- Jak miałeś na nazwisko? - spytałem posyłając lekki uśmiech. - Grimshit?
- G.R.I.M.S.H.A.W - przeliterował. - Grimshaw, Harry. - odparł spokojnie, powtarzając swoje nazwisko.
Zgrzytnąłem zębami. Naprawdę wkurzał mnie ten facet. Nie wydzierał się ani nie przeklinał. Nie wołał mnie po nazwisku, a w jego oczach nie widać było chęci mordu. Nie podobało mi się. Chciałem Louis'a z powrotem. Tęskniłem za jego niebieskimi tęczówkami, które błyszczały za każdym razem, gdy wydawał mi rozkazy, czasami opluwając sobie brodę w złości. Za jego krzykiem, gdy wypowiadał: ,,Padnij, Styles'' lub ,,Baczność, Styles'', ,,Nie ociągaj się, Styles''. Może wtedy mnie irytował, ale teraz słuchałbym tego głosu codziennie.
A Grimshit? On tylko cały dzień gapił się, jakby chciał mnie zjeść. Ani razu nie użył mojego nazwiska, tylko imienia. Najbardziej zapadła mi sytuacja z rana. Aż mnie wmurowało. Zresztą chyba jak wszystkich obecnych.
,, - Dziesięć pompek, Harry
- Dziesięć? - zapytałem ponownie, nie wierząc w to co słyszę. - Dziesięć, ale chyba kilometrów...
- Nie, chodziło mi o pompki, Harry''
Tomlinson gdy mówił sto, miał na myśli pompki, gdy dziesięć - kilometry, a gdy trzy- chodziło mu o sekundy do zbiórki. Nauczyłem się tego na pamięć. Gdy dopytywałeś się go o coś, ten zwiększał ilość wykonywanego zadania. Szczerze go za to nienawidziłem.
- Harry, wyruszamy. - usłyszałem głos Niall'a.
Cały czas znajdował się przy mnie. To on wiele razy ratował mnie przed podpadnięciem u porucznika. Często się zamyślałem, zresztą jak teraz, a ten przywracał mnie na ziemię.
- Harry, weź plecak. - usłyszałem głos Nick'a i się skrzywiłem.
Traktuje mnie jak małe dziecko. Do nikogo nie zwraca się po imieniu, tylko do mnie. Wszyscy patrzą na mnie z rozbawieniem. Przecież nie jestem upośledzony. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? Już bym wolał być wgniatany w błoto przez Tomlinson'a niż to.
- Sam go sobie weź. - prychnąłem i na znak protestu, kopnąłem przedmiot, zostawiając na nim ubłocony odcisk buta.
Teraz liczyłem na wybuch złości. Jakiejkolwiek reakcji. Cokolwiek, ale nie to, co nastąpiło po chwili.
- Horan, bierz jego plecak i wyruszamy. - powiedział niewzruszony. - Nie mamy czasu, jeśli chcecie wrócić na kolację.
Szczęka opadłą mi chyba aż do samej ziemi. Patrzyłem z niedowierzaniem na plecy oddalającego się mężczyzny. Niall popatrzył na mnie zmieszany. Po tłumie przeszedł szmer lub odgłos ulgi. To przecież nie po raz kolejny, przeze mnie czołgaliby się w błocie. Ale Nick w ogóle nawet nie pomyślał o jakiejkolwiek karze za brak spełnienia polecania.
Oczywistym był fakt, że nie wykorzystam blondyna jako swojego prywatnego tragarza. Chwyciłem plecak i zarzuciłem sobie na plecy. Ruszyłem za odbiegającą grupą. Zbierało się na deszcz. Bardzo nie lubiłem zimnych kropel spadających na moją głowę. Psuły fryzurę i robiły z moich włosów bałagan.
Tak więc do końca dnia zajmowaliśmy się przebieraniem nogami, by jak najszybciej wrócić do ciepłego i suchego pokoju. W czasie powrotu wyszła burza. Deszcz zlał się okropnie, było aż siwo i nic nie było widać. Do tego odgłos grzmotów i błyski piorunów w tym nie pomagały. Niall okropnie bał się burzy. Musiałem go niemal nieść, gdyż postawił sobie za punkt honoru ukrycie się za dużą skałą. Co zresztą było beznadziejnym pomysłem.
CZYTASZ
Yes, sir! ~Larry ✔
Fanfiction#1 w ff || - Baczność, Styles! - warknął niebieskooki. - Pewna część ciała już mi stoi na baczność, sir! - odparł chłopak, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech zadowolenia. - Pieprz się, Styles. - dodał, lekko się czerwieniąc. Spojrzał na...