała. Wyjęłam z plecaka bułki i rozdałam je pomiędzy toważyszy. To nie był może zbyt wykwintny posiłek, ale lepsze to niż nic.

Pełna zapału wygrzebałam też czekoladę i również poczęstowałam resztę. Ponowiliśmy wędrówkę. Po dwóch godzinach widzieliśmy już łąkę.
- Mamy pięćdziesiąt kilometrów do granicy- oznajmił Marcel, gdy wylądowaliśmy na miękkim śniegu.

Naomi położyła się na nim, zachwycając się jego wygodą. Spanie na drzewie dało we znaki i wszyscy powtórzyliśmy ruchy fioletowookiej.
Amnis cieszyła się, że może wreszcie używać chakry i bawiła się bąblem z wody. Ja natomiast zmieniałam kształt śniegu dookoła mnie. Przeturlałam się na brzuch, czując jak śnieg okala moje ramiona i nogi, które pozostały odkryte po utracie kurtki.

Wstaliśmy i otrzepaliśmy ubrania. Ruszyliśmy dalej, aby jak najszybciej dotrzeć do Kraju Demona.
- Wulkan! Idziemy do wulkanu! Zobaczymy wulkan!- śpiewała pod nosem Iwakura.
- Muszę poznać tego Issai'a- szepnęła cichutko Amnis i strzepała śnieg z czarnych włosów.
- Chodźcie laski!- krzyknął Marcel, biegnąc przez sześdziesięciocentymetrowy śnieg.

Dołączyłyśmy do niego, rzucając mu w głowę śnieżkami. Ten nas przewalał i uciekał. Pierwszy raz bawiłam się w śniegu. Zawsze traktowałam go jako broń, a teraz stało się to niezłą zabawą. Będę musiała pokazać to Naruto i innym!

Nowy płomyk // NARUTOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz