Plan

285 19 6
                                    

   Na paluszkach ruszyłam do wyjścia. Kim szedł przede mną, a Tadashi chuchał mi na kark. Szliśmy śmierdzącym kanałem w egipskich ciemnościach. Przynajmniej pochodnia niesiona przez Kima oświetlała choć kawałeczek drogi. A dlaczego? To długa historia...

***
- Itachi Uchiha zostawił pewnie na podwórku swoje kruki. On nie jest głupi i zna cie na wylot. Ja jednak już mam plan- oznajmił zadowolony brunet. Kima chyba bawiła ta zabawa w ucieczkę.
- Oświeć nas, geniuszu- burknął Tadashi z nieukrywaną ironią.
- Nawet Akatsuki musi mieć odpływ od kibla. Rozwalimy go i przejdziemy kanałem. Jeśli mnie mózg nie myli, a jest bardziej rozwinięty niż ten okularnika, o ile jakiś ma, ścieki wpadają do pobliskiego bajorka.
- Fujć.
- Nie marudź, panienko. Czasem bywa gorzej.
- Ale to już przesada!- krzyknął Yoko i zatrzasnął swoje romansidło.

   Kim westchnął teatralnie i pokręcił głową. Po chwili się zaśmiał.
- Wyjątkowe cele wymagają wyjątkowych środków- powiedział z uśmiechem i schował katanę, którą przed chwilą czyścił.
- Niech ci będzie- burknęłam i usiadłam na niewygodnym krześle.
   Tadashi poprawił okulary i nie odruwając wzroku od książki, kiwnął głową.

  I tak oto trójka dzieciaków podstanowiła wcisnąć się do małej łazienki. Kibel został wyrwany, a wąska dziura w ziemi oświetlona marną pochodnią. Zaśmiałam się pod nosem i walnęłam strumieniem wody prosto w wyrwę, aby przypadkiem nie dotknąć czegoś okropneho. Kim wskoczył pierwszy, a ja druga. Na końcu Tadashi opuścił się na macce i bardzo dojrzale się z nas śmiał.

***
- Ej... To nie ma końca- powiedziałam cicho, nie chcąc zakłócać wszechobecnej ciszy.
    Ja na zawołanie dostrzegliśmy małe światełko, które zaczeło powoli rosnąć. Przyśpieszyliśmy i po chwili już zobaczyliśmy pod nami mały wodospad gówna i brudne bajoro.

  Zrobiłam lodową platformę i wszyscy bezpiecznie wylądowaliśmy na trawce parę metrów dalej. Zaczęliśmy się śmiać jak szaleńcy i zmęczeni klapneliśmy na trawę.
- Wyobrażacie sobie to? Wpada taki Hidan do kibla, a tu dziura- powiedziałam po chwili.
- Ciekawe, co by powiedział...- szepnął pod nosem Kim.
- Tosz to małe bachory! Znowu, ku*wa, uciekły! Idę zawiadomić resztę! Małe sku*wysynki- krzyknęłam, udając głos Jashinisty.
  
  N Ponownie wybuchnęliśmy śmiechem i zaczeliśmy pomału zbierać się do drogi.
- Zajedziemy najpierw do Konohy?- spytałam się, gdy wsiadaliśmy na platformę.
- Co rozkarzesz, panienko- powiedział Kim i usiadł wygodnie na lodzie.
-  Mnie nikt nie zapyta- rzucił Tadashi i złożył pieczęć. Na jego plecach pojawiły się ogromne skrzydła.

  I tak oto przez dwie godziny lecieliśmy do Liścia. Mineliśmy las i pare łąk. Dostrzegliśmy nawet grupkę shinobi pod sobą. Kilometr przed bramą wylądowaliśmy.
- Poznają mnie?- spytałam się Kima, gdy szliśmy już piaszczystą drogą.
- Jedno oko masz niebieskie, a skóra ci pobladła, włosy ci urosły. Jednak to twoi przyjaciele i na pewno cię rozpoznają, panienko.
  
   Uśmiechnęłm się do niego, ale stres zaczynał wzrastać z każdym krokiem. Zatrzymałam się i przeczesałam brudne włosy. Wyjęłam z nich nawet dwa liście i patyk Wygładziłam ubranie i dumnie ruszyłam w stronę bramy.
- Chętnie poznam twoich znajomych- powiedział Yoko z nosem w książce. Nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie, ale uznałam to za wsparcie.

   Wpakowaliśmy się przez bramę, nie patrząc na ninja, którzy stali na straży. Jak oszołomy z buszu wbiegliśmy w tłum ludzi. Pierwszym moim celem jest ulubiona knajpka z dango, a potem dom Naruto i hokage. Poprowadziłam mężnie moich towarzyszy pod sam bar. Przepraszam wszystkich przyjaciół, ale na głodniaka nie mogłam się z nikim spotkać.
   
  Wbiliśmy do knajpy i usiedliśmy w jednym z dalszych stolików. Po chwili podeszła do nas gburowata kelnerka. Jest to niebieskooka brunetka, która nienawidzi swojej pracy. Zdążyłam kiedyś zamienić z nią kilka słów.
- Hej, Shiro. Dawno cię tu nie było.
- Miałam małe wakacje- skłamałam- Poproszę to, co zwykle.
- No dobra. Wy dwaj, czego chcecie?- spytała się bardzo niemiło.
- Dwa razy dango- powiedział Kim z kropelką potu na skroni.
- Ja poproszę ramen- rzucił Tadashi z nosem w książce.

   Dziewczyna bez słowa odeszła. Odprowadziłam ją wzrokiem. Rozsiadłam się wygodniej na kanapie i westchnęłam przeciągle. Dawno mnie tu nie było.
- Co zwykle zamawiasz?- spytał się Yoko, odkładając romasidło.
- Trzy razy dango, sok owocowy i sos do curry- wyjaśniłam szybko.
- Zjadasz to?
- No tak...
- Czego mogłem się spodziewać po niewychowanym dziecku z buszu?

  Po chwili przyszła brunetka z naszym zamówieniem. Wrąbałam wszystko w mgnieniu oka. Wyszliśmy z restauracji, uprzednio płacąc za posiłek.
- To, gdzie idziemy teraz, panienko?- spytał się Kim, widząc, że już się ściemnia.
- Naruto- odpowiedziałam jednym słowem, ale oni wszytsko zrozumieli.

   Szliśmy wąskimi ulicami. Po jakimś czasie stałam na środku mojej ulicy. Po prawej miałam mój dom, a po lewej blok Uzumaki'ego. Chwilę się zawachałam, ale z głośno bijącym sercem weszłam do mojego starego miejsca zamieszkania.
   Dziurę w ścianie przykrywał plakat, pachniało ramen, roślinki powiędły, a na haku w kuchni wisiał fartuch Kim'a.
  
   Uśmiechnęłam się do siebie. Tadashi rozglądał się uważnie. Zapewne wyobrażał sobie dwójke dzieci, które kiedyś razem miło spędzały czas w tym domu. Białowłosa dziewczynka siedziała na kanapie z książką, a wesoły brunet gotował obiad.
   Kim stał z lekkim uśmieszkiem przed plakatem, ale po chwili jego mina stała się niewyraźna i nieobecna. Zdawał się być czymś przytłoczony lub smutny.
- Dobra, dość zwiedzania!- krzyknęłam, przerywając ciszę. Mój głos odbił się echem po salonie.

   Ruszyłam do drzwi, a chłopcy za mną. Wyszłam na mini ganek, czując się jak dawniej. Szłam wtedy na nudne misje z sensei'em i dwujką idiotów przy boku. Po drodze uczepiała się nas Sakura, a Kiba pokazywał mi nowe sztuczki z psem.
    Jednak teraz czas na pewnego blondyna. Muszę do niego pójść i porozmawiać z nim. To mój przyjaciel z drużyny!

    Ta szczęśliwa myśl nie ukoiła mojego zranionego serca. Przed oczami nadal miałam obraz Sasuke z korytarza. Nie jestem zła, że mnie nie poznał.
    Jego smutny i pełem nienawiści wzrok mnie przytłaczał. Martwiłam się o niego. Po zobaczeniu Naruto znajdę Orochmiaru i go odbiję- tego zadufanego w sobie emo.

   Ustałam przed drzwiami. Moja piąstka zawisła dwa centymetry przed drewnem. Mam tak po prostu zapukać? Co powiem? ,,Siema, Naruto! Co u ciebie? Bo ja zostałam porwana i wykasowano mi pamięć!". Nie, to raczej nie jest dobry pomysł. Pozna mnie? Wygoni? Bedzie zły, że nie przyszłam wcześniej, że o nim zapomniałam?

   Nagle drzwi się otworzyły i zetknęłam się z czyimś twardym torsem. Runełabym na ziemię, gdyby on mnie nie złapał.
- Przepraszam, dattebayo. Nic pani nie je...- i wtedy nasze oczy się spotkały. Jemu zabrakło języka w gębie, a ja zaczęłam się bać. To chwila prawdy.
   I tak staliśmy w ciszy. Tadashi i Kim czekali z tyłu, ale dla mnie i tak świat się rozmazał.

   Wyrósł- to fakt, ale to nie był już ten sam roześmiany blondyn. Jego twarz była poważna, a oczy niby nadal miały te wesołe iskierki, ale jako przyjaciółka mogłam doszukać się głębokiego smutku i zagubienia.
   Łzy same spływały mi po policzkach. Po chwili Naruto też zaczął płakać. I tak staliśmy wycierając mokre policzki.
- Przynajmniej ty, Shiro- powiedział cicho i przycisnął mnie do siebie.
- Tęskniłam, Naruto...

Nowy płomyk // NARUTOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz