Kraj Demona

162 17 25
                                    

    O czym może myśleć osoba, która od tygodnia się nie myła? O jedzeniu. Zjadłam najwięcej ramen ze wszystkich. Tutaj było strasznie gorąco. Kraj zasługiwał na miano Demona. Słońce dawało się we znaki, a temperatura ciągle rosła. Nie odczuwam zimna, ale upał to co innego.

   Podobno Issai mieszka w północnej części państwa. Zatrzymaliśmy się w małym miasteczku po parodniowej wędrówce. Marcel okazał się być kolejnym zboczeńcem i postanowił nazywać mnie ,,płaską deską". Dla Naomi również dał nową ksywkę ,,oszlifowana deska", a Amnis upodobał sobie jako ,, lakierowaną deskę".

   Rodziny się nie wybiera... Tak samo jak wyglądu. Ale proponuję jednak powrót do teraźniejszości, bo ktoś krzyczy mi coś do ucha.
- Shiro!- zdecydowanie to głos Naomi.
- Co?- spytałam się kompletnie zdezorientowana.
- Marcel chce poznać twoją hitorię- powiedziała od niechcenia szatynka.
- A gdzie jest Amnis?
- Zobaczyła kotki na wystawie w zoologicznym i je molestuje- wyjaśniła fioletowooka, poprawiając grzywkę.

   Przystąpiłam do opowiadania o moich przygodach i życiu. Marcel był wyjątkowo skupiony i nie przerwał ani razu.
- Ty zawsze masz takiego pecha?- spytał się zdziwiony- Nawet Issai powiedział to tylko po to, abyś go szukała, bo on lubi jak się za nim ugania.
- Wiem... To skończony dupek i zboczeniec- westchnęłam.

   Zapłaciłam dla kelnerki i poszukałam wzrokiem Amnis. Gdy ją znalazłam, szybko wstałam od stołu i wyszłam z lokalu. Przeszłam na drugą stronę ulicy i odciągnęłam ją za rękaw od pudła z kociakami.

    I tak oto ruszyliśmy w dalszą podróż w akompaniamencie jęków i narzekań. Nie ma to jak ta forma ninja i wyćwiczone mięśnie...

***
    Wskoczyłam na drzewo, aby zobaczyć całą wioskę. Nadal było mi duszno i gorąco. Muszę chyba zmienić ubrania dla tego klimatu. Dalej na wschodzie znajdował się wielki wulkan, który wypluwał kłęby dymu.

   Wioska klanu Ayame była mała. Znajdowały się tu zaledwie trzy domy i jeden zakład krawiecki. Dalej rozpościerały się pola. Przy nich postawiono młyn i piekarnię. Dopiero po chwili zauważyłam ukrytą za domami hodowlę zwierząt.
   
    Co tu więcej dodać? Było magicznie. Nie zauważyłam nikogo żywego. Jedynie na polu majaczyła samotna sylwetka. Wiatr wiał, przysłaniając mi widok moimi białymi włosami. Zeskoczyłam z drzewa i ruszyłam drogą, która krążyła między zabudowaniami i przecinała pola pszenicy. Skręciłam w lewo, aby po chwili znaleźć się na piaszczystym placu. W każdym miejscu, gdzie było choć trochę trawy, rosła jabłonka.

    Przeczesałam ręką włosy i podeszłam do Marcela. Amnis już jadła owoce, które zerwała po drodze, a Naomi ciągle gapiła się na wulkan, który znajdował się bardzo dlaleko na wschodzie. Nagle jedne z drzwi otworzyły się z wielkim hukiem.

   Podskoczyłam delikatnie, a dla czarnowłosej wypadły ukochane jabłka. Z wielkiego domu wyszła starsza pani.
- Zboczeńcu! Zabierz się wreszcie do roboty! Już mi na pole! Możesz w koń... Kim jesteście?
- Babciu, oto Shiro Ayame i jej brygada- przedstawił nas, bardzo wylewnie, Marcel i wszedł do domu po prawej. Zostawił mnie samą?! Nie wierzę...
- Kochanie! Nareszcie jesteś! Issai, chodź tu! Zdiociały idioto! Pierdzielu jeden!- krzyknęła starsza pani z siwymi włosami i czerwonymi oczami.

   Przez okno na pierwszym piętrze wyskoczył czarnowłosy chłopak i wylądował gładko na ziemi. Ustał obok babci i położył mi rękę na głowie.
- Ty...- zaczęłam i złapałam go za nadgarstek- okropny zboczeńcu!- krzyknęłam i zrobiłam mu przerzut.

   Leżał na ziemi z guzem na głowie. Starsza pani była ewidentnie zadowolona, a z innych domów powychodzili ludzie. Obok Marcela stała białowłosa dziewczyna i chłopak w burzą ciemnych kudłów. Z budynku po lewej wyłoniła się staruszka z chłopczykiem posiadającym starsznie poplątane, białe włosy. Za nim stała dziewczyna z lokami przypominającymi niekończące się dno studni. Były tak ciemne, że chyba nawet pochłaniały światło słoneczne. Niebywała piękność nosiła zwykłą, lekko podartą sukienkę, co dodawało jej niewinności.

   Spojrzałam za siebie. Pomału szedł w naszą stronę staruszek z grabiami. Ustał parę metrów od nas.
- Witaj w domu!- wszyscy krzyknęli jak jeden mąż.

   Łzy spływały po moich policzkach, tworząc różne szlaczki. Nie wiedziałam jak zaeragować, więc pomogłam wstać dla Issai'a i wtuliłam się w niego, a potem podbiegłam do Marcela i jego paczki. Gdy się od nich oderwałam, ruszyłam do babci. I tak przywitałam się z każdym mieszkańcem wioski.

    Dopiero teraz mogłam przyznać, że rodzina wypełniła tę pustkę w sercu. Patrząc na tak podobne do siebie postacie, można śmiało stwierdzić, że to wszystko czego trzeba. I wtedy w moim opustoszałym mózgu narodził się iście genialny pomysł: założę własną rodzinę.

     Złapałam Issai'a za ręce i zamknęłam w szczelnym uścisku.
- Jesteś zasranym zboczeńcem... Ale musisz mi pomóc znaleźć męża- szepnęłam mu do ucha.
- A gdzie magiczne słowo, siostrzyczko?- spytał się tak samo cicho ze swoim typowym uśmiechem.
- Proszę...
- Nie, to nie to.
- Braciszku...- powiedziałam, uciekając wzrokiem.
- Dobrze, siostrzyczko. Podaj mi paru kandydatów. Urządzamy dla ciebie imprezę powitalną wieczorem. Chodźmy do naszego domu. Pewnie jesteś zmęczona. Koleżanki Shiro, moje piękne panie, zapraszam do tej skromnej posiadłości- powiedział, teatralnie pokazując na duży, biały budynek z czerwonym dachem i ładnym, kamiennym gankiem.

   Amnis delikatnie się zaśmiała, a Naomi nadal gapiła się na czynny wulkan.
- Dziękujemy, panie- rzuciła czarnowłosa i dygnęła. Prawie wybuchłam śmiechem, widząc ich zachowanie.
- Ta... Ta... Dzięki... Kiedy zobaczymy ten wulkan!?- krzyknęła szatynka, wymachując ręcami.
- Ty też chcesz go zobaczyć?!- krzyknął rozczochrany chłopczyk.

   Zostawiłam ich samych, podniecających się zwykłym wulkanem i weszłam z Issai'em oraz Amnis do domu.
   Wnętrze nie było gorsze od podwórka. Panowała tu biel, a staruszka oprowadzała nas po różnych pomieszczeniach.
- Pewnie chcecie nowe ubrania, co?- spytała się, poprawiając swoją przewiewną sukienkę do ziemi.
- Oczywiście- odpowiedziałam szybko.
- Issai zaprowadzi was na górę, gdzie weźmiecie prysznic, a ja coś na to poradzę- oznajmiła, latając dookoła nas z miarką.

   Wyszła na dwór i zanim drzwi się zamknęły, dostrzegłam jak podbiega do Naomi. Zboczeniec zaprowadził nas na górę i pokazał jeden z czterech pokoi. ,,Grzecznie" go wyprosiłam i wyjęłam z plecaka piżamę.
    Wyszłam na korytarz i zeszłam po schodach na dół. Amnis była w kuchni, dlatego postanowiłam, że  pierwsza wezmę kąpiel. Weszłam do łazienki i od razu wrzuciłam do kosza na pranie piżamę i po rozebraniu się, moje ciuchy. Musiałam koniecznie wszystko odkazić.

   Wzięłam z jasnej szafki ręcznik i jakiś tam płyn. Weszłam do kabiny, a już po chwili mogłam poczuć kojący strumień wody na moim ciele. Zmywał brud i emocje. Jedyne, co odczuwałam, to zmęczenie. Ciepła woda nakłaniała do pełnego oddania się jej, a deliaktny płyn był miłą odmianą trudnej wędrówki. Nie chciałam już stamtąd wychodzić. Mogłam pozostać na zawsze w tak niepozornym pomieszczeniu.
 
   Jednak musiałam w końcu opuścić prysznic. Owinęłam się w delikatny ręcznik i wyszłam z łazienki, nawet nie patrząc na odbicie w lustrze. Na korytarzu było nadal jasno. Gdy wchodziłam po schodach, zobaczyłam Amnis na drugim końcu.
- Nareszcie się umyję!- krzyknęła i chciała mnie przytulić, ale odskoczyłam w bok, prawie się nie wywalając przez bose stopy.
- Nie możesz mnie dotykać, bo ja jestem czysta, a ty brudna- wyjaśniłam.

   Weszłam na górę i od razu skierowałam się do naszego pokoju. Na swojej karimacie leżała Naomi i toczyła zaciętą walkę ze śpiworem. Uśmiechnęłam się delikatnie i ustałam przy oknie. Położyłam łokcie na parapecie.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć- westchnęłam pod nosem.
- To lepiej uwierz, bo mamy chyba zobaczyć wulkan!- oznajmiła Iwakura i rozpuściła długie włosy.
- Masz rację...
- Wiem- odparła fioletowooka. Uporała się w końcu ze śpiworem i wyszła z pokoju, nie zamykając za sobą jasnych drzwi.
- Idę się myć!- krzyknęła, gdy skakała po schodach. Szkoda, że nie ma pojęcia o obecności Amnis w łazience.

   Westchnęłam, widząc jej zachowanie. Cała Naomi... Nic dodać, nic ująć. Zamknęłam drzwi i powróciłam do okna.
    Wioska nie tętniła życiem, nie była bogata, nie miała super atrakcji, ale to dom mojej rodziny. Dla mnie jest to najpiękniejsze miejsce na ziemi. Te tropikalne drzewa i słońce aż zachęcają do wyjścia ze swojej nory.

   Mam nadzieję, że nie opuszczę szybko tej niepozornej wioseczki. Komu by się chciało zostawić rodzinę, taki krajobraz i spokój? Na pewno nie mnie.

   

Nowy płomyk // NARUTOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz