Rozdział 26

24K 1.6K 2.7K
                                    


To już drugi rozdział na dziś.

Jest napisany w dalszym ciągu z perspektywy Harry'ego - kontynuacja poprzedniej części.

✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥✤✥


Postawiłem szatyna na ziemię. Jego spodnie opadły w dół. Pozostał jeszcze w bokserkach, które po chwili skończyły tak samo. Louis niezdarnie  powtórzył to  z moją garderobą.

- Na pewno chcesz to zrobić, Lou? - zapytałem. - Nie mam ani prezerwatyw, ani lubrykanta. - zaznaczyłem.

- Nie szkodzi. - wysapał, wypychając biodra do przodu. - Proszę, Hazz...

- O co prosisz, panie poruczniku? - uśmiechnąłem się na jego słowa.

- Zacznij mnie pieprzyć, Styles. I to jest rozkaz! - zażądał z wypiekami na twarzy.

I kimże bym był, gdybym nie słuchał rozkazu samego pana porucznika? Kciukiem rozchyliłem jego wargi, zahaczając o zęby. Po chwili dołączyły do tego kolejne dwa palce. Zaczął je ssać, dokładnie  obśliniając.

- Dobry chłopiec. - szepnąłem. - Zmieścisz dla mnie trzy palce?

Pokiwał głową i jęknął, kiedy włożyłem w niego pierwszy z nich. Chciałem dobrze go rozciągnąć. Był tak cholernie ciasny. Co chwila zaciskał się na moim palcu. Po kilku ruchach dołączyłem drugi. Tomlinson zaczął wić się zniecierpliwiony. Malik mówił poważnie o tym, że dawno nikt porządnie nie zajął się panem porucznikiem. Ale zaraz to nadrobimy.

- Taki dobry. - przyssałem się do jego szyi, zostawiając pokaźnych rozmiarów malinkę.

Zacząłem krzyżować ze sobą palce, będąc wewnątrz niego. Robiłem to powoli, napawając się jękami starszego chłopaka. Był strasznie głośny. Próbowałem go uciszyć pocałunkami. Przecież nie chcieliśmy, aby ktoś nas nakrył i nam przeszkodził. Niestety szatyn nie potrafił się hamować.

- Zmieścisz dla tatusia jeszcze jeden? - zapytałem, ocierając się kroczem o jego erekcję.

- Och... T-tak. - sapnął, wypychając biodra.

Uśmiechnąłem się szeroko i dołączyłem trzeci palec. Przez chwilę go rozciągałem. Czułem, że już był gotowy. Po raz kolejny obślinił dokładnie moje palce i rozprowadziłem ciecz po jego dziurce. Podtrzymywałem Tomlinson'a, który ledwo co stał na własnych nogach. Naparłem na jego ciało, po chwili wchodząc w niego do połowy. Dałem mu chwilkę na przyzwyczajenie się. Jego jęki strasznie mnie podniecały. Nakręcały do działania. Już od nich  samych człowiek mógłby dojść we własne spodnie.

- Teraz mam nareszcie okazję, by ci się odpłacić za te długie tygodnie, panie poruczniku. - szepnąłem i docisnąłem swoje biodra, wchodząc w niego całą długością.

- Hazz... - jęknął i zaczął niecierpliwie wypychać biodra, nabijając się na mnie.

- Nie usiądziesz przez tydzień, poruczniku. - mruknąłem tuż przy jego uchu, przygryzając płatek. - Byłeś dla mnie niemiły i dlatego czeka cię kara.

Na potwierdzenie swoich słów, dałem mu porządnego klapsa w odkryte pośladki. Jęknął i spojrzał się na mnie ze szklistymi oczami. Był tak cholernie gorący. Nie wiem jakim cudem wcześniej powstrzymywałem się, by go nie przelecieć. Przecież jego ciało samo o to się prosiło.

Wykonałem pierwsze pchnięcie, wyszedłem z niego do połowy tylko po to, aby mocno nabić się w niego. Poczułem jego dłonie, które wplątał mi we włosy. Zacząłem wykonywać rytmiczne pchnięcia. Z ust porucznika dochodziły ciche sapnięcia, które z czasem przybierały na sile. Złapałem za jego pośladki, podnosząc do góry, dając sobie tym samym lepszy dostęp. Owinął się nogami wokół mojej tali, tak jak to robił niedawno.

Przyśpieszyłem swoje ruchy. Musiałem natrafić na jego prostatę, gdyż wydał z siebie głośny jęk. Teraz ciągle uderzałem w to samo miejsce. Szatyn nie potrafił się więcej hamować, jęczał i sapał z przyjemności, a ja nie potrafiłem go uciszyć. Jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora przez rumieńce. Był taki ciasny, tak dobry dla mnie.

- H-harry, ja zaraz... - wysapał, lecz nie zdążył dokończyć, gdyż wytrysnął na moją bluzkę, zostawiając mokre plamy.

Jego ciało drżało. Wykonałem ostatnie pchnięcia, przyśpieszając tempo. Doszedłem chwilę po nim, rozlewając się wewnątrz niego. Oparłem zmęczony głowę na jego ramieniu. Zaciągnąłem się zapachem jego skóry. Byłem szczęśliwy. To było coś wspaniałego. Uniosłem głowę i napotkałem niebieskie tęczówki, w których szalały ogniki. Wpiłem się w miękkie wargi. Chłopak zaczął oddawać tę pieszczotę. Odsunęliśmy się od siebie cali zziajani. Takie ćwiczenia wojskowe mógłbym mieć codziennie. Dla takich chwili punktualnie stawiałbym się na zbiórki. Nawet założyłbym bluzkę!

- To było cholernie dobre. - sapnąłem. - Musimy to powtórzyć.

- Nie jesteś wcale taki zły, Styles. - zaśmiał się, lecz po chwili zmarszczył swój mały nosek. - Auć, to za co? - jęknął, gdy dostał drugiego klapsa.

- Za to jak traktowałeś mnie wcześniej. - odpowiedziałem i wymierzyłem mu trzeciego. - A to za to, że musiałem tak okropnie się o ciebie martwić przez Grimshit'a.

Dopiero teraz wysunąłem się z niego i postawiłem go na nogi. Po jego udach spływała moja sperma. Uśmiechnąłem się szeroko i złożyłem kolejny pocałunek na jego wargach.

- Jesteś wspaniały, panie poruczniku. - dodałem. - Mam nadzieję, że oferta spędzenia wspólnej nocy nadal aktualna?

- To było zanim pieprzyłeś mnie w krzakach, Styles! - zawołał.

- Stoimy pod drzewem, a nie w krzakach. - zaznaczyłem. - W takim razie spodziewaj się mnie po ostatniej zbiórce czy tam apelu. Tylko wykop Zayn'a z domku. Chcę mieć ciebie na wyłączność. Chyba, że lubisz trójkącik... albo nie, Niall by mnie zabił.

- Jesteś niemożliwy, Styles. - zaśmiał się i naciągnął na siebie bokserki wraz ze spodniami.

- Jak ja wytłumaczę mokrą koszulkę? - zapytałem wskazując na materiał. - Powiem, że porucznik mnie postrzelił naturalnym, ekologicznymi nabojami. - zaśmiałem się i naciągnąłem swoje ubrania.

- Dupek z ciebie, Styles. - mruknął, krzywiąc się lekko i zakładając ręce na klatkę piersiową.

Podszedłem do niego i wyjąłem z jego włosów igiełki sosny, które wplątały się, gdy  powaliłem go na ziemię. Na jego policzkach wciąż znajdowały się rumieńce. Nie musieliśmy spieszyć się w drodze powrotnej. Wracaliśmy powolnym spacerkiem. Złączyłem palce u naszych dłoni i spokojnie kierowaliśmy się w stronę budynków. Chyba pokocham biegi terenowe. Oczywiście pod warunkiem, że będziemy tylko we dwoje.

Dopiero będąc na miejscu zauważyłem mały szczegół. W tamtych chwilach nie wydawał się wcale taki ważny. Chodziło tutaj o brak jednego buta wraz ze skarpetką. Jak można było przejść kilkaset metrów i nie zauważyć brakującego obuwia? No właśnie... Potrafi tak jedynie kadet imieniem Harry Styles. Zapewne pod którymś z drzew but leży i czeka, aż po niego wrócę. Ale ja mam ciekawsze plany na ten wieczór... I ubrania na pewno nie będą mi potrzebne.


※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※

Oto obiecany rozdział. ^.^

Wybaczcie mi ten smut, nie umiem pisać takich scen T_T

,,Yes, sir!" Zajmuje 21 pozycję w ff!

Dziękuję!

Dobranoc, kadeci ❤

Yes, sir! ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz