Rozdział 57

12K 1.1K 1.7K
                                    


- Dobra, Lou... - usłyszałem głos Harry'ego. - Gotowy na podejście drugie?

Popatrzyłem na niego i zmrużyłem oczy. Czy on do końca życia będzie mi wypominał tę chwilę słabości, kiedy zasnąłem na trawie? Będzie się ze mnie nabijał? Zaczynało być to denerwujące.

- Tak, Harold. Możemy wybrać się na spacer. I nie. Tym razem nie zasnę. - ubiegłem go, kiedy tylko otworzył usta by coś powiedzieć.

- Jestem pewien, że dzisiaj nie zaśniesz. - zaśmiał się, na co wywróciłem oczami. - Będziemy mieli ciekawsze rzeczy do robienia w nocy.

- Jeśli mamy iść, to chodźmy. - mruknąłem i wyminąłem bruneta.

Wyszedłem z naszej sypialni i zatrzymałem  przed budynkiem. Długo nie musiałem czekać na swojego męża. Od razu ruszył za mną, słyszałem jego kroki za sobą. Objął mnie od tyłu długimi ramionami i pocałował  w głowę. Po chwili ustami zszedł na dół i zassał skórę na mojej szyi.

- Hazz... Mieliśmy wybrać się na spacer. Jeszcze chwila, a zawrócę z powrotem do naszej sypialni. Z tobą, rzecz jasna.

- Na wszystko przyjdzie czas, kochanie. - szepnął mi do ucha, a ja zadrżałem.

Wypuścił mnie z objęć i splótł nasze dłonie razem. Obeszliśmy budynek i zaczęliśmy zmierzać w przeciwną stronę od naszego celu. Spojrzałem zdziwiony na chłopaka, lecz ten jedynie się do mnie uśmiechnął. Zdawał się dobrze wiedzieć, gdzie mnie prowadzi. Nie odzywałem się i nie zadawałem pytań. Chyba był z tego powodu zadowolony. Zatrzymaliśmy się dopiero po dziesięciu minutach. Przed nami znajdował się prostokątny, podłużny budynek. Ze środka dobiegały dziwne odgłosy.

- Philipe zaproponował nam  dziś przejażdżkę, co ty na to? Umiesz jeździć konno? - posłał mi delikatny uśmiech.

Spojrzałem na niego jak na wariata. Chciał abym zginął? Skąd taki zwariowany pomysł? Na pewno mu się znudziłem i wynalazł to wspaniałe rozwiązanie na pozbycie się mnie. Upadek z rozpędzonego zwierzęcia nie wzbudziłby podejrzeń. Uznaliby to za jakiś nieszczęśliwy wypadek, zdarza się, prawda?

- To żart? - popatrzyłem na niego z nadzieją.

- To tylko sugestia, jeśli nie masz ochoty, to rozumiem. - powiedział spokojnie. - Moglibyśmy się przejechać zamiast spacerować. Ale nie naciskam.

Chwilę się zastanowiłem. Kiedyś miałem kilka lekcji jazdy konnej. Oczywiście to wszystko sprawka moich sióstr. Musiałem z nimi chodzić do stadniny, gdzie jeździły na kucykach. Zawsze przez dwie godziny siedziałem na ławce przy płocie i niesamowicie się nudziłem. To było męczące. Kiedyś ktoś zaproponował mi przejażdżkę. Pod namowami sióstr w końcu się ugiąłem i zgodziłem. Nie było to nic przyjemnego. Już pierwszego dnia obiłem sobie dość czułe miejsce. Później było już tylko lepiej. Spodobało mi się to i przyznam, że dalej kontynuowałbym naukę, gdyby nie ojciec. Już wtedy zapowiedział mi gdzie trafię po skończeniu szkoły. Nie miałem co marzyć o studiach. Trafiłem do wojska. To właśnie to miejsce mnie kształciło. I możliwe, że zamieniłbym się w własnego ojca, gdyby nie właściciel nieziemsko pięknych zielonych oczu.

- Lou? - usłyszałem ponownie i dopiero teraz spojrzałem na Harry'ego.

Bacznie mi się przyglądał. Próbował odgadnąć moje myśli. Dość często to robił i zwykle znał mnie lepiej niż ja sam. Uśmiechnąłem się delikatnie i skinąłem głową.

- Nie ma problemu. - zapewniłem. - Kiedyś jeździłem, ale to było dawno. Jeśli zginę, zabiję cię. - obiecałem.

- Ale jak mógłbyś to zrobić, skoro byłbyś martwy?  - zapytał rozbawiony.

Yes, sir! ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz