Zabiję

219 23 7
                                    

    Spojrzałam na niego jak na wariata. I on myśli, że to zrobię? Co za totalny idiota...
- Dam ci pięćset osiemdziesiąt jenów!- krzyknął Issai, kręcąc się na trawie. Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę, bo byłam wyczerpana. Tadashi też nie wyglądał na pełnego energii, dlatego odpoczywaliśmy na zieloniutkiej trawce.
- Nie- odpowiedziałam twardo.
- Siedemset!- zaoferował czarnowłosy, a jego kucyk śmiesznie się zakołysał.

    Westchnęłam przeciągle. Wstałam, pokazując tym, że się zgadzam. On zrobił to samo. Rozpieszczony idiota. Jest nadziany i myśli, że może se pieniądze wydawać na takie błachostki. Ja jednak z tego skorzystam i to bardzo chętnie.
- Płacę za dobrze wykonaną robotę- oznajmił machając mi przed twarzą pieniędzmi.

     Zawstydzona zrobiłam parę kroków do tyłu i się odwróciłam. Wymusiłam łzy i pobiegłam w stronę Issai'a.
- Braciszku!- krzyknęłam, wtulając się w jego klatkę piersiową. Dobrze, że tu nie ma reszty.
     Spojrzałam do góry, bo chłopak jest wyższy o prawie dwie głowy, zapłakanymi oczami. Ten tylko stał oniemiały. Szybko się od niego odsunęłam, a łzy zniknęły mi z oczu. Wyciągnęłam rękę po forse, którą po chwili dostałam.

      Schowałam łapczywie zdobycz do kieszeni i się uśmiechnęłam. Issai odwzajemnił mój uśmiech i położył swoją dłoń na mojej głowie. Strzepnęłam ją szybko.
- Radzę sprawdzić kieszenie- powiedział Tadashi, pojawiając się nagle obok nas.

    Issai spojrzał na niego zdziwiony. Przeniósł wzrok na mój wredny uśmieszek i zaczął ze zdenerwowaniem przeszukiwać kieszenie. Wyjęłam z rękawa portfel i pomachałam nim mu przed nosem. Gdy chciał po niego sięgnąć, wrzuciłam go do kabury.

      Usłyszałam szelest liści i z drzewa zeskoczył Kim.
- I jak zwiady?- spytałam się poważnie.
- Cztery kilometry dalej jest wioska. Nie możemy ryzykować, używając platformy. Ściągnelibyśmy na siebie uwagę- wyjaśnił zdyszany użytkownik katany.
- A co z moim portfelem?!- krzyknął błagalnie Issai.

   Rzuciłam w jego stronę zdobycz i szybko poszłam się oddaliłam. Trzy... Dwa... Jeden...
- Gdzie są cztery stówki?!

***
    Po udanym obiedzie ruszyliśmy w stronę naszych namiotów.
- A to dla potomstwa!- rzucił przez ramię Yoko, machając zdjęciem. Byłam na nim zapłakana i wpatrzona w Issai'a. Spłonęłam rumieńcem i zaczęłam panikować. Machałam na wszystkie strony ręcami i chciałam zabrać chłopakowi fotografię, ale Kim wyrwał ją Tadashi'emu. Schował ją do majtek na tyłku.

   Załamana weszłam do namiotu, kołysząc się w przód i w tył. Były tu dwa koce- mój i tego idioty Kim'a. Kiedyś często spaliśmy razem, więc nas to nie krępuje.
   Po chwili do namiotu wszedł Issai z głupkowatym uśmiechem.
- Śpię dziś u ciebie, bo Kim boi się, że go zadźgasz w nocy- wyjaśnił szybko.
- To ja idę na wartę- oznajmiłam i pośpiesznie wypełzłam na podwórko.

   Odetchnęłam z ulgą i zaczęłam łapczywie wdychać zimne powietrze, aby ostudzić mózg. Mój wrażliwy nosek coś wyczuł. I nie, to nie był smród chłopaków. Osiem różnych zapachów. Niewiadomo, czy wrogowie, ale musimy założyć najgorsze.

    Rzuciłam lodowymi kolcami w namioty, a one przeleciały przez całą polanę, wbijając się w drzewo. Na kocach zostali chłopacy. Wyglądali na nieźle wkurzonych. Pośmiałabym się, bo Tadashi właśnie wkładał spodnie, ale to nie była odpowiednia pora.
    Jedynie Kim mnie zrozumiał. Znamy się wiele lat... Nie pora teraz na takie pierdoły.
- Ludzie są pół kilometra od nas. Szybko się przemieszczają w naszą stronę, więc to są ninja. Próbują nas otoczyć, więc są wrogo nastawieni!- krzyknęłam, wyłapując informacje.
- Uciekamy!- oznajmił Kim i skinął na mnie.

    Użyłam mojej ulubionej techniki i zrobiłam lodową platformę. Szybko na nią wskoczyliśmy. Musiałam wciągać nieogarniętego Issai'a. Yoko postanowił ponownie polecieć na swoich skrzydłach.
    Rozejżałam się na boki. Dwieście metrów... Wzleciałam wysoko, aby trudniej nas było dosięgnąć. Sto pięćdziesiąt... Przyśpieszyłam, kierując się do portu. Leciałam najszybciej w moim życiu.

    Dobrą godzinę utrzymywałam się piętnaście metrów nad ziemią. Odetchnęłam z ulgą, gdy ich zapach został parę kilometrów za nami. Zniszczyłam platformę i zrobiłam górkę ze śniegu na dole. Spadliśmy na miękki puszek.
     Moja chakra nie jest nieskończona. Tadashi też wyglądał na wyczerpanego.
- Co to było?- spytałam się niewiadomo kogo.

   Wstałam, cofając technikę. Kim gadał z Yoko, a Issai stał z boku. Coś czuję, że on wie o co chodzi.
- A więc...- zagadnęłam, krzyżując ręcę na klatce piersiowej.
- Sam jestem ninja. Wynajęłem was, bo niedałbym sobie rady z tą zgrają. Muszę iść po te zioła, aby wyleczyć chorego ojca, a oni chcą mi przeszkodzić, bo wymarzyli sobie podbić Kraj Traw... Mój tata jest silny i rządzi państwem. Po jego śmierci wybuchnęłoby zamieszanie i oni by z tego skorzystali- wyjaśnił pod nosem- Ja mam po nim przejąć tron.
- Czyli u was jest system rodziny królewskiej?- spytał się zaciekawiony Kim, który skończył swoją rozmowę z Yoko.
- Coś takiego.

    Przetarłam czoło różowym rękawem i spojrzałam na piaszczystą drogę.
- Za pół kilometra jest miasto- powiedział Kim, wyczuwając o co mi chodzi.
- To idziemy!- krzyknęłam entuzjastycznie i ruszyłam przed siebie.
- To w drugą stronę- powiedział Tadashi z obojętną miną.
- Wiedziałam. Sprawdzałam, czy wy wiecie- rzuciła i się zawróciłam.

***
    Podbiegłam do kolejnego stoiska. Trzymałam Issai'a za czarny rękaw kimono.
- Braciszku, kupisz mi dango?- spytałam się z miłym uśmieszkiem. Tak oto Shiro Ayame zdobywa pożywienie zupełnie za darmo.
- Oczywiście, siostrzyczko- odpowiedział z delikatnym uśmiechem- Wybierz sobie.

    Wzięłam patyczek z trzema kuleczkami. Issai zapłacił za nie i ruszyliśmy dalej przez zatłoczone miasto. Mijaliśmy kolorowe stragany. Ciągle udawałam jego siostrę, aby zdobyć więcej żarcia. W życiu trzeba być sprytnym.
- Braciszku!- krzyknęłam łapiąc go za rękę. Spojrzałam mu prosto w oczy- Kupisz mi watę cukrową?
- Shiro-chan... Braciszek kupi ci wszystko- powiedział, głaszcząc mnie po głowie. Okoliczne panie wetchnęły.

    ,,Jaki on opiekuńczy", ,,Taki kochany i miły" mówiły między innymi. Zerknęłam na Kim'a i Tadashi'ego. Śmiali się z Issai'a, który daje mi się strasznie doić.
     Tak zleciało nam popołudnie i musieliśmy dalej ruszyć w drogę. Do portu zostało nam parę kilometrów. Tylko czterdzieści dwa. Powinniśmy tam dojść jutro rano.

     Szłam raźnym krokiem przy Issai'u, trzymając go za rękaw. Musiałam go co chwilę przestawiać, bo na drodze było wiele dziur. W prawej dłoni trzymałam popcorn. Kim i Tadashi szli za nami, gadając o najlepszych katanach na świecie. Jak dobrze mieć ich przy sobie...

***
     Odetchnęłam morskim powietrzem i zatopiłam zęby w jabłku. Ruszyliśmy w stronę statku, który prezentował się pięknie. Drewno ze złotymi dodatkami wygląda cudnie.
      Trzymałam Issai'a za rękawa, jak zwykle, i uśmiechałam się zadowolona z jedzenia. Wspieliśmy się po rozłożonych schodkach na statek. Wyglądaliśmy całkiem jak normalni ninja, ale tacy nie byliśmy. 
    

Nowy płomyk // NARUTOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz