Patrzyłem się na Nick'a. Nie wiedziałem co on tutaj robi. Powinien być po drugiej stronie rzeki w swoim namiocie. Miał coś wspólnego z Aiden'em? Chciał się mścić? Jeśli tak, to dlaczego teraz? Dlaczego dzisiaj? Przecież miał ku temu dużo okazji... Tyle lat...
- Przypomnij sobie ,,Białe lato''. - powiedział na zakończenie.
Aiden nie oddał mu broni. Wciąż trzymał ją w ręku, ale nie mierzył już do Grimshaw'a. Starałem zachować spokój, ale to wcale nie było takie proste. Chłopak był roztrzęsiony i wymachiwał bronią. Starałem się go nie denerwować. Moja próba odebrania mu broni skończyła się na postrzale w ramię. Już dawno straciłem w nim czucie. Na ziemi jak i na moim ubraniu znajdowała się jedynie krew.
Na początku myślałem, że Nick'owi chodzi o tamten pamiętny dzień kiedy pokonaliśmy jego oddział. Pora roku się zgadzała, to fakt. Ale nikt nie nazwał tego ,,Białym latem''. W końcu sobie przypomniałem.
Kiedy byliśmy kadetami ciągle ćwiczyliśmy w terenie. Tamtego dnia tak się złożyło, że miałem okropnego pecha. Trafiłem do grupy Nick'a i już wiedziałem, że to będzie jeden z najgorszych dni w życiu. Zadanie polegało na odbiciu zakładnika z rąk wroga. A kto został zakładnikiem? Louis Tomlinson! Klęczałem wtedy na podłodze. Byłem tak samo związany, jak teraz. Może z tą różnicą, że nie byłem ranny i nikt nie mierzył we mnie z prawdziwej broni. Gdy nadszedł ratunek, czyli Nick od razu okazało się, że wpadli w pułapkę. Grimshaw jednak się nie poddawał i wymyślił jeden ze swoich skutecznych planów. Zamiast skupić na przeciwniku zaczął mnie wyśmiewać. Oczywiście nie pozostawałem mu dłużny. Nawet nasz wróg był w niemałym zdziwieniu. Przypomniałem Nick'owi jakim debilem jest i jeszcze kilka dość niecenzuralnych słów padło wtedy z moich ust. A co zrobił potem? Wyrwał broń przeciwnikowi i strzelił pociskiem, jakim była czerwona farba. Odwróciliśmy tak uwagę wroga, że nie zdążył się w niczym połapać.
- Jesteś taki beznadziejny, Tomlinson! - warknął teraz Nick. - Tyle lat musiałem czekać, aby zedrzeć ci ten twój uśmieszek z twarzy na wieki.
- Przynajmniej nie muszę pokazywać się ludziom z taką mordą. - odgryzłem się. - Dzieci na twój widok uciekają z płaczem.
- Ja nie bzykam swoich kadetów w każdą noc. A raczej nie daję się pieprzyć. - prychnął, poprawiając swoje zdanie.
- Ja nie muszę ciągle jechać na ,,ręcznym''. - zaśmiałem się.
- Zamknijcie się wreszcie! - warknął Aiden. - Dość tej wymiany zdań.
- To pozwól mi go w końcu zabić! - warknął Nick. - Rozwalę ten jego ryj.
- Nie - zawołał chłopak. - Najpierw chcę załatwić Styles'a. Wasza czwórka już zapłaciła za śmierć mojego brata. Zostałeś tylko ty.
- Więc go zabij. - dodał Nick. - Na co czekasz?
- Nie zabijam tych drani. Niszczę ich od środka. Pozbawiam ukochanych osób, rodziny. Pamiętasz tego przygłupa... jak mu było? Mike? Zabiłem mu dwie córki i żonę. Żebyście widzieli jego minę... - zaśmiał się.
- Czego chcesz od Harry'ego? - odezwał się teraz Nick. - Jego w to nie mieszaj. Zabij Tomlinson'a, a jego zostaw.
- Nie... Nie! - podniósł swój głos. - Śmierć jest zbyt łaskawa, mają cierpieć, rozumiesz?
- Więc pozwól mi go zabić i wziąć Styles'a dla siebie. Czy świadomość tego, ze zwinąłem mu jego chłopaczka sprzed nosa nie będzie wystarczająca?
CZYTASZ
Yes, sir! ~Larry ✔
Fanfiction#1 w ff || - Baczność, Styles! - warknął niebieskooki. - Pewna część ciała już mi stoi na baczność, sir! - odparł chłopak, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech zadowolenia. - Pieprz się, Styles. - dodał, lekko się czerwieniąc. Spojrzał na...