Obiad przebiegał spokojnie. Nikt nie wypytywał o nic Louis'a, za co byłem im wdzięczny. Podczas posiłku, jedną ręką trzymałem dłoń Lou pod stołem. Cały czas posyłaliśmy sobie uśmiechy, co może nie wyglądało zbyt dobrze w towarzystwie. Ale kogo to interesowało? Podczas deseru poczułem drobną dłoń na swoim kroczu. Zrobiło mi się gorąco. Spojrzałem na Tomlinson'a. Był pochłonięty w rozmowie z moją mamą. Gdy ścisnął mojego penisa przez materiał spodni, zakrztusiłem się kawałkiem ciasta. Zerwałem się od stołu, ciężko dysząc. Myślałem, że skończę życie. Louis podniósł się i uderzył mnie otwartą ręką, między łopatki.
- Zakrztusił się biedaczek. - powiedział rozbawiony. - Nie jedz tak łapczywie tego ciasta, Harry.
- Harold, zachowuj się! - zgromiła mnie Anne. - Ciasta wystarczy dla wszystkich.
Usłyszałem dźwięczny śmiech Louis'a. Nie potrafiłem się na niego dłużej gniewać. Posłałem mu lekki uśmiech i opadłem z powrotem na krzesło. Później się policzymy - pomyślałem. Do końca posiłku panował spokój. Po chwili cała rodzina znów przeszła do salonu.
- Ja pozmywam. - zgłosiłem się na ochotnika.
- Harry? Dobrze się czujesz? - zapytała Gem. -Ty nigdy nie pomagasz w domu, co się z tobą stało?
- Zmieniłem się, robalu. - wytknąłem jej język. - Ale Lou pomoże mi wycierać naczynia.
Zanim ktokolwiek mógłby zaprotestować, chwyciłem szatyna za nadgarstek i pociągnąłem w stronę kuchni. Louis się zaśmiał i oparł o blat kuchenny.
- Widzę, że humor dopisuje, panie poruczniku. - powiedziałem, zbliżając się do niego.
- Masz bardzo miłą i fajną rodzinę. - odparł.
Chciałem nachylić się i go pocałować, lecz on to przewidział. Złapał mnie za szczękę i odwrócił w stronę zlewu pełnego talerzy i sztućców. Westchnąłem ciężko.
- Wrzucimy to do zmywarki i po kłopocie. Po prostu chciałem pobyć z tobą na osobności. - powiedziałem.
- Obiecałeś pozmywać, Harreh, więc weź się do roboty. - popędził mnie i na koniec klepnął w tyłek.
- Widzę, że porucznik jest bardzo spragniony. - zaśmiałem się.
Odwróciłem się do zlewu i zacząłem myć naczynia. Czyste podawałem Lou, aby je powycierał. Za jakiś czas znów zerknąłem na niego. Opierał się o blat i nucił coś pod nosem, kołysząc się lekko na boki. Porzuciłem zmywanie naczyń na rzecz czegoś o wiele ważniejszego. Podszedłem do szatyna i chwyciłem go za biodra.
- Jeszcze nie skończyłeś zmywać. - powiedział zdziwiony.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze. - szepnąłem mu na ucho.
Zabrałem od niego talerz. Odstawiłem go do szafki, obok czystych naczyń. Odwróciłem teraz Louis'a przodem do siebie. Spojrzał na mnie, marszcząc swój mały nosek, wyglądało to uroczo.
- Nie wytarłeś rąk, Harry. Mam przez ciebie mokre spodnie! - zawołał, próbując się wyswobodzić.
- To teraz pomyśl przez co muszę przechodzić każdego dnia, kiedy muszę cię oglądać. - zaśmiałem się.
Złapałem go pod uda i posadziłem na blacie kuchennym. Teraz dłonie przeniosłem na jego biodra. Przysunąłem się bliżej tak, że znajdowałem się między nogami szatyna. Spojrzałem w jego oczy. Niebieskie tęczówki przyglądały mi się zaciekawione. Jaki ten chłopak potrafił być zmienny. Raz jest zimnym jak lód dupkiem, a po chwili w końcu pojawia się prawdziwy, uśmiechnięty Louis. I zdecydowanie wolę tego drugiego. Nachyliłem się do przodu i pocałowałem jego miękkie, malinowe usta. Były wręcz stworzone dla mnie. Cały chłopak był wspaniały i tylko mój. Nie chcę się nim dzielić z nikim. Pocałunek zszedł niżej, na odkrytą szyję. Skóra była tam bardzo delikatna. Widziałem jak pojawiła się na niej gęsia skórka. Po chwili zrobiłem na niej dużą malinkę. Teraz każdy będzie wiedział, że porucznik jest mój i nikt nie ma prawa się do niego zbliżyć.
- Chyba powinniśmy wracać do zmywania. - odezwał się po chwili, gdy moje ręce odnalazły drogę pod jego bluzkę, kreśląc kółka.
Spojrzałem na niego i westchnąłem. Musimy koniecznie pojechać do mojego mieszkania. Nie wytrzymam tak długo. Szatyn delikatnie się uśmiechał. Swoje dłonie wplątał w moje włosy, delikatnie je przeczesując. Uwielbiałem to.
- Nie przeszkadzajcie sobie, ja tylko po wodę. - usłyszałem głos swojej siostry.
Weszła do kuchni jak gdyby nigdy nic. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. Co za karaluch! Czy ona nie mogła znaleźć lepszego momentu? Zawsze musi nam ktoś przeszkodzić. Jakimś cudem to była zawsze ona. Jęknąłem zirytowany. Usłyszałem głośny śmiech szatyna. Był wyraźnie rozbawiony. Chyba moja siostra nie przeszkadzała mu bardzo, tak jak mi w tym momencie.
- Dwie przecznice dalej, trzeci sklep po... lewej. - powiedziała zanim zniknęła z kuchni, uprzednio obdarzając nas szczerym uśmiechem.
Co za podstępna żmija! Uduszę ją! Zabiję! Spalę na stosie, potem wskrzeszę i znów zabiję!
- Harry? Co to za sklep o którym mówiła Gem? - zapytał, patrząc na mnie zaciekawiony.
Dlaczego musiał o to spytać? Jest tyle ważniejszych pytań do zadania, a on pyta o tą właśnie rzecz... Ale...
- Przecież nie muszę mu mówić, że to sex shop... - zamyśliłem się.
Dopiero głośny wybuch śmiechu niebieskookiego uświadomił mnie, że wypowiedziałem to ostatnie zdanie na głos. Nagroda Nobla za głupotę przypada Harry'em Styles'ow! Wielkie brawa! I już wtedy wiedziałem, że moja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora.
- Ciekawe... - zaczął. - Często robisz tam zakupy? - uniósł jedną brew ku górze.
- Och zamknij się, Lewis... - mruknąłem, wpatrując się w podłogę.
- Oi... ktoś tu chyba się zawstydził. - zaczął się ze mną droczyć. - Jeszcze nie widziałem takiego Harry'ego...
- To będziesz miał okazję. - powiedziałem i wpiłem się w jego wargi.
Jęknął zaskoczony i pogłębił pocałunek. Jego palce u dłoni przyjemnie masowały mi skórę głowy. Odsunąłem się nieco od niego. Wciąż stykaliśmy się nosami. Widziałem jak jego długie rzęsy rzucają cień na jego policzki. Był taki piękny.
- Co powiesz na zakupy? - zapytałem.
- Ogólnie to przez te dni planowałem kupić sobie nieco ciuchów, ponieważ rzadko kiedy wychodzę z terenu wojskowego...
- Wkrótce się to zmieni. - obiecałem i cmoknąłem go w nos.
Złapał mnie za rękę i zeskoczył z blatu. Teraz znów był moim małym krasnalem. Jego niski wzrost wcale mi nie przeszkadzał. Był idealny dla mnie. Nie chciałem niczego w nim zmieniać, może z wyjątkiem tego, aby częściej się uśmiechał. Bo nie ma piękniejszego widoku, niż uśmiechnięty i szczęśliwy porucznik Louis Tomlinson.
- Do jakiego sklepu chciałbyś się wybrać? - zapytałem.
- Może do tego o którym mówiła Gemma? - uśmiechnął się szeroko.
- Nie wiedziałem, że porucznik zapuszcza się w takie miejsca. - zaśmiałem się, za co oberwałem kuksańca w brzuch.
- Ziall prosił mnie o parę rzeczy. - wyjaśnił. - A skoro mamy po drodze...
- Ziall? - uniosłem jedną brew do góry.
- Zayn i Niall, w skrócie Ziall. - uśmiechnął się.
- Skoro tak, to my jesteśmy... Harris czy Larry? - zapytałem głęboko nad tym myśląc.
※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂※⁂
Witajcie, kadeci!
Jesteście grzeczni pod nieobecność porucznika? o.O
Jeszcze tylko trzy dni i wracam...
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! :D
Do jutra!

CZYTASZ
Yes, sir! ~Larry ✔
Fanfiction#1 w ff || - Baczność, Styles! - warknął niebieskooki. - Pewna część ciała już mi stoi na baczność, sir! - odparł chłopak, a na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech zadowolenia. - Pieprz się, Styles. - dodał, lekko się czerwieniąc. Spojrzał na...