- Nick pomyślał, że chciałbyś to mieć. - odezwał się blondyn.
Od tygodnia ze mną mieszkał. Strasznie mnie irytował swoją obecnością. Ale lepsze to niż własna rodzina. Nie wytrzymałbym, gdybym musiał słuchać ich słów pocieszenia. Bo co ci to da, jeśli usłyszysz po raz setny ,,Wszystko będzie dobrze''? Kłamstwa! Wszyscy kłamią! Próbują cię oszukać. Ale ja nie jestem głupi, nie dam się omamić. Nic nie jest i nie będzie dobrze!
Spojrzałem teraz na przyjaciela. Wczoraj na niego nakrzyczałem. Nie wytrzymałem i wybuchnąłem. Przelałem na niego całą złość i żal. Sprawiłem, że się popłakał. Byłem beznadziejnym przyjacielem. Nie zasługiwałem na nikogo. Powinni wszyscy w końcu zostawić mnie samego.
- Ta rzecz należała do... Louis'a - dodał cicho, ledwo słyszalnie. - Może chciałbyś to zachować.
Odłożył jakiś notatnik na szafeczkę nocną i wyszedł z pokoju. Zamknął za sobą drzwi. Nie chciał mnie denerwować. Widziałem, że trochę się mnie boi. Byłem beznadziejny...
Sięgnąłem ręką po przedmiot. Przyjrzałem się okładce. ,,Louis Tomlinson''. Przy każdym ,,o'' zrobiona była uśmiechnięta buźka. Cały Louis. Zawsze potrafił poprawić ci humor. Nieważne, jak gówniany miałeś dzień.
Otworzyłem pierwszą stronę i od razu zauważyłem, że nie był to notes, a dziennik. To tu spisywał każdy swój dzień. Całe pięćdziesiąt cztery dni. Przekartkowałem zapisane strony. Czasami pojawiało się tylko jedno zdanie, a czasami opisywał dzień tak dokładnie, że ledwo wyrobił się na trzech kartkach. Nie czytałem tego teraz, nie byłem gotowy. Zauważyłem, że kartki były brudne od ziemi i czegoś, co wyglądało na zaschniętą krew. I była to krew. Zmieniła swój kolor, ale jednak.
Poczułem znów łzy w oczach. Zacisnąłem zęby, aby nie szlochać. Zamknąłem dziennik i rzuciłem go przed siebie. Uderzył w ścianę z głośnym plaśnięciem i spadł na ziemię. Otworzył się na jakiejś stronie, ale mnie to teraz nie obchodziło. Zwinąłem się w mały kłębek i pozwoliłem łzom płynąć. Kiedyś nazwałbym Lou małą krewetką. Często spał w takiej pozycji, gdy poszedł wcześniej spać ode mnie i nie miał do kogo się przytulić. Był uroczy.
Dlaczego to musiało teraz tak boleć?! Dlaczego ja nie mogłem umrzeć? Dlaczego Louis...
Tak minęły cztery dni. Piątego w końcu zmusiłem się do podjęcia dziennika. Oparłem się plecami o ścianę i zsunąłem na podłogę. Podciągnąłem kolana pod brodę i zacząłem czytać.
07.04
Dziś dotarliśmy do głównej bazy. Panuje tu niezłe zamieszanie. Nikt nie wie co ma robić. Dzielą nas na oddziały. Trafiłem na okropnego gbura. Założę się, że Harry obiłby mu twarz za słowa jakie do mnie kieruje. Jest nieprzyjemny i wszystkich poniża, ale może to takie jego zadanie? Nawet dupek Nick nie był takim dupkiem, jak ten dupek.
Napisał a ja mimowolnie się zaśmiałem. Tylko niebieskooki potrafił tak podsumować człowieka. Przekartkowałem dziennik dalej. Zatrzymałem się na dniu jedenastym.
18.04
Zabili Toby'ego. Odkryli naszą kryjówkę. Rozpoczęła się strzelanina. Nikt nie wiedział gdzie celować. Strzelali do nas zewsząd. My odpowiedzieliśmy na ogień. Dzień był gorący i trudno było rozpoznać jakiś ruch. Byliśmy ustawieni pod słońce. Znaleźliśmy się w najgorszym położeniu. Ale skoro to piszę, to żyję prawda?
Przerwałem na chwile, przełykając ciężko ślinę. Minęły długie sekundy, potem minuty, aż w końcu kontynuowałem czytanie do końca.
Dziś również i ja strzelałem. Raz zaciął mi się karabin. Nigdy przedtem z takiego nie strzelałem! Zabiłem człowieka... To nie był dobry dzień. Charlie cały czas się trzęsie. Nie może pogodzić się ze śmiercią brata. Zabili go, gdy ten stał tuż przy nim. Nikt nic nie mógł zrobić. Nie było z nami ratownika czy lekarza. Zastrzelili go nam już pierwszego dnia w tym mieście. Chłopaki zabrali dawki morfiny. Po niej nie czuje się bólu. On szybko przechodzi. Gdy Ben umierał - tak to ten brat, który już nie żyje, poprosił, aby go dobić. Ale jak można zabić jednego ze swoich? Swojego brata, przyjaciela? Dostał morfinę, ale zanim ona przestała działać, chłopak umarł. Był bardzo młody, młodszy nawet ode mnie. I to śni mi się po nocach. Każdy budzi się z krzykiem. To jest męczące...
CZYTASZ
Yes, sir! ~Larry ✔
Fanfiction#1 w ff || - Baczność, Styles! - warknął niebieskooki. - Pewna część ciała już mi stoi na baczność, sir! - odparł chłopak, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech zadowolenia. - Pieprz się, Styles. - dodał, lekko się czerwieniąc. Spojrzał na...