Rozdział 22

19.9K 1.7K 2.8K
                                    


Otworzyłem oczy i spojrzałem w stronę drzwi. Zawiasy skrzypnęły, a po chwili słychać było czyjeś kroki. Ktoś wszedł do środka. Musiałem przysnąć, ponieważ podczas najmniejszego ruchu strasznie bolał mnie kręgosłup i szyja. Podniosłem się i zmieniłem miejsce. Usiadłem na łóżko, które stało niecałe dwa metry ode mnie. Po chwili przybysz zapalił światło. Rozpoznałem w nim swojego przyjaciela.

- Patrzcie kto mnie odwiedził. - uśmiechnąłem się. - Zayn Malik we własnej osobie. Czymże zawdzięczam tę wizytę?

- Nie bądź zgryźliwy, Lou. - skarcił mnie i usiadł obok.

- Najpierw Payne, teraz ty. Nie spodziewałem się takich tłumów. Wiesz... posprzątałbym, zamówił pizze. - zacząłem wyliczać.

- Zamknij się, Tommo. - westchnął. - Pokaż twarz i ręce.

Zmarszczyłem brwi. On tak na serio? Przecież nic mi nie było. Nie potrzebowałem wizyty lekarza. Zresztą nikogo nie potrzebowałem. Spojrzałem na swoje dłonie. Ciągle nosiły ślady krwi, dowód na to, że wczorajsza sytuacja rzeczywiście miała miejsca.

- Spójrz na mnie. - polecił, a gdy wciąż nic nie zrobiłem, chwycił dłonią moją szczękę.

Odwrócił moją twarz w swoją stronę. Chwilę oglądał ją z różnych stron. Najwięcej czasu poświęcił na gapieniu mi się w oczy. W końcu puścił moją szczękę, w której zdążyłem stracić  już  czucie. Westchnął i sięgnął po coś do kieszeni.

- Wyglądasz koszmarnie, Lou. Gdy rzuciłeś się na Nick'a...

- Ty też będziesz prawił mi kazania? - warknąłem, przerywając mu wypowiedź.

Pokręcił głową i uśmiechnął się lekko. Przyglądałem mu się zdziwiony. O co mu znów chodziło? Zaczynałem się już w tym wszystkim gubić. Chyba byłem zbyt zmęczony by przyswajać informacje.

- Nie, Lou. Chciałem powiedzieć, że mogłeś  celować w nos. Ledwo co go uszkodziłeś, ale za to nadrobiłeś z resztą twarzy.

Zaśmiałem się krótko na jego słowa. Takiego Zayn'a uwielbiałem. Zawsze wiedział jak poprawić mi  humor. Westchnąłem, wypuszczając ze świstem powietrze.

- Po co więc przyszedłeś, Zee? - zapytałem.

- Oficjalnie jestem tu jako lekarz, prywatnie jako twój najlepszy przyjaciel, który za każdym razem ratuje ci dupsko. - powiedział.

Chwycił mnie za dłoń i przyciągnął ją do siebie. Obejrzał uszkodzoną skórę i zmarszczył brwi. Położył moją rękę na swoim kolanie i zabrał się za przeczyszczanie rany. Polał ją wodą utlenioną. Strasznie szczypało. Przyłożył gazę i zebrał brud, jaki się utworzył z pieniącej się rany. Gdy upewnił się, że wszystko wykonał jak należy, zawinął mi knykcie bandażem, co uważałem za zbędne. Po chwili zrobił to z drugą dłonią. Teraz to dopiero wyglądałem jak wojownik, szykujący się do bitwy. Mogłem wcześniej o tym pomyśleć, gdy poszedłem przerobić facjatę Grimshit'a.

- Musimy porozmawiać.  - zaczął, gdy kończył zawijać bandaż.

- Cały czas to robimy, Zayn. - dodałem.

- Louis, do cholery jasnej! My naprawdę staramy ci się pomóc! Mógłbyś chociaż na chwilę zachowywać się normalnie?! - mruknął zdenerwowany.

- Pomóc? Tu nie ma nic do pomagania, Zayn.  - zmarszczyłem brwi i spojrzałem na niego zły. - Rozejrzyj się. Widzisz gdzie skończyłem? Chociaż to chwilowe, bo już jutro skończę na ulicy, bez niczego.

- Irytujący krasnal! - warknął.

Spojrzałem na niego i już chciałem coś powiedzieć, lecz wysiliłem się tylko na otworzenie i zamykanie ust. Nikt mnie nie będzie nazywał krasnalem. Jedyną osobą, która tak robiła, o mało co nie skończyła na tamtym świecie przez swoją głupotę.

Yes, sir! ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz